Straszna strata, nie tylko dla mnie prywatnie jako dla jego przyjaciela, ale to w ogóle strata dla szkolnictwa artystycznego, dla kultury - wspominał zmarłego aktora, Andrzeja Strzeleckiego, na antenie TVN24 Wiktor Zborowski. - Będzie smutno i będzie trudno przejść przez to - dodał.
Andrzej Strzelecki zmarł w wieku 68 lat. Aktor, reżyser, scenarzysta i wykładowca przegrał walkę z nowotworem. Wiktor Zborowski od kilkudziesięciu lat przyjaźnił się z Andrzejem Strzeleckim.
- My się przyjaźnimy, ciągle używam czasu teraźniejszego, od 1965 roku, kiedy razem dostaliśmy się do liceum Mikołaja Reja w Warszawie. Razem zdawaliśmy do szkoły teatralnej, Andrzej się nie dostał, bo to aż śmiech wspomnieć – Andrzej był młodszy, poszedł rok wcześniej do szkoły, więc miał takie problemy mutacyjne (…), ale rok później już dostał się bez żadnych problemów - wspominał aktor.
"Akademia Teatralna drugim domem"
Zdaniem Zborowskiego, "szkoła teatralna, później Akademia Teatralna po zmianie nazwy, była właściwie jego takim drugim domem". - On przeszedł taką piękną drogę, od maturzysty, który się nie dostał za pierwszym razem, aż do rektora tej uczelni przez dwie kadencje - wskazał. - Myślę, że oprócz tego, że był strasznie fajnym aktorem, reżyserem, dramaturgiem, scenarzystą, to myślę że ta szkoła teatralna to była chyba najważniejsza droga i miejsce w jego sztuce, jak to Konstanty Stanisławski nazywał - dodał.
Wiktor Zborowski zwrócił uwagę, że Andrzej Strzelecki "do tego był niesłychanie dowcipnym człowiekiem". - Myśmy się rozumieli, nie tylko ze względu na to, że 55 lat się przyjaźniliśmy, tylko (mieliśmy - red.) to samo poczucie humoru, ten sam sposób postrzegania świata, te same przemyślenia. Nigdy nie mieliśmy, jeżeli chodzi o artystyczne czy światopoglądowe sprawy, żadnych różnic. Andrzej był czasami nawet takim moim mentorem, mimo że rok młodszy, to dzięki niemu na przykład nauczyłem się grać w brydża, zacząłem grać w tenisa i zacząłem grać w golfa. To dzięki niemu, to on mnie w to wprowadzał - powiedział Zborowski.
- Dzisiaj dzwoniłem do Stasia Tyma, bo Stasiu dzisiaj 17 lipca obchodzi swoje 83. urodziny i on mi przypomniał, że dokładnie 33 lata temu umarł Jerzy Dobrowolski, a dziś 17 lipca umarł Andrzej Strzelecki. Stasio mówi, że chyba umówili się, żeby mu takie "prezenty" w urodziny robić. Smutne to wszystko - podkreślił Wiktor Zborowski.
Wojciech Malajkat stwierdził, że Andrzej Strzelecki "był wspaniałym aktorem, ale też reżyserem, autorem scenariuszy, alfą i omegą, można powiedzieć, człowiekiem, który zajmował się niemal wszystkim i robił to świetnie".
- Był człowiekiem. A przy okazji - artystą. To bardzo ważne połączenie. Był człowiekiem wrażliwym, dowcipnym, bystrym, spostrzegawczym. To oznacza, że był wspaniałym artystą. Cóż w takiej chwili można powiedzieć - brakuje go już teraz, a ta strata będzie tylko dotkliwsza - mówił Malajkat. - Andrzej Strzelecki zawsze grał siebie, choć w różnych okolicznościach. To jest bardzo trudne. Starczało mu osobowości na wszystkie role. Można grać siebie w wielu odsłonach tak samo, a on był sobą za każdym razem inaczej. Był wspaniałym aktorem. Ale też reżyserem, autorem scenariuszy, alfą i omegą, można powiedzieć, człowiekiem, który zajmował się niemal wszystkim i robił to świetnie - dodał Malajkat.
- To był mój bardzo bliski kolega - wspominał Strzeleckiego aktor Marek Siudym. - Znakomity, fajny kolega. Błyskotliwy, mądry, z ogromnym poczuciem humoru - dodał. Zwracał uwagę na jego zainteresowania i umiejętności sportowe. - To był człowiek, który miał talent do każdej piłki - świetnie grał w nogę, w ręczną, w siatkówkę - wyliczał.
Źródło: TVN24, PAP