Niedojedzony obiad w zbombardowanej sali szpitala, 10-latek z kanarkiem w klatce, kobieta dojąca krowę w centrum miasta, 12-letnia Kazia nad zwłokami siostry. Zdjęć jest kilkadziesiąt. Ich autorem Amerykanin Julien Bryan, który w 1939 r. pokazał zachodniemu światu jak wygląda wojna totalna na ulicach Warszawy. IPN właśnie wydał 200-stronnicowy album z jego fotografiami. Kazimiera Mika, dziś 84-letnia kobieta, zobaczyła je po raz kolejny. - Dla mnie to było wczoraj. Nie nauczę się już o nich mówić. Co najwyżej powtarzać: szkoda Andzi.
Z Julienem Bryanem Kazimiera Mika widziała się niewiele razy. Każde spotkanie pamięta jednak dokładnie: wiązało się z najtragiczniejszym dniem jej życia. 14 września 1939 roku na polu przy domu gospodarza, do którego chodziła z rodzeństwem po jedzenie, zobaczyła zwłoki swojej starszej o dwa lata siostry Andzi. Bryan, wówczas 40-letni uznany już dokumentalista i fotograf, też tam był. Od tygodnia jeździł z aparatem i kamerą po Warszawie by pokazać zachodniemu światu, że - jak sam opisywał w filmie "Oblężenie" - tylko jedna na 25 bomb zrzucanych z niemieckich samolotów spada tam, gdzie nie było cywili.
"Zawsze się zastanawiał"
12-letnia Kazia płakała nad zwłokami siostry. Bryan robił zdjęcia. - Nie miało znaczenia, czy mi się to podoba, czy nie. Gdybym po powrocie do Stanów Zjednoczonych tylko opowiadał ludziom, co działa się w Warszawie, mogliby mi nie uwierzyć.
Chodzę do nich obojga. Ale kiedy patrzę na tamto zdjęcie z 14 września 1939 r. to nadal nie mogę mówić. Potrafię się tylko trząść i myśleć o tym, jak bardzo Andzia była ambitna, jak napisała do "Kuriera", że chce się uczyć, ale nie ma książek, jak się cieszyła kiedy odpisali, że je dostanie i jak tego nie doczekała. Kazimiera Mika
- U mnie w mieszkaniu był później jeszcze ze trzy razy, ostatni na miesiąc przed swoją śmiercią. Dzięki tłumaczowi mogliśmy w miarę normalnie pogadać. Często wracaliśmy do tamtego pierwszego spotkania. Zawsze zastanawiał się, jak ja to wszystko wytrzymałam jako mała dziewczynka - wspomina dzisiaj pani Kazimiera. Kiedy to mówi, Bryana ma za plecami. Siedzi ze swoim tłumaczem, właśnie skończył przemawiać. Podpisuje wydany właśnie album ze zdjęciami, jego żona robi zdjęcia. To Samuel Bryan, syn Juliena.
O życzliwości
We wrześniu 1939 roku Sam miał pół roku. O tym, co ojciec robił w Polsce zainteresował się na poważnie gdy Julien wybierał się znów do Warszawy 19 lat później. - Byłem wtedy już w college'u. Nie pamiętam jednak takiego jednego momentu, w którym tata usiadł i powiedział: "Słuchaj, opowiem ci o Warszawie". Rozmawialiśmy o tym wiele razy, ale pewnie i tak niewystarczająco często - opowiada.
Sam powoli dogania ojca, w Polsce jest już po raz trzeci. Podkreśla, że cieszy się z zaproszenia na polską premierę filmu dokumentalnego "Korespondent Bryan", z powstania albumu ("Oblężenie Warszawy w fotografii Juliena Bryana"), z tego, że mógł podpisać z szefem Instytutu Pamięci Narodowej umowę o przekazaniu IPN-owi cyfrowych kopii zdjęć ojca i położyć kwiaty przed pomnikiem Stefana Starzyńskiego. To właśnie prezydent walczącej Warszawy pozwolił Julienowi Brayanowi filmować i fotografować wszystko. Dał samochód, kierowcę i oficera do ochrony. Przydał się kilka razy bo mówiący w innym języku Bryan z kamerą w ręku budził nieufność.
- Od pierwszego momentu, od tego jak mnie przytulił, wtedy tam na Tatarskiej, wiedziałam, że to ciepły człowiek. Jestem mu bardzo wdzięczna - podkreśla Kazimiera Mika. Jego zdjęcie oprawiła w ramkę i przyniosła na grób siostry na warszawskie Powązki. - Chodzę do nich obojga. Ale kiedy patrzę na tamto zdjęcie z 14 września 1939 r. to nadal nie mogę mówić. Potrafię się tylko trząść i myśleć o tym, jak bardzo Andzia była ambitna, jak napisała do "Kuriera", że chce się uczyć, ale nie ma książek, jak się cieszyła kiedy odpisali, że je dostanie i jak tego nie doczekała - wspomina pani Kazimiera.
"Nadal nie pojmuję pracy ojca"
11 września, kiedy samoloty uderzały w World Trade Center byłem w Nowym Jorku. Moim pierwszym instynktem było własne przetrwanie. Nie pomyślałem żeby chwycić za kamerę i tam pójść Samuel Bryan
- Nie ma łatwej odpowiedzi na pytanie skąd się ona wzięła. Ojca po prostu ciągnęło do ludzi, ufał im. Jestem dumny z jego pracy - podkreśla Samuel. Tym bardziej, że nadal trochę jej nie pojmuje: - 11 września, kiedy samoloty uderzały w World Trade Center byłem w Nowym Jorku. Moim pierwszym instynktem było własne przetrwanie. Nie pomyślałem żeby chwycić za kamerę i tam pójść.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24.pl/fot. Julien Bryan/materiały IPN