"Serce Torunia", organizacja charytatywna z Torunia (woj. kujawsko-pomorskie), zbiera od kandydatów do parlamentu banery wyborcze, z których zostaną uszyte torby i plecaki dla osób w kryzysie bezdomności. - Pozwoli im to dźwigać często dorobek całego życia - mówi Michał Piszczek, pomysłodawca akcji.
Na ciekawy pomysł wpadli wolontariusze z "Serca Torunia". Z banerów wyborczych planują uszyć torby i plecaki dla osób w kryzysie bezdomności.
- Zaczęliśmy zbierać banery wyborcze, które, nie ukrywajmy, zaśmiecają przestrzeń publiczną. Odezwaliśmy się do kilku kandydatów z różnych opcji politycznych z prośbą, aby nam je przekazywali. Chcemy z nich uszyć plecaki i torby dla osób w kryzysie bezdomności - potwierdza Michał Piszczek.
Torby i plecaki dla osób w kryzysie bezdomności
Odzew jest bardzo duży. Do "Sercowni", czyli miejsca, w którym są przechowywane banery, spłynęło ich już całkiem sporo. Michał Piszczek mówi, że na tę chwilę materiału powinno wystarczyć na uszycie około 100-200 toreb i plecaków.
- Materiał jest nieprzemakalny i jeśli dobrze się to uszyje, to te osoby będą miały torby i plecaki na długi czas. Pozwoli im to dźwigać często dorobek całego życia - przyznaje Piszczek.
- Moja koleżanka, która zarobkowo szyje takie rzeczy, zaproponowała, że spróbuje znaleźć firmę, która to sfinansuje. Ona pomoże nam również zrobić wykrój i uszyć je. Jeżeli zostanie trochę materiału czy nawet samych toreb, to chętnie podzielimy się z innymi organizacjami w Polsce - dodaje Michał Piszczek.
Działają znacznie szerzej
Plany "Serca Torunia" sięgają jednak znacznie dalej, bo jeszcze przed świętami Bożego Narodzenie w planach jest wydanie specjalnej gazety poświęconej problemowi bezdomności w Polsce. Będzie to jednak gazeta inna niż wszystkie.
- Chcemy, żeby to była gazeta, którą oni będą mogli sprzedawać i w ten sposób zarabiać pieniądze. Taka gazeta istnieje w kilku miastach w Polsce oraz za granicą. Chcemy również przez to pokazać społeczeństwu, że nie są to tylko ludzie, którzy spożywają alkohol i znaleźli się na dnie społeczeństwa. Są to przede wszystkim osoby, którym trzeba pomóc, i jeśli my tego nie zrobimy, to one same nie podniosą się - przyznaje Michał Piszczek.
"Serce Torunia" od sierpnia dysponuje własnym kątem - "Sercownią". To właśnie tu osoby w kryzysie bezdomności mogą przyjść, zjeść, porozmawiać, wykąpać się, przebrać się czy skorzystać z pomocy medycznej. Odbywa się to podczas specjalnie do tego dedykowanych dyżurów.
- Średnio na takich dyżurach bywa od 60 do 80 osób. Na początku odbywały się codziennie, ale z racji tego, że wszyscy jesteśmy wolontariuszami, zajmowało nam to masę czasu. Robimy to we wtorki, czwartki i piątki od godziny 17. Dyżur trwa około 2,5 godzin. Są nasze lekarki, medycy, terapeuci, czy panie z urzędu pracy. Staramy się, by pomoc była wszechstronna. Mamy też zaprzyjaźnioną kancelarię prawną, która nam pomaga. Działamy 3 razy w tygodniu, ale "Serce Torunia" zajmuje nam całe życie, bo tych problemów jest mnóstwo - podkreśla popularny "Misza".
Pomagają stanąć im na nogi
Wiele z tych osób stanowią kobiety. - Specjalnie dla nich wymyśliliśmy dzień kobiet w każdy czwartek miesiąca, gdzie psycholożka prowadzi zajęcia. To dzień dedykowany dla nich, by mogły się otworzyć i poopowiadać o swoich problemach - tłumaczy Piszczek.
Na pytanie dotyczące tego, na ile ich wsparcie jest skuteczne, odpowiada: - Trzeba by spytać naszych podopiecznych, ale mamy 3 osoby, które wychodzą z alkoholizmu. Są po odtruciu w Świeciu, przebywają na terapii przeciwalkoholowej. Myślimy nad tym, żeby pomóc im rozwiązać ten problem. Być może uda się załatwić pracę oraz to, o czym marzymy, czyli mieszkanie treningowe. Gdy już będą gotowe, by wyjść do społeczeństwa, opuszczają je, a w ich miejsce przychodzą kolejne osoby - zaznacza Michał Piszczek.
- Wychodzenie z bezdomności to proces. Nie wystarczy przestać pić i pójść do pracy, jak niektórzy sądzą. Te osoby trzeba poprowadzić. To tacy sami ludzie, którzy różnią się tylko zapachem - kończy "Misza".
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24.pl