Lawina porwała turystkę i ściągnęła ją 400 metrów w dół. Świadkowie zdarzenia są jednak przekonani, że kobieta miała szczęście – masa śniegu zatrzymała się niecałe trzy metry od dużego spadku terenu. Taki upadek mógłby skończyć się dla poszkodowanej ciężkimi obrażeniami, a nawet śmiercią.
Lawina zeszła w niedzielę w rejonie Buli pod Rysami. Jak twierdzi świadek, pan Krzysztof, aura dopisywała górskim wędrówkom. - Wszystko wskazywało na to, że tego dnia zrealizujemy swój cel, którym było wejście na Rysy – relacjonuje mężczyzna. Razem z kolegą wyruszył o godzinie szóstej rano z parkingu z Palenicy Białczańskiej.
Zmiana planów
Około 10 turyści zauważyli nasilający się wiatr. - Zaczął pojawiać się na początku lód, a potem mniejsze ilości zmrożonego śniegu. Około 400 metrów poniżej Buli pod Rysami w pobliżu charakterystycznego wielkiego głazu postanowiliśmy z kolegą założyć raki i wyciągnąć czekany – opisuje rozmówca portalu tvn24.pl.
Wkrótce okazało się, że plan zdobycia Rysów musi zostać przełożony na inny dzień. Nad Bulą było bowiem dużo nawianego i niezwiązanego śniegu, który utrudniał wspinaczkę nawet mężczyznom uzbrojonym w raki i czekany. - W trakcie naszej kilkuminutowej rozmowy śnieg zasypał całkowicie wydeptane przez nas ślady – podkreśla pan Krzysztof. Razem z kolegą zdecydował się na powrót.
Byli już na wysokości tego samego głazu, przy którym zakładali wcześniej raki, kiedy zauważyli schodzącą lawinę.
- Schowaliśmy się i po ustabilizowaniu się sytuacji zaczęliśmy się rozglądać. Postanowiliśmy podejść wyżej w miejsce lawiniska. Tam turysta, który był ponad nami, znalazł kobietę, była prawie całkowicie przysypana. Spod śniegu wystawała tylko lewa ręka i głowa zabezpieczona kaskiem – wspomina turysta.
"Miała szczęście"
Mężczyźni rzucili się na ratunek przerażonej kobiecie. Po chwili dołączyli do nich inni turyści, w tym dwie osoby, które wędrowały razem z przysypaną kobietą.
- Od nich usłyszeliśmy że porwała ich lawina ale im udało się z niej wydostać, a ich koleżanka zjechała w dół około 400 metrów. Stwierdziliśmy wspólnie, że dziewczyna miała mnóstwo szczęścia, gdyż te 400 metrów szlaku, którymi zeszła lawina, pokryte jest dużymi kamieniami, a także dlatego, że lawina zatrzymała się 2-3 metry powyżej dużego spadku terenu – tłumaczy pan Krzysztof.
Okazało się, że kobieta najprawdopodobniej ma złamaną nogę.
- Opatuliliśmy turystkę kurtkami, które posiadaliśmy, oraz folią termiczną, a następnie włożyliśmy jej ogrzewacze do dłoni i ciała, by nie doszło do hipotermii – wspomina mężczyzna.
Druga lawina
Turystom udało się skontaktować z Tatrzańskim Ochotniczym Pogotowiem Ratunkowym i wezwać pomoc. Na miejsce przyleciał śmigłowiec słowackich służb ratunkowych, jednak pierwsza próba desantu ratownika zakończyła się fiaskiem. - W trakcie gdy helikopter się zbliżył, podmuchy wiatru spowodowane przez wirniki wywołały jeszcze potężniejszą kolejną lawinę – tłumaczy pan Krzysztof. Turystom udało się jednak utrzymać poszkodowaną, by nie zsunęła się jeszcze niżej.
- Siła lawiny była tak duża, że widzieliśmy dwa potężne kamienie które byłe niesione z góry w naszą stronę. Na szczęście "przepłynęły" obok nas – opisuje mężczyzna.
Za drugim razem ratownik Horskiej Záchrannej Služby desantował się nieco dalej i dotarł do turystów pieszo. Następnie przy pomocy uprzęży wciągnął ranna kobietę na pokład śmigłowca.
Pan Krzysztof podkreśla, że zarówno poszkodowana kobieta, jak i jej towarzysze byli doskonale przygotowani do wyprawy. – Mieli zimowy ubiór, buty, raki, czekany, kaski, uprzęże i linę, którą wcześniej byli związani – wylicza mężczyzna. Dodaje też, że to właśnie wspólne sprawne działanie turystów i ratowników najprawdopodobniej uratowało życie poszkodowanej.
Autor: wini/ec / Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: Krzysztof Kowalczyk