Rodzina Piotra Kijanki nie poddaje się i na własną rękę, przy wsparciu Grupy Specjalnej Płetwonurków RP, szuka 34-latka. W środę przeczesali Wisłę przy stopniu wodnym Dąbie.
Żeby nurkowie mogli przeprowadzić dokładne badania, zatrzymane zostały turbiny wodne na stopniu Dąbie.
- Nurek musi zejść na dno i sprawdzić, czy przy kratach (osłaniających turbiny - red) nie znajduje się ciało człowieka. Moglibyśmy to sprawdzić za pomocą sonaru, ale akurat w tym miejscu jest górka, znajduje się tam też spora ilość obiektów, więc istnieje ryzyko przeoczenia ciała. Nurek będzie dotykał krat, ponieważ w tym miejscu jest bardzo słaba widoczność - wyjaśnia Maciej Rokus, szef płetwonurków.
Jak tłumaczy Rokus, część badań i eksperymentów jest prowadzona również w nocy. - Są bardzo dobre warunki, możemy pracować w ciszy i spokoju. Możemy dowiedzieć się, co mogłoby się stać z ciałem człowieka, gdyby przyjąć takie założenie, że człowiek na tym odcinku rzeki wpadł do jej koryta.
Zdaniem nurka zupełnie niemożliwe jest, by ciało przepłynęło na drugą stronę stopnia Dąbie.
"Ponowne poszukiwania nie zaszkodzą, a mogą pomóc"
Płetwonurkowie ponownie przeszukali sprawdzony wcześniej przez strażaków odcinek rzeki. – Współpracują z nami, pytali o nasze ustalenia. Przekazaliśmy im te dane. Mówią, że straż pożarna bardzo dobrze przeszukała dno rzeki – tłumaczy Sebastian Gleń, rzecznik prasowy małopolskiej policji.
Poszukiwania zaczęły się około godziny 12, trwały ponad trzy godziny. Poszukiwania nie przyniosły efektu, nurkowie nie znaleźli żadnego śladu Piotra Kijanki.
Jak zaznacza Gleń, po zakończeniu swoich poszukiwań z sonarem strażacy nie wykluczyli w 100% obecności zwłok w rzece. Orzekli to jednak z "bardzo dużym prawdopodobieństwem". – Ponowne poszukiwania nie zaszkodzą, a mogą pomóc – przyznaje rzecznik.
Policjanci byli w stałym kontakcie z płetwonurkami. – Jeśli tylko coś uda się znaleźć, dadzą nam znać – informował przed rozpoczęciem środowych poszukiwań Gleń.
Ostatni wspólny wieczór
Piotr Kijanka szóstego stycznia świętował wraz z przyjaciółmi urodziny swojej żony, w restauracji na krakowskim Kazimierzu. - To były normalne urodziny: tort, życzenia, kolacja, kręgle. Rozmawialiśmy o życiu, o tym, co się u nas ostatnio wydarzyło - wspomina ostatni wspólny wieczór z mężem Agnieszka Kijanka.
Pani Agnieszka jest w ciąży. Z imprezy wyszła wcześniej. W domu z opiekunką został dwuletni syn małżeństwa.
- Poszłam do domu, by przejąć od opiekunki obowiązki nad dzieckiem. Piotr, jako współgospodarz wieczoru, został dłużej - wyjaśnia. 34-latek wyszedł z restauracji przed północą, do domu miał około dwóch kilometrów. Nigdy tam jednak nie dotarł.
Poszukiwania
Na podstawie kamer monitoringu odtworzono trasę, którą do domu szedł mężczyzna. Szedł Miodową i Starowiślną. Ostatnie nagranie pokazuje go idącego na Bulwary Wiślane, w kierunku Mostu Kotlarskiego. Tam też miał widzieć go przechodzień, który później zeznał to policji.
Ściągnięto z Niemiec psy specjalnie przeszkolone w poszukiwaniu ludzi. Sprawdzono też koryto rzeki na odcinku 25 kilometrów. Specjalne jednostki policji i straży pożarnej nie odnalazły jednak ani ciała, ani żadnych przedmiotów mogących mieć związek z zaginionym.
- Z informacji pochodzących od dowodzącego akcją jest to prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, że ciała zaginionego w rzece nie ma. Przeszukaliśmy też linię brzegową oraz wszystkie nieużytki nieopodal - podkreśla Sebastian Woźniak z Małopolskiej Komendy Państwowej Straży Pożarnej.
Na pomoc internetowa społeczność
W poszukiwania Piotra włączyli się internauci. Stworzono stronę i grupę na Facebooku, gdzie zgromadziło się kilka tysięcy ludzi.
- Skala zaangażowania w poszukiwania jest niesamowita, obcy sobie ludzie zjednoczyli się w jednym celu: odnaleźć Piotra - mówi Piotr Gędziorowski, współtwórca strony "Poszukujemy Piotra Kijanki".
Internauci wytypowali miejsca, w których potencjalnie mógł znajdować się młody mężczyzna i wspólnie je przeszukali. Ludzie, którzy masowo zaangażowali się w te poszukiwania, w większości nie znali zaginionego.
- To wszystko mi pokazało, jak wiele jest osób dobrego serca. Każdy gest, każdy rozklejony na mieście plakat to ogromna pomoc. Czasem mi ktoś pisze, że nie ma jak mi pomóc, to może chociaż przyniesie mi zupę, to naprawdę bardzo miłe - przyznaje Agnieszka Kijanka.
Rodzina wciąż wierzy
Pani Agnieszka nie traci nadziei na odnalezienie męża żywego. - Trzeba się przygotować na wszystko, ale ja wypieram wszystkie złe myśli. Wciąż wierzę w szczęśliwy finał - tłumaczy w rozmowie z reporterami "Uwagi!" TVN.
Tymczasem prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci Piotra Kijanki. Jak zapewnia, to rutynowe działania i nie należy wyciągać pochopnych wniosków.
Autor: wini/i / Źródło: TVN24 Kraków / TVN UWAGA!
Źródło zdjęcia głównego: TVN24