Krakowski sąd okręgowy zdecydował w czwartek, że zwróci się do Sądu Najwyższego o przeniesienie do innego sądu apelacji od wyroku uniewinniającego czworo lekarzy leczących Jerzego Ziobrę, ojca ministra sprawiedliwości.
Wyrok uniewinniający lekarzy zapadł 10 lutego. Sąd Rejonowy dla Krakowa Śródmieścia uznał, że nie było związku między ich działaniami a śmiercią pacjenta. Apelacje od tego wyroku złożył prokurator, który w trakcie procesu przystąpił do sprawy, pełnomocnicy oskarżycieli posiłkowych, tj. Krystyny Kornickiej-Ziobro wraz z synami Zbigniewem i Witoldem oraz Witold Ziobro.
W czwartek w sądzie stawili się prokurator i oskarżycielka posiłkowa Krystyna Kornicka-Ziobro wraz z pełnomocnikami. Obecni są także obrońcy oskarżonych lekarzy i troje oskarżonych: Jacek D., Katarzyna S. i Andrzej K. Nie stawił się Dariusz Dudek (wyraził zgodę na publikację nazwiska).
"Rozważamy przeniesienie sprawy"
Na początku rozprawy sąd poinformował o "rozważaniu inicjatywy w kwestii wystąpienia do Sądu Najwyższego z wnioskiem o przekazanie sprawy innemu sądowi równorzędnemu w związku z wydarzeniami ostatnich czterech dni". Z uwagi na konieczność zajęcia stanowiska w tej kwestii przez strony sąd zarządził pół godziny przerwy, po której zapoznał się ze stanowiskami stron.
Prokurator Paweł Baca oświadczył, że nie sprzeciwia się wnioskowi, bo choć nie zna szczegółowych powodów, dla których sąd rozważa taką możliwość z urzędu, to jednak z uwagi na okoliczności sprawy w jego ocenie jest to zasadne. Tym bardziej że podobny wniosek składano już na etapie postępowania przed sądem I instancji, ale wtedy nie został uwzględniony - dodał prokurator.
Także oskarżycielka posiłkowa Krystyna Kornicka-Ziobro, jak i pełnomocnicy wszystkich oskarżycieli posiłkowych przychylili się do stanowiska sądu. Jak podkreślili m.in. pełnomocnicy, jakkolwiek nie mają wątpliwości co do bezstronności sądu, to jednak z powodu wpływowego środowiska lekarskiego w Krakowie uważają, że wskazane byłoby przeniesienie sprawy do innego sądu.
Przeciwko wystąpieniu do Sądu Najwyższego opowiedzieli się obrońcy oskarżonych i sami oskarżeni. Jak podnosili obrońcy, nie mają oni wątpliwości co do bezstronności sądu. Ponadto - ich zdaniem - każdy sąd w Polsce znajdzie się w takiej samej sytuacji jak krakowski - według nich stroną w sprawie jest minister sprawiedliwości. Dodawali, że w takiej sytuacji opinia publiczna może uznać, że krakowski sąd boi się orzekać w tej sprawie.
Po wysłuchaniu stanowisk stron sąd zarządził przerwę na naradę.
Postanowienie sąd ogłosił po godz. 13. Sędziowie zdecydował, że "z uwagi na dobro wymiaru sprawiedliwości" wystąpią do Sądu Najwyższego, aby ten przekazał apelację do innego sądu.
Przed rozprawą kilka osób demonstrowało przed sądem poparcie dla oskarżonych lekarzy. "Sądy wolne od polityki", "Lekarze nie są cudotwórcami", "Ziobro = zero sprawiedliwości" - takie hasła widniały m.in. na transparentach. Kilka osób demonstrowało także w ten sposób przed wejściem do sali rozpraw.
Lekarze nie przyznają się
Jerzy Ziobro był leczony od 22 czerwca 2006 r. w Szpitalu Uniwersyteckim UJ w Krakowie. Zmarł 2 lipca 2006 r. Prokuratura dwukrotnie umarzała śledztwo w tej sprawie, co otworzyło rodzinie drogę do złożenia w 2011 r. w sądzie subsydiarnego aktu oskarżenia. Akt taki może wnieść pokrzywdzony w sprawach ściganych z oskarżenia publicznego w sytuacji, gdy dwukrotnie - w tym po wykorzystaniu drogi zażalenia sądowego - odmówi tego prokurator.
W procesie oskarżonymi byli: ówczesny kierownik II oddziału Kliniki Kardiologii i oddziału klinicznego szpitala prof. Jacek D., ówczesny lekarz tego oddziału i wiceszef pracowni hemodynamiki, a obecnie szef II oddziału Klinicznego Kardiologii oraz Interwencji Sercowo-Naczyniowych prof. UJ Dariusz Dudek, lekarka dyżurna Katarzyna S. i ordynator sali monitorowanej Andrzej K.
Lekarzy oskarżono, że "pomimo ciążącego na nich szczególnego obowiązku opieki nad pacjentem (...) narażony on został na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia, skutkiem czego pacjent 2 lipca 2006 r. zmarł".
Zarzuty dotyczyły nieprawidłowej diagnozy i wyboru nieprawidłowego leczenia - m.in. przeprowadzenia zabiegu angioplastyki wieńcowej (założenie stentów, w dodatku nieprawidłowych) zamiast operacji kardiochirurgicznej (wszczepienia by-passów), braku konsultacji kardiochirurgicznej, nieprawidłowości w leczeniu farmakologicznym.
Oskarżeni nie przyznali się do winy i w czasie procesu odmówili odpowiedzi na pytania oskarżycieli oraz ich pełnomocnika.
Wyroki i apelacje
W wyniku przystąpienia do sprawy w 2016 r. prokuratury z zamiejscowego wydziału Prokuratury Krajowej w Krakowie proces toczył się w trybie z oskarżenia publicznego, a oskarżyciele subsydiarni stali się oskarżycielami posiłkowymi.
Prokurator domagał się przed sądem uznania winy lekarzy i skazania ich na kary pozbawienia wolności: w przypadku Dariusza Dudka - na 2 lata bez zawieszenia, w przypadku pozostałych - w zawieszeniu na kilka lat próby. Wnosił także o pozbawienie oskarżonych prawa wykonywania zawodu na kilka lat i zasądzenie nawiązek na cele społeczne.
W lutym br. Sąd Rejonowy dla Krakowa Śródmieścia uznał, że nie było związku między działaniami lekarzy a śmiercią pacjenta i uniewinnił czwórkę lekarzy. W uzasadnieniu wyroku sąd stwierdził, że zebrany materiał dowodowy - wiarygodny i miarodajny - nie daje podstaw do przyjęcia, że postępowanie oskarżonych nosiło cechy błędu medycznego, skutkującego narażeniem pacjenta na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia. Natomiast zaistniałe w przebiegu leczenia komplikacje i powikłania zdrowotne należy uznać za niepowodzenie lecznicze, mieszczące się w granicach przyjętego ryzyka.
Od tego wyroku apelacje wnieśli oskarżyciel publiczny, pełnomocnicy oskarżycieli posiłkowych i jeden z oskarżycieli posiłkowych.
"Lekarze są zastraszeni"
Jeden z oskarżonych lekarzy, profesor Dariusz Dudek, ocenia, że Zbigniewowi Ziobrze i jego rodzinie zależy na tym, żeby "zniszczyć kardiologów, a szczególnie tych z Kliniki Kardiologicznej Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie".
- Jeśli celem ministra sprawiedliwości, reprezentującego Solidarną Polskę, było zastraszenie zespołu, to tak, udało się - powiedział profesor w rozmowie telefonicznej z reporterką TVN24 Martą Gordziewicz. Jego zdaniem zespół "boi się bardziej, niż bali się w stanie wojennym".
Dudek zwraca uwagę na to, że przez ostatnich 11 lat lekarze byli poddawani ogromnej liczbie przesłuchań, zabierano im dokumenty, telefony komórkowe i komputery. – Do tego wszystkiego dodam jeszcze wejścia policji lub innych organów państwa o szóstej rano do domów. Myślę, że to buduje już jasny obraz - stwierdził rozmówca reporterki TVN24.
Autor: wini/pm / Źródło: TVN24 Kraków / PAP