Miał niebieską kurtkę i czarne spodnie z czerwonymi wstawkami. Do tego kask i gogle. Tylko tyle wiadomo na razie o narciarzu, który na stoku w Białce Tatrzańskiej staranował 6-letniego Staszka. Dziecko ma połamane nogi.
"Jechaliśmy powoli, lekkim slalomem. Nagle z góry nadjechał rozpędzony mężczyzna, który zdawał się nie kontrolować tego, co się dzieje" – tak Mateusz Krzykowski, ojciec 6-letniego Staszka, opisywał okoliczności zdarzenia w rozmowie z policjantami. Do wypadku doszło w piątek, po godzinie 12, na stoku numer dziewięć w Białce Tatrzańskiej.
Policja szuka narciarza po wypadku w Białce
Rozpędzony narciarz uderzył w dziecko. Chłopiec wywrócił się i, jak opisuje jego ojciec, przekoziołkował kilka metrów w dół. Według relacji pana Mateusza narciarz "tylko spojrzał, nic nie powiedział i odjechał".
Mężczyzna podjechał do potrąconego syna. "Krzyczał, że go boli" – mówił pan Mateusz w rozmowie z policjantami. Jeden ze świadków wezwał ratowników TOPR, którzy udzielili Staszkowi pierwszej pomocy i pomogli na saniach przetransportować go do czekającej karetki. Po narciarzu, który potrącił dziecko, nie było już śladu.
- Człowiek, który w niego wjechał, wyglądał na takiego, który nie umie jeździć, dopiero się uczy. Nie zatrzymał się, nie zapytał, co się stało, tylko odjechał - mówi Faktom TVN Magdalena Krzykowska, mama Stasia.
Staszek trafił do szpitala, ma połamane nogi – jedną aż w dwóch miejscach.- Sześć tygodni w gipsie - przynajmniej tak mówili lekarze. Mamy nadzieję, że to się będzie zrastać. Bo jeśli nie, to będą inne konsekwencje - mówi Faktom TVN mama Stasia.
"Chcemy ustalić przebieg zdarzenia"
Teraz policjanci szukają mężczyzny, który go staranował. Wiedzą o nim tylko tyle, ile przekazał im pan Mateusz – to dorosły mężczyzna, około trzydziestki, ubrany w niebieską kurtkę i czarne spodnie z czerwonymi wstawkami. Na głowie miał kask i gogle.
Pracę policji utrudnia jednak fakt, że ojciec poszkodowanego dziecka zgłosił się na policję dopiero w poniedziałek, trzy dni po wypadku. Informację przekazał policjantom z Wielkopolski, gdzie rodzina na co dzień mieszka. Ci z kolei przekazali sprawę małopolskim funkcjonariuszom.
- Nie było nas na miejscu zdarzenia, dlatego tym ważniejsze są relacje świadków – podkreśla Sebastian Gleń, rzecznik prasowy małopolskiej policji. I dodaje: - Chcemy ustalić faktyczny przebieg tego zdarzenia, czy rzeczywiście było tak, jak opisywał ojciec tego dziecka, jak również czy nie doszło do jakiegoś zaniedbania z jego strony.
W relacji ojca nic jednak na takie zaniedbanie nie wskazuje: przyjechali do Białki na ferie, Staszek miał tego dnia kilka godzin lekcji z instruktorem. Ten stwierdził, że chłopiec jeździ na tyle dobrze, że może poruszać się samodzielnie, tylko pod opieką ojca. Towarzyszył im jeszcze znajomy pana Mateusza.
Policja prosi o pomoc osoby, które były na stoku
Policja apeluje do wszystkich, którzy mogli widzieć wypadek, o przekazywanie informacji. Można to zrobić telefonicznie, pod całodobowym numerem 182 023 400.
Małopolski komendant policji wyznaczył nagrodę za informację, która przyczyni się do zlokalizowania narciarza – pięć tysięcy złotych.
Jednocześnie policjanci przeglądają nagrania z okolicznych kamer. – Sprawdzamy, czy uda się osobę poszukiwaną wyłowić z tłumu na nagraniu z kamer monitoringu – mówi Roman Wieczorek, rzecznik prasowy zakopiańskiej policji. Rozpytują też pracowników lokali i wypożyczalni sprzętu.
– Funkcjonariusze cały czas pracują w tym rejonie, gdzie doszło do zdarzenia – podkreśla Wieczorek.
Staranowana 12-latka
Wieczorek apeluje jednocześnie do wszystkich wypoczywających, aby dbali o swoje dzieci na stokach i przestrzegali obowiązku jeżdżenia do 16. roku życia w kaskach. - Policyjne patrole narciarskie nadal są obecne na stokach - podkreśla.
Rzecznik przekazuje, że do kolejnego groźnego wypadku na stoku z udziałem dzieci doszło w sobotę. Wówczas niebezpiecznie potrącona została 12-letnia dziewczynka.
- Na szczęście jej obrażenia były niegroźne - mówi, zaznaczając, że mężczyzna, który uderzył w dziewczynkę, miał prawie 1,5 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. - Został usunięty ze stoku, oprócz tego policjanci nałożyli na niego mandat karny - podsumowuje.
Wypadki na stokach
Poważnymi obrażeniami skończyło się też zderzenie narciarzy na stacji Soszów w Wiśle (Śląsk) w minioną niedzielę. Młody mężczyzna wjechał w narciarkę i przewrócił ją. Kobieta ma złamaną miednicę. Sprawca wypadku odjechał, nie zostawiając do siebie żadnego kontaktu. Trwają poszukiwania tego mężczyzny.
Zdarza się, że wypadki na stokach narciarskich kończą się jeszcze tragiczniej. Tak było w przypadku 30-letniej mieszkanki Słowacji, która na początku tego roku uległa wypadkowi w słowackim ośrodku narciarskim Bachledova Dolina. Zdarzenie było nieszczęśliwym wypadkiem – kobiecie odpięła się narta, a kiedy Słowaczka usiłowała po nią zejść, poślizgnęła się i uderzyła głową w stalową podporę kolejki. Zmarła w szpitalu.
Autor: wini/ec/FC/gp / Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN