Do tragedii doszło rok temu, ale początkowo śledczy podejrzewali, że było to morderstwo. Szukano zabójcy. Dopiero druga opinia biegłych pozwoliła stwierdzić, że mężczyznę zabił jednak niedźwiedź. Teraz rodzina zmarłego domaga się od Skarbu Państwa 1,5 mln złotych odszkodowania.
Do tragicznego wypadku doszło w październiku minionego roku. Początkowo mężczyzna był uznawany za zaginionego. Jego ciało znaleziono po dwóch dobach poszukiwań. Dzień wcześniej w pobliżu tego miejsca niedźwiedź zaatakował ratowników GOPR, prowadzących akcję poszukiwawczą.
- Na początku myśleliśmy, że to dzik, więc zatrąbiliśmy – powiedział wtedy Hubert Marek, ratownik obecny podczas zdarzenia. - Okazało się jednak, że to niedźwiedź - dodał. Zwierzę stanęło na tylnych łapach i zaatakowało pojazd. Ratownikom udało się uciec.
Kiedy po jakimś czasie wrócili na miejsce, niedźwiedź dewastował quad. - Złapał zębami za kierownicę i przerzucił pojazd przez plecy - opowiadał ratownik. Zwierzę było ranne i bardzo agresywne. Ponownie chciało zaatakować GOPR-owców.
Liczne rany, połamana czaszka
Prawdopodobnie ofiarą tego samego niedźwiedzia był 61-latek z Olszanicy. Początkowo jednak biegli byli przekonani, że do śmierci mężczyzny przyczynił się człowiek.
- We wstępnej informacji posekcyjnej biegli orzekli, że mężczyzna zmarł z powodu ran kłutych, drążonych i ciętych. Miał także połamaną czaszkę – tłumaczyła Maria Chrzanowska, prokurator rejonowy z Leska. Według śledczych wymienione obrażenia powstały, gdy mężczyzna jeszcze żył. - Prawdopodobnie doszło do zabójstwa – oceniała wtedy Chrzanowska.
Jak jednak tłumaczy Janusz Ohar, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Krośnie, w trakcie śledztwa sporządzona została jednak opinia uzupełniająca.
- Wszystko wskazuje na to, że nie było to działanie człowieka, a niedźwiedzia. To prawdopodobieństwo zwiększa fakt, że na ciele mężczyzny znaleziono ślady krwi niedźwiedzia. W związku z tym sprawa została umorzona – tłumaczy Ohar.
Ostatni przypadek spowodowania śmierci człowieka przez niedźwiedzia został udokumentowany w 1927 roku. Wtedy stało się to w Tatrach.
Rodzina chce odszkodowania
Teraz rodzina zmarłego domaga się 1,5 mln zł odszkodowania za szkody za szkody materialne i niematerialne. Taki wniosek we wrześniu wpłynął do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Rzeszowie. Ta jednak dokument przekierowała do Ministerstwa Środowiska.
- Nasza odpowiedzialność jest ograniczona do szkód spowodowanych przez zwierzęta chronione, jeśli te straty dotyczą mienia. Natomiast kodeks cywilny nie traktuje zdrowia i życia ludzkiego w kategoriach mienia, dlatego wykracza to poza naszą odpowiedzialność – tłumaczy Magdalena Grabowska, rzecznik prasowy RDOŚ.
Sprawa prawdopodobnie trafi do sądu.
Autor: wini / Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: shutterstock / TVN24 / kontakt24 | internauta