W niedzielę Nadleśnictwo Krościenko poinformowało, że na terenie leśnictwa Szczawnica ktoś wrzucił do potoku 130 kilogramów mięsa.
"To nie jest drobny incydent. To zachowanie, które można określić jedynie jako głupotę, skrajną ignorancję i całkowity brak odpowiedzialności. Wyrzucenie takiej ilości mięsa do środowiska stwarza poważne zagrożenie biologiczne zarówno dla zwierząt, jak i ludzi" - czytamy na profilu facebookowym Nadleśnictwa Krościenko.
Realna bomba epidemiologiczna
"To realna bomba epidemiologiczna - ryzyko chorób przenoszonych przez zwierzęta, skażenia wody i zaburzenia równowagi ekosystemowej" - informowali leśnicy.
Przypomnieli też, że wyrzucanie odpadów do lasu - zwłaszcza odpadów biologicznych w takiej ilości - jest wykroczeniem zagrożonym wysokimi mandatami, a w tym przypadku może wiązać się również z odpowiedzialnością karną z tytułu narażenia na skażenie wody.
Sprawca sam zgłosił się na posterunek
Straż leśna wszczęła w tej sprawie dochodzenie i przeanalizowała materiał z fotopułapek. We wtorek po południu nadleśnictwo poinformowało, że sprawca "zgłosił się do posterunku Straży Leśnej naszego Nadleśnictwa i przyznał się do tego wykroczenia".
Jak przekazano, sprawca "został ukarany najwyższymi karami, jakie przewiduje kodeks wykroczeń", a także "obciążony kosztami utylizacji porzuconego mięsa". Jak wyjaśnił w rozmowie z tvn24.pl Piotr Kempf, dyrektor Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krakowie, mężczyzna ma łącznie do zapłaty 1700 złotych.
- Strażnik nałożył na sprawcę dwie grzywny po 500 złotych za zanieczyszczenie lasu i za nielegalny wjazd do lasu. Pozostałe 700 złotych to koszt utylizacji mięsa - powiedział dyrektor Kempf.
Nadleśnictwo podkreśliło, że "zdarzenie nie miało żadnego związku z gospodarką łowiecką". Wcześniej w niektórych mediach pojawiały się informacje, że mięso porzucił w lesie myśliwy jako przynętę dla lisów.
Jak tłumaczył się sprawca? - Bezmyślnością i własną głupotą. Nie przypuszczał, że to przyjmie aż tak duży oddźwięk społeczny. Ruszyło go sumienie i sam się zgłosił - powiedział w rozmowie z tvn24.pl Krzysztof Lonc, zastępca nadleśniczego Nadleśnictwa Krościenko.
- Mężczyzna ten powiedział, że chciał pozbyć się mięsa. Dojechał dotąd, dokąd potrafił. U nas w lesie jest bardzo ślisko, jest bardzo dużo śniegu - dodał Lonc.
Autorka/Autor: tm, bp/b, tok
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Nadleśnictwo Krościenko