Pan Jakub zwrócił uwagę współpasażerowi, który w tramwaju wyciągnął papierosa. Tamten, jak ustaliła policja, zareagował bardzo agresywnie: pobił go i spryskał gazem łzawiącym. Jak twierdzi poszkodowany, tylko jeden ze świadków zareagował na tę napaść.
Do zdarzenia doszło 3 marca, jednak pan Jakub, który początkowo odmawiał rozmowy z dziennikarzami, dopiero po zatrzymaniu napastnika zdecydował się odpowiedzieć na nasze pytanie.
- Na tyle wagonu siedziało trzech mężczyzn słuchających głośno podwórkowego hip-hopu. Jeden z nich wyciągnął papierosa i zapalił. Zwróciłem uwagę, żeby to zgasił – relacjonuje pan Jakub w rozmowie z portalem tvn24.pl.
Młody mężczyzna nie tylko nie zgasił papierosa, ale też - jak twierdzi poszkodowany - zareagował bardzo agresywnie. Przeszedł do rękoczynów, kiedy pan Jakub zaczął go nagrywać telefonem – na wypadek, gdyby tamten uciekł przed przyjazdem wezwanej już policji.
- Gdy mężczyzna zobaczył, że robię zdjęcie, wyciągnął z plecaka gaz i skierował strumień prosto w moją twarz. Potem zaczął mnie dotkliwie bić, próbując wyrwać mi telefon, a ja dusiłem się, zasłaniałem twarz i nie mogłem otworzyć oczu – opisuje poszkodowany. Początek napaści widać na nagranym przez mężczyznę filmie, później jednak telefon został uszkodzony.
Prawie nikt nie pomógł
Rozpylenie gazu spowodowało, że motorniczy zatrzymał tramwaj. Pan Jakub wysiadł z wagonu jako ostatni. - Otrzymywałem kolejne ciosy – twierdzi mężczyzna. Nie ukrywa swojego rozczarowania postawą współpasażerów. Jak podkreśla, tylko jedna osoba pospieszyła mu na pomoc.
- Dopiero na przystanku ktoś odciągnął ode mnie oprawcę. Jedna osoba. Niestety nie był w stanie sam zatrzymać chuligana – uzupełnia pan Jakub. Jak czytamy w opublikowanym przez niego na portalu społecznościowym opisie zdarzenia, mężczyzna, który udzielił mu pomocy, był narodowości ukraińskiej.
"Zgłoszenia nie przyjęli"
Rozmówca portalu tvn24.pl zaznacza też, że policja przyjechała na miejsce dość szybko. Do samych działań policjantów ma natomiast zastrzeżenia.
- Wsiedliśmy do radiowozu i jechaliśmy głównymi ulicami w poszukiwaniu sprawcy. Nie jeździliśmy długo, ale wydaje mi się, że chuligan nie będzie się przechadzał dwupasmową aleją, tylko ucieknie w ustronne miejsce. Jest nieopodal ogród botaniczny, ogrody szpitala uniwersyteckiego. Moje sugestie jednak nie były istotne dla funkcjonariuszy – wspomina pan Jakub.
Poszukiwania, jak opisuje mężczyzna, nie trwały długo "pewnie z powodu woni gazu, która dusiła wszystkich w radiowozie".
- Po przybyciu na komisariat otrzymałem informację, że aktualnie nie ma kto przyjąć zawiadomienia i że zapraszają mnie w innym terminie – uzupełnia poszkodowany.
Internauci "radzą"
Po powrocie do domu pan Jakub opisał całe zdarzenie na portalu społecznościowym, opublikował nagrany film i zdjęcia napastnika. Poprosił o pomoc w znalezieniu agresywnego mężczyzny.
- Post opublikowałem nie po to, aby się żalić, jak wielu internautów uważa. Jest tam opisany przebieg zdarzeń, aby ludzie mieli obraz tego, co zaszło i o co mi chodzi – podkreśla mieszkaniec Krakowa.
Rzeczywiście, chociaż pod postem pana Jakuba przeważają komentarze wspierające go, to nie brakuje też krytycznych opinii. Jeden z internautów zasugerował, że "prościej byłoby nie jeździć tramwajem". Inny doradził, że zaatakowany powinien dmuchnąć na chmurę gazu, którą był spryskiwany, tak by wylądował on na twarzy napastnika.
- Moim celem było odnalezienie sprawcy. Chciałem przy okazji znaleźć świadków zdarzenia i zwrócić uwagę na tę beznadziejną bierność. O to faktycznie mam do ludzi żal. O ile mogę zrozumieć, że nie każdemu przeszkadza palenie w środku komunikacji miejskiej, o tyle nie mogę pojąć, dlaczego tylko jeden człowiek mi pomógł – dziwi się pan Jakub.
"Jest jakaś obawa"
Informację o zdarzeniu potwierdza Marek Gancarczyk, rzecznik prasowy Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego w Krakowie.
- To był tramwaj starszego typu, z dwoma wagonami, bez monitoringu. Wszystko działo się w drugim wagonie, więc motorniczy nie mógł widzieć, co się dzieje – objaśnia Gancarczyk. I dodaje: - W sytuacji, kiedy motorniczy widzi jakieś zdarzenie, to zawsze wzywana jest policja lub straż miejska. Dodatkowo w tramwajach nowszego typu na całej długości pojazdu umieszczone są interkomy, za pomocą których pasażerowie mogą zwrócić uwagę kierującego i poprosić o pomoc.
Kierujący tramwajem zatrzymał pojazd dopiero, kiedy inni pasażerowie zawiadomili go o szarpaninie. Jak zaznacza rzecznik, motorniczy zachował się prawidłowo i zrobił wszystko, co mógł w tej sytuacji zrobić.
- Całkowicie zgadzam się z tym poszkodowanym, że jest w ludziach jakaś obawa, kiedy trzeba zareagować, również w komunikacji miejskiej. Często niestety nikt nie reaguje. Bywa, że pierwszą osobą, która udziela pomocy, jest kierowca lub motorniczy – zauważa rzecznik.
Usłyszał zarzuty
Podejrzany został zatrzymany przez krakowską policję trzy dni po zdarzeniu.
- Policjanci dysponując nagraniem z telefonu pokrzywdzonego i wizerunkiem sprawcy, przystąpili do ustalania jego tożsamości. Dzięki szybkim działaniom kryminalni namierzyli i zatrzymali 23-letniego mieszkańca Krakowa. Za spowodowanie obrażeń u pokrzywdzonego i uszkodzenie jego telefonu grozi mu do pięciu lat więzienia – informuje Sebastian Gleń, rzecznik prasowy małopolskiej policji.
Okazało się też, że 23-latek był przez policję poszukiwany w związku z inną sprawą.
Po zatrzymaniu napastnika pan Jakub zaktualizował swój oryginalny wpis dotyczący sprawy. Oświadczył między innymi: "To, co napisałem na temat działań policji, było moim subiektywnym odczuciem. Wydaje mi się, że mogli zrobić więcej, ale może zrobili i tak wystarczająco dużo. Z powodu braków kadrowych termin zgłoszenia został przesunięty. Nie wnikam już, czym te braki są spowodowane".
We wtorek skontaktował się z nami rzecznik małopolskiej policji, który odniósł się do zarzutów formułowanych przez pana Jakuba. – Ten pan absolutnie nie został przez nas odprawiony z kwitkiem. Była duża kolejka, trzeba było poczekać na przyjęcie zgłoszenia. Poszkodowany sam zdecydował, że przyjdzie następnego dnia – tłumaczy Sebastian Gleń.
Pan Jakub twierdzi jednak, że w poczekalni był tylko on i dwie inne osoby. – Powiedziano mi: "może pan spróbować wieczorem, albo najlepiej jutro albo w inny dzień" Nie zmienia to faktu, że śledztwo zostało wszczęte dzień po moim zeznaniu i przedstawieniu dowodów – przekonuje mężczyzna.
Na tyle wagonu siedziało trzech mężczyzn słuchających głośno podwórkowego hip-hopu. Jeden z nich wyciągnął papierosa i zapalił. Zwróciłem uwagę, żeby to zgasiłGdy mężczyzna zobaczył, że robię zdjęcie wyciągnął z plecaka gaz i skierował strumień prosto w moją twarz. Potem zaczął mnie dotkliwie bić próbując wyrwać mi telefon, a ja dusiłem się, zasłaniałem twarz i nie mogłem otworzyć oczuOtrzymywałem kolejne ciosy- Dopiero na przystanku ktoś odciągnął ode mnie oprawcę. Jedna osoba. Niestety nie był w stanie sam zatrzymać chuligana. - Wsiedliśmy do radiowozu i jechaliśmy głównymi ulicami w poszukiwaniu sprawcy. Nie jeździliśmy długo, ale wydaje mi się, że chuligan nie będzie się przechadzał dwupasmową pasmową aleją, tylko ucieknie w ustronne miejsce. Jest nieopodal ogród botaniczny, ogrody szpitala uniwersyteckiego. Moje sugestie jednak nie był istotne dla funkcjonariuszy- Po przybyciu na komisariat otrzymałem informację, że aktualnie nie ma kto przyjąć zawiadomienia i że zapraszają mnie w innym terminie- Post opublikowałem nie po to, aby się żalić, jak wielu internautów uważa. Jest tam opisany przebieg zdarzeń, aby ludzie mieli obraz tego co zaszło i o co mi chodzi – podkreśla mieszkaniec Krakowa. I dodaje: - Niestety, ludzie nie czytają ze zrozumieniem od początku do końca, każdy interpretuje to po swojemu.- Moim celem było odnalezienie sprawcy. Chciałem przy okazji znaleźć świadków zdarzenia i zwrócić uwagę na tę beznadziejną bierność. O to faktycznie mam do ludzi żal. O ile mogę zrozumieć, że nie każdemu przeszkadza palenie w środku komunikacji miejskiej, o tyle nie mogę pojąć, dlaczego tylko jeden człowiek mi pomógł
Autor: wini\kwoj / Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: Małopolska Policja