Chorymi na COVID-19 dziećmi na szpitalnych oddziałach najczęściej opiekują się rodzice. Problem zaczyna się, kiedy u rodzica pojawiają się poważne objawy. - Czasami zmuszeni jesteśmy ich rozdzielać. Nasz personel nie zawsze może najmłodszym poświęcić tyle czasu, ile potrzebują. Dlatego szukamy wolontariuszy - mówi doktor Lidia Stopyra, ordynator oddziału chorób infekcyjnych i pediatrii Szpitala im. S. Żeromskiego w Krakowie.
W krakowskim szpitalu imienia Żeromskiego przebywa obecnie trzydzieścioro dzieci. Żeby najmniejsi pacjenci mogli być przyjmowani, na oddział covidowy zniesiono łóżeczka z oddziału noworodków. Każdego dnia - jak przekazuje doktor Lidia Stopyra, ordynator oddziału chorób infekcyjnych i pediatrii - przyjmowanych jest od dziesięciu do dwunastu małych pacjentów.
- Tyle samo wypisujemy do domu, balansujemy na granicy wydolności - przekazuje dr Stopyra.
Rozdzieleni
Dziećmi zajmują się rodzice, którzy sami najczęściej też są zakażeni. Dopóki lekko przechodzą zakażenie, wszystko jest w porządku. Kiedy jednak pojawiają się poważne objawy - takie jak duszność i wysoka gorączka - rodzic musi być przeniesiony na inny, dorosły oddział. Standardem jest to, że rodzice bronią się jak mogą przed taką sytuacją:
- Często przekonują, że czują się dużo lepiej, niż jest w rzeczywistości. Ukrywają swoje objawy - dodaje dr Stopyra.
W takiej sytuacji opieką nad chorym dzieckiem może zająć się inny rodzic, ale z różnych powodów nie zawsze jest to możliwe. Bywa i tak, że dziecko zostaje samo.
- Personel pielęgniarski działa pod bardzo dużym obciążeniem. Mamy dużo pacjentów w ciężkim stanie, dlatego nie dajmy rady zapewnić dzieciom wymaganego towarzystwa - podkreśla rozmówczyni TVN24.
Trzy bezcenne godziny
Szpital zaapelował do wolontariuszy, żeby zgłaszali się do spędzania czasu z zakażonymi dziećmi. To apel skierowany przede wszystkim do ozdrowieńców i osób po szczepieniu.
- Już po kilku godzinach od wystosowania apelu zgłosiło się do nas mnóstwo osób. To psychologowie, studenci, aktorzy. Na razie mamy obstawiony grafik - mówi ordynator oddziału chorób infekcyjnych i pediatrii.
Ochotnicy wchodzą do sali małego pacjenta w ubraniu ochronnym. Wizyta trwa trzy godziny. Najmłodsi pacjenci potrzebują przytulenia i uwagi, ci nieco starsi: zabawy i odwrócenia uwagi od sytuacji, w której się znaleźli.
- Dziecko zostawione samo pozostaje w stresie. Muszę jednak zaznaczyć, że to mniejszy stres niż stres rodzica oddzielanego od dziecka. Mały pacjent czuje się wtedy jak zostawiony w przedszkolu. Trzeba sprawić, żeby mógł się oswoić z nową sytuacją - mówi dr Stopyra.
Do opieki nad chorymi zgłosiła się między innymi pani Barbara. Przed naszą kamerą opowiadała, że chorowała na COVID-19 i z tamtego okresu wspomina dojmującą samotność.
- Dzieci na oddziałach często są same, nie mają się z kim bawić. Próbowałam się wczuć, co one teraz czują. Wiem, że jest im ciężko - przez niepewność i brak kontaktu z rodzicami. My, ochotnicy, możemy im w tym ciężkim czasie pomóc - podkreśla.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź