Kiedy pan Roman przyjechał rano do swojego gospodarstwa, zobaczył, że jego pies nie żyje, a konie zostały spłoszone. Mężczyzna podejrzewał atak niedźwiedzia, a jego domysły potwierdzili pracownicy nadleśnictwa. Ale Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska stanowczo zaprzecza: to nie mógł być niedźwiedź.
Pies został zabity pod koniec lutego w miejscowości Leszczyny (Podkarpacie). - Gdy rano przyjechałem o wpół do siódmej, to wszystko było wypłoszone. Konie biegały między budynkami, wołam psa, a on nie przychodzi. Patrzę, a pies leży - opowiada w rozmowie z portalem "Życie Podkarpackie" Roman Łazorko, właściciel zabitego zwierzęcia. Część skóry z głowy psa została zdarta. Ranny został też jeden ze źrebaków.
"Dostał raz łapą i padł"
Zdaniem pana Romana jego zwierzęta zostały zaatakowane przez niedźwiedzia. Te drapieżniki już wcześniej odwiedzały gospodarstwo w Leszczynach.
Potwierdza to cytowany przez "Życie Podkarpackie" zastępca nadleśniczego Nadleśnictwa Bircza Stanisław Rębisz. - Dostał raz łapą i padł – mówi mężczyzna.
To nie niedźwiedź, ani wilk
O sprawę zapytaliśmy Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska w Rzeszowie. Tu jednak okazało się, że atak niedźwiedzia został wykluczony.
- Dostaliśmy zgłoszenie, nasi pracownicy pojechali na miejsce. Dokonali oględzin zwłok, jednak nic nie wskazywało, ze obrażenia, które odniósł pies zadał niedźwiedź. Nie znaleziono również żadnych śladów tego drapieżnika na terenie gospodarstwa – tłumaczy Łukasz Lis z bura prasowego RDOŚ.
Zdaniem Dyrekcji, nie był to też atak wilka. – Obrażenia nie pasowały, nie było śladów, nie mówiąc już o tym, że wilk pewnie nie zostawiłby ofiary w stanie nienaruszonym – wylicza rzecznik.
Czy w takim razie psa pana Romana mógł zabić człowiek? - My możemy tylko wykluczyć udział drapieżnika, udziału człowieka nie możemy ani potwierdzić, ani wykluczyć, ponieważ nie leży to w naszych kompetencjach - rozkłada ręce Lis. Jak przyznaje, sprawa nie będzie dalej badana przez urzędników.
Autor: wini/b / Źródło: TVN24 Kraków / Życie Podkarpackie
Źródło zdjęcia głównego: Życie Podkarpackie | Paweł Bugira