Pierogi bez pieprzu? Żurek bez majeranku? Według ministra finansów taka kuchnia jest dobra i dlatego od 1 stycznia zakazał używania barach mlecznych prawie wszystkich przypraw. Wprowadzenie do jadłospisu zabronionych składników może skutkować utratą państwowej dotacji. Nowe zasady nie spodobały się właścicielom i miłośnikom barów mlecznych. Ich przedstawiciele spotkali się z ministrem finansów, by opracować nową listę dozwolonych przypraw.
Minister z przedstawicielami właścicieli barów mlecznych spotkał się w czwartek, 19 marca w Warszawie. - Udało nam się uzgodnić kwestie sporne i opracować nową listę dotowanych surowców – relacjonuje Marta Biel, księgowa z nowohuckiej spółdzielni Społem, organizatorka spotkania. – Mogę zdradzić, że lista będzie zdecydowanie obszerniejsza, niż ta poprzednia. Znajdzie się na niej 96 pozycji.
Jak dowiedział się portal tvn24.pl, nowa lista może zacząć obowiązywać już w przyszłym miesiącu.
Albo pieprz, albo dotacja
Dotowanie barów mlecznych jest regulowane przez rozporządzenie ministra finansów z 20 grudnia 2010 r. Jadłodajnie, by otrzymywać rządową dotację, mogą w swoich daniach używać tylko surowców, wymienionych na zaakceptowanej przez ministra liście. Właściciel mógł serwować dania zawierające składniki spoza ministerialnej listy, jednak wtedy nie przysługiwało mu dofinansowanie.
1 stycznia tego roku weszła w życie nowelizacja rozporządzenia, skracająca katalog dopuszczalnych przypraw do minimum: nic poza solą, cukrem i octem.
Barom, które te zasady zignorują grozi grzywna lub konieczność zwrotu dotacji. Właściciele próbowali obchodzić przepisy, z własnej kieszeni dokupując pieprz czy liście laurowe - jednak, ponieważ dotacja przyznawana jest na całe danie, to również było niedozwolone.
Absurdalność nowej listy (początkowo wykluczono z niej też np. wodę) była wytykana od stycznia, jednak dopiero czwartkowe spotkanie przyniosło konkretne deklaracje ze strony ministra finansów.
Ministerstwo obiecywało już wcześniej
Styczniowa ingerencja w jadłospisy wzburzyła właścicieli barów mlecznych oraz ich klientów. Jednak – mimo licznych deklaracji ze strony urzędników – katalog dopuszczalnych przypraw przez ostatnie miesiące zawierał tylko trzy pozycje.
„- Po konsultacjach z grupą właścicieli barów mlecznych doszliśmy do porozumienia – powiedziała w styczniu Wiesława Drożdż, rzecznik ministerstwa finansów. - Powrócimy do listy produktów, która obowiązywała w ubiegłych latach. A zatem przyprawy wrócą do łask”.
Kończy się marzec, a zmian nie wprowadzono.
Ta zwłoka spowodowała, że powstała organizacja Narodowy Bar Mleczny. – Zajmujemy się działaniami obywatelskimi, happeningowymi – tłumaczy Waldemar Domański, pomysłodawca NBM. Grupa organizuje protesty – takie, jak ten środowy, podczas którego goście i pracownicy jednej z nowohuckich jadłodajni wyrażali poparcie dla tego typu lokali. Akcja prowadzona była pod hasłem "Chcemy pieprzyć w barach mlecznych". To właśnie przedstawiciele inicjatywy spotkali się z ministrem finansów, by przekonać go do uzupełnienia listy dopuszczalnych przypraw. Jednym z argumentów była petycja, przygotowana przez Narodowy Bar Mleczny. W ciągu ośmiu dni na jej podpisanie zdecydowało się 2574 osób.
Na razie tylko upomnienia
Domański jest przekonany, że decyzja ministerstwa o skróceniu listy dopuszczalnych surowców miała na celu zmniejszenie liczby barów korzystających z dotacji.
- Minister chce doprowadzić do sytuacji, w której wszystkie bary się wycofają, a on będzie mógł powiedzieć, że to nie jego wina – ocenia ostro mężczyzna. Urzędnicy jednak zapewniają, że - dopóki sytuacja nie zostanie wyjaśniona - właściciele barów używających przypraw będą tylko upominani.
Domański zaznacza też, że ministerstwo nie zabroniło kucharkom całkowitego używania pieprzu. – Jest dozwolony jakiś jeden rodzaj, którego nie ma w Unii europejskiej. Pochodzi chyba z Grenlandii. Minister chyba musiał poświęcić popołudnie albo dwa, żeby go w ogóle znaleźć – ironizuje działacz.
Ludzie cenią bary mleczne
- Bary mleczne to forma dyskretnego dożywiania narodu – tłumaczy Domański. – Emeryci, studenci i inni chcą zjeść smacznie i zdrowo, a bary mleczne im to zapewniają.
Wystarczy spojrzeć na cennik dowolnego, rządowo dotowanego baru mlecznego. Luksusów tam zazwyczaj nie ma, ale za to można zjeść pierogi za pięć złotych albo jajecznicę za niecałe trzy. Dla osób, które muszą liczyć się z pieniędzmi, bar mleczny daje możliwość „dokarmienia w godnych warunkach”, jak określa to Domański.
Podobnego zdania są goście baru mlecznego, odwiedzonego przez reportera TVN24. Zapytani o to, co myślą o ewentualnej likwidacji barów zgodnie odpowiadają, że „szkoda by było”.
Dla Domańskiego czwartkowe ustalenia i propozycja nowej listy produktów robrze rokują. – To już jest wiążące. Urzędnicy zorientowali się, że zabrnęli za daleko i teraz będą mogli się z tego wycofać – ocenia aktywista.
Autor: wini / Źródło: TVN 24 Kraków