Na ile może sobie pozwolić trenerka, która przygotowuje dzieci do zawodów sportowych? Rzeszowska prokuratura oceniła, że wulgaryzmy, wyzwiska, szarpanie za włosy, czy poniżanie młodych zawodniczek, to akceptowalne metody, prowadzące do osiągnięcia sukcesu sportowego. Rodzice dziewczynek decyzją tą są zbulwersowani. Trenerka, którą oskarżyli nie ma sobie nic do zarzucenia.
- Biła mnie, szarpała i krzyczała – wspomina swoje treningi z Brygidą Sakowską-Kamińską 11-letnia Lena Skowrońska. To jej rodzice złożyli oficjalne pismo z zażaleniem na trenerkę z Rzeszowa. Początkowo nie wierzyli córce, ale gdy zadzwoniła z obozu i powiedziała, że dostała od trenerki w twarz i skierowali oficjalną skargę do Podkarpackiego Okręgowego Związku Akrobatyki Sportowej. Ta przekazała sprawę do prokuratury. – Nikt jednak nie spodziewał się, umorzenia sprawy – przyznaje w rozmowie z tvn24.pl Tadeusz Kaplita prezes związku. Na spotkanie z nami w hali sportowej w ZKS "Stal" Rzeszów przyszło kilkanaście oburzonych sytuacją osób.
"Mówiła, że mam grubą d***"
Do prokuratury trafiła nie tylko historia Leny. Na treningi z Brygidą Sakowską poskarżyli się też rodzice innych zawodniczek. – Moja córka Gabrysia stała się jej kozłem ofiarnym – twierdzi w rozmowie z nami Agnieszka Wilk, której dwie córki trenowały w zespole Sakowskiej. Gabrysia nie trenuje już od 3 lat. Jak sama twierdzi jest to głównie wina trenerki. - Mówiła, mi, że wyglądam jak szafa. A kiedy schudłam 4 kg, kazała schudnąć kolejne 4 – opowiada.
(…) brak jest uzasadnionych podstaw do twierdzenia, iż zachowanie Brygidy Sakowskiej-Kamińskiej wobec małoletnich Leny Skowrońskiej, Gabrieli Wilk oraz Katarzyny Augustyniak nosiło cechy znęcania się. Intencja kierowania przez Brygidę Sakowską-Kamińską wobec w/w słów powszechnie uznanych za obelżywe, krytykowania, zwracania zawodniczkom uwagi na konieczność kontrolowania wagi nie było bowiem zadanie małoletnim cierpienia, przeciwnie zaś stanowiło środek, który miał pozwolić w/w na realizację celów tj. odnoszenia sukcesów w akrobatyce sportowej zarówno na arenie ogólnopolskiej jak i międzynarodowej.
Odchudzała się, żeby zaimponować trenerce
Koleżanka Gabrysi z sali treningowej ma podobne wspomnienia. – Piłam herbatki przeczyszczające i obwiązywałam się pasem, żeby schudnąć. Kiedy nie wytrzymałam i chciałam odejść nie oddała mi licencji. Nie mogłam trenować w innym miejscu – opowiada Katarzyna Augustynek, która dopiero niedawno, po 2-letniej przerwie wróciła do sportu. Wcześniej nie mogła trenować w innym klubie, bo zgodnie z przepisami, żeby zmienić barwy klubowe należy odebrać swoją licencję lub odczekać przepisowy okres karencji.
Dziewczynki opowiadają, że trenerka regularnie wyzywała je i szarpała za włosy oraz biła po rękach, gdy nie mogły wykonać ćwiczeń.
Jak uprzednio wskazano ocena zachowania w/w w kontekście realizacji znamion znęcania winna każdorazowo odbywać się w perspektywie norm kulturowych obowiązujących w środowisku. Powyższe implikuje zatem, iż czyny, które w powszechnym odczuciu są nieakceptowane i mogłyby uchodzić za znęcanie w określonej grupie społecznej są aprobowane, a czasami wręcz pożądane.
Liczy się sukces?
Sprawą zajęła się rzeszowska prokuratura. Po 3-miesięcznym dochodzeniu w sprawie, postępowanie umorzono. Zgodnie z uzasadnieniem prokurator prowadzącej sprawę wszystkie zdarzenia, o których mówią dzieci mogły mieć miejsce, jednak uznano, że takie metody pozwalają na osiągnięcie sukcesów w sporcie.
– To jakiś absurd – skarżą się rodzice. W uzasadnieniu decyzji prokuratora napisano: "Intencją kierowania (...) słów powszechnie uznanych za obelżywe, krytykowania, zwracania zawodniczkom uwagi na konieczność kontrolowania wagi nie było bowiem zadanie małoletnim cierpienia, przeciwnie zaś stanowiło ono środek, który miał pozwolić na realizację celów tj. odnoszeniu sukcesów w akrobatyce"
Do tego rodzaju specyficznego środowiska należą trenerzy oraz sportowcy uprawiający sport profesjonalnie i nastawieni na odnoszenie sukcesów na arenie międzynarodowej. Zdobywanie triumfów w niniejszej dyscyplinie wymaga bowiem niezwykłej samodyscypliny, a także wyczerpujących treningów prowadzących do osiągnięcia perfekcji. Powyższe implikuje zatem, iż również stosowane wobec zawodników metody szkoleniowe oraz sposoby karcenia muszą odbiegać od powszechnie przyjętych w społeczeństwie.
”Nie wiem, co się stało z Brygidą”
Śledczy wskazali, że metody, które laikom wydają się nieakceptowalne w określonym środowisku są dopuszczalne, a wręcz pożądane. Tyle, że samo „środowisko”, do metod trenerki wcale nie jest przekonane.
– Trener, który ma autorytet nie musi bić, krzyczeć ani poniżać. Dzieciom należy się od nas szacunek, za to, że chce się im do nas przychodzić – ocenia Andrzej Sokołowski trener akrobatyki z rzeszowskiego klubu „Piramida”. Jego słowa potwierdza też Grzegorz Bielec, trener z Towarzystwa Sportowego „Sokół” w Rzeszowie. – Wszyscy, razem z Brygidą jesteśmy wychowankami jednego trenera, człowieka, który nauczył nas jak zdobywać sukcesy nie krzywdząc innych – mówi.
Oburzona sytuacją jest też Ewelina Fiołek, obecnie trenerka w ZKS „Stal” , niegdyś partnerka sportowa Brygidy Sakowskiej. Obie kobiety wspólnie w 1995 roku zdobyły mistrzostwo świata. – Przede wszystkim jesteśmy pedagogami. Musimy dbać o te dzieci, wpajać im, że sport to dodatek, który często jest tylko na chwilę. Nie wiem co się stało, że Brygidą, że teraz tak się zachowuje – mówi w rozmowie z TVN24.pl.
Wobec przedstawionej argumentacji Brygida Sakowska – Kamieńska będąc doświadczoną i utytułowaną trenerką, nakierowaną na osiągnięcie sukcesów, stosowała skuteczne oraz sprawdzone na wielu zawodnikach metody treningowe, nawet jeśli dla laików wydawały się one nieakceptowane. Używanie przez w/w słów powszechnie uznanych za wulgarne, szarpanie zawodniczek wyśmiewanie, grożenie, brak asekuracji ich upadków, a także nakazy utraty na wadze były każdorazowo związane bądź z wykonywanymi przez pokrzywdzone ćwiczeniami bądź ich wyglądem, a zatem aspektami, niezbędnymi do zdobywania najwyższych miejsc na zawodach.
W sporcie jak w życiu
Uzasadnienie prokuratury nie przekonuje też psychologów. Zdaniem Adriany Zagórskiej w sporcie obowiązują takie same zasady, jak w każdej innej dziedzinie życia. – Żadne zachowanie, które byłoby naganne na co dzień, nie powinno się spotykać z innym odbiorem w sporcie, a cel jakim jest osiąganie sukcesów tego nie tłumaczy – opiniuje Zagórska i dodaje:– Nie chcę podważać autorytetu prokuratury, ale w żadnym przypadku cel sportowy nie uświęca nagannych środków – mówi psycholog.
Według Adriany Zagórskiej trenowanie dzieci wymaga specjalistycznej wiedzy. – To ważne, żeby treningi były dopasowane do wieku dziecka. Nie można traktować dziecka jak kopii dorosłego człowieka. Przykładowo 10-letnie dziecko może skupić swoją uwagę na nie więcej niż 10 minut, dopiero po 12 roku życia dzieci zaczynają myśleć logicznie i abstrakcyjnie. Trenerzy, powinni o tym pamiętać – wyjaśnia Zagórska.
"To bzdury. Nikogo nie uderzyłam"
Sama Brygida Sakowska zaprzecza wszystkim doniesieniom. – To bzdury wyssane z palca, wymyślone na potrzeby chwili – mówi w rozmowie z tvn24.pl trenerka i multimedalistka w akrobatyce sportowej. – Trenowałam 18 lat, więc wiem, co to ciężka praca. Osiągałam sukcesy, bo byłam pracoholikiem i trener zamiast zmuszać mnie do treningów, to musiał mnie wyganiać z sali żebym wyszła – opowiada.
W telefonicznej rozmowie z nami przyznaje, że jest wymagającym trenerem, który trzyma dyscyplinę na treningach, jej metody nauczania mogą być kontrowersyjne. – Nigdy jednak nie uderzyłam żadnego dziecka – zarzeka się i dodaje: - Nie bije ich, tylko asekuruje. Wtedy zdarzają się szarpnięcia, czy zadrapania, ale to nie bicie.
Należy przy tym zauważyć, iż rodzice pokrzywdzonych Agnieszka Wilk, Joanna Kubiak oraz Dariusz Augustyniak poza kierowanymi niekiedy względem Brygidy Sakowskiej-Kamińskiej uwagami, generalnie akceptowali stosowane przez w/w metody treningowe uznając, iż to dzięki nim małoletnie osiągały sukcesy.
Trenerka odpiera też zarzuty wyzwisk i krzyków na treningach. - Sala jest w miejscu, gdzie jest głośno, do tego idzie muzyka, staram się ją przekrzyczeć, ale nie krzyczę na dzieci. A co do zarzutów o wulgaryzmy i wyzwiska: to nie miało miejsca. Ja nie przeklinam, nawet w domu – zapewnia Sakowska. Zaprzecza też jakoby miała uderzyć Lenę Skowrońską w twarz i zarzeka się, że nigdy nie wstrzymywała wydania licencji żadnemu z dzieci.
Trenerka Brygida Sakowska ma własny klub, gdzie nadal trenuje dzieci. Pracuje też na Uniwersytecie Rzeszowskim, gdzie uczy przyszłych nauczycieli Wychowania Fizycznego. Jak informuje rzecznik UR na Uniwersytecie nikt nie wiedział o toczącym się postępowaniu. – Jej praca ze studentami nie budziła zastrzeżeń. Jest dobrze oceniana i w tej chwili nadal jest pracownikiem uczelni – komentuje dla TVN24 Grzegorz Kolasiński z Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Twierdzenie, iż zachowanie Brygidy Sakowskiej-Kamińskiej nie było w istocie nakierowane na wyrządzenie cierpienia pokrzywdzonym utwierdza fakt, że w/w w podobny sposób traktowała również własną córkę, a nadto po zakończonym treningu zachowywała zupełnie inaczej niż w jego trakcie tj. przytulała i pocieszała Lenę Skowrońską, a także iż małoletnia przebywała u w/w w weekendy bawiąc się z jej dziećmi.
To jeszcze nie koniec
Rodzice dziewczynek nie zamierzają się pogodzić z decyzją prokuratury. Nie wyobrażają sobie, że odnoszenie sportowych sukcesów usprawiedliwiało kontrowersyjne metody, którymi - ich zdaniem - posługuje się trenerka. Po takim obrocie spraw złożyli zażalenie do sądu. - Czekamy na odpowiedź. Liczymy, że sprawa zostanie ponownie rozpatrzona – mówi ojciec jednej z zawodniczek Dawid Skowroński.
Zastępca prokuratora rejonowego Łukasz Harpula wyjaśnia, że prowadząca sprawę prokurator nie dopatrzyła się znamion czynu zabronionego podczas śledztwa. Zaznacza jednak, że jeśli skarga rodziców zostanie pozytywnie rozpatrzona i ponownie trafi do prokuratury, to może trenerce może grozić nawet 5 lat więzienia za znęcanie się nad podopiecznymi.
Wszystkie cytaty pochodzą z uzasadnienia decyzji prokuratury
Postępowanie umorzyła prokuratura rejonowa dla miasta Rzeszów:
Autor: Anna Kokoszka mw, JUST/kv,i