Podczas protestu ekologów na trasie do Morskiego Oka doszło do przepychanek i bójek. Jedna osoba została poszkodowana. Protest to pokłosie wyników ostatnich badań wysiłkowych koni na tej trasie. Zdaniem ekologów fasiągi ciągnięte przez konie ważą prawie tonę więcej niż powinny.
Miała być pokojowa demonstracja, zakończyło się przepychankami i wyzwiskami. W niedzielę rano organizacje prozwierzęce zablokowały trasę prowadzącą do Morskiego Oka, po której turystów wożą konne fasiągi. Ekolodzy, którzy domagają się całkowitego usunięcia transportu konnego ze szlaku, nie wpuścili na drogę wozu wypełnionego turystami.
Jak informuje reporterka TVN24 Marta Gordziewicz, jeden z demonstrantów został poważnie poturbowany. - Został kopnięty. Nie wie czy przez konia, czy przez człowieka - relacjonuje nasza reporterka. Został zabrany przez karetkę pogotowia.
Podczas protestu interweniowała policja, która zdecydowała o rozwiązaniu zgromadzenia.
Pikieta ekologów była zgłoszona i uzyskała zgodę władz samorządowych. - Osoby protestujące blokują drogę zachowują się jednak niezgodnie z tym co zapowiadały, dlatego zdecydowano o rozwiązaniu zgromadzenia – powiedział rzecznik zakopiańskiej policji Roman Wieczorek.
Wyniki sprzeczne
Protest to odpowiedź ekologów na wyniki badań wysiłkowych koni na trasie do Morskiego Oka przeprowadzonych pod koniec października. Specjalna aparatura zainstalowana w wozie ciągniętym przez dwa konie, miała zmierzyć, jak bardzo mocno zwierzęta pracują na turystycznej trasie. Po zakończeniu eksperymentu zapis z urządzenia przekazano hipologowi i obrońcom praw zwierząt do interpretacji.
Wyniki okazały się jednak sprzeczne. - Z opracowanej przez obrońców praw zwierząt opinii wynika, że wóz przeciążony jest o ponad 900 kg, natomiast opinia hipologa z Uniwersytetu Przyrodniczego świadczy, że konie nie pracują zbyt ciężko – informował Szymon Ziobrowski, dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego.
Przeciążone wozy
Zdaniem ekologów wozy są jednak przeciążone i to właśnie z tego powodu zablokowali w niedzielę trasę do Morskiego Oka.
- Pomiary pokazują, że najlżejszy z wozów jest za ciężki o 926 kilogramów. To oznacza, że z wozu należy zdjąć około 10 osób. W tej sytuacji wozem mogą jechać tylko 2 osoby i fiakier. To pokazuje w jak skandalicznie złych warunkach zwierzęta pracowały na tej trasie przez kilkanaście ostatnich lat – piszą organizatorzy protestu na swojej stronie.
Testowano pojazdy elektryczne
Na trasie do Morskiego Oka testowane były również pojazdy elektryczne. Jednak, jak podawała "Gazeta Wyborcza" starosta tatrzański Andrzej Gąsienica Makowski do testowanych pojazdów wysłał policję. Jak twierdził, nie miały pozwolenia na wjazd, choć sam wcześniej komentował wyniki ich testów. Testy pojazdów elektrycznych odbywały się na tej trasie od wakacji, a zaprosił je Tatrzański Park Narodowy.
Gąsienica-Makowski na konferencji prasowej nie przyznał się do wysłania policji, ale zapowiedział, że od tej pory wszystkie pojazdy, nie tylko meleksy, ale też autobus elektryczny, nie wjadą na tę drogę bez jego zgody.
To już kolejny protest na trasie do Morskiego Oka. Pod koniec sierpnia grupa 70 aktywistów protestowała przeciwko konnym zaprzęgom wożącym turystów na Morskie Oko w Tatrach. Przeszli szlakiem z Palenicy Białczańskiej do Włosienicy z transparentami nawołującymi do "Ratowania koni z Morskiego Oka". Wtedy jednak manifestacja przebiegła pokojowo.
Obrońcy koni domagają się likwidacji fasiągów
Obrońcy praw zwierząt domagają się całkowitej likwidacji transportu konnego do Morskiego Oka. Przeciwni są m.in. hipolodzy, środowiska akademickie, Związek Hodowców Koni oraz Główny Lekarz Weterynarii.
- Wożenie turystów to jest nasza codzienna praca. Konie wszędzie pracują zgodnie ze swoją naturą. Za działaniami ekologów działa lobby biznesowe, które chce nas stąd wyprzeć – powiedział Stanisław Chowaniec, prezes fiakrów wożących turystów do Morskiego Oka.
Eksperci alarmują, że w Polsce maleje liczba koni; jeszcze w latach 60. XX w. żyło 3 mln koni, a obecnie jest ich tylko ok. 300 tysięcy. Gdyby zlikwidowano transport konny do Morskiego Oka, zwierzęta prawdopodobnie trafiłyby na rzeź. Na trasie pracuje wymiennie 300 koni.
Autor: mmw / Źródło: TVN24 Kraków, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Kraków / PAP