Strażacy przyjechali gasić dom. Ślady krwi doprowadziły ich do studni. Była zamknięta. Na dnie - pościel. Wyciągnęli ciało mężczyzny. Jak się okazało, to zabójca wezwał straż, syn ofiary. Jest akt oskarżenia.
Prokuratura Okręgowa w Częstochowie skierowała akt oskarżenia przeciwko 41-letniemu Zbigniewowi D. i 19-letniemu Dawidowi N. Mężczyźni odpowiedzą za zabójstwo Edwarda D., ojca starszego z oskarżonych.
Obaj zostali zatrzymani zaraz po zbrodni i przyznali się do winy. - Zbigniew D. wyjaśniał, że chciał dać ojcu nauczkę, ale nie chciał aż tak bardzo - relacjonuje Tomasz Ozimek, rzecznik częstochowskiej prokuratury. - Nie chciał go zabić, a jedynie pobić - dodaje.
Kołdra na dnie studni
Zbigniew D. zaalarmował w nocy straż pożarną, że płonie jego dom rodzinny. Jak potem przyzna śledczym, sam go wcześniej podpalił. Mógł tego nie pamiętać, sporo tego dnia wypił, miał wtedy ponad 3 promile alkoholu w organizmie.
- Mógł też chcieć w ten sposób odsunąć od siebie podejrzenia. Był z matką, która o niczym nie wiedziała - mówi Ozimek.
W trakcie akcji gaśniczej świadkowie powiedzieli strażakom, że w domu mieszka 66-letni mężczyzna. Chodziło im o Edwarda D. - jak się szybko okaże - ofiarę morderstwa.
Strażacy przeszukali dom, ale nikogo nie znaleźli. Ugasili pożar i już mieli odjeżdżać, gdy spostrzegli na śniegu ślady krwi. Doprowadziły ich do studni na posesji.
Studnia była zamknięta. Unieśli wieko i zobaczyli na dnie, na głębokości 10 metrów, kołdrę. Wydobyli ją wraz z ciałem mężczyzny - Edwardem D. Miał rany kłute.
Sprawcy morderstwa Zbigniew D i jego kolega Dawid N. zostali szybko zatrzymani. D. tej samej nocy kręcił się pod zgliszczami. N. został ujęty następnego dnia w Zabrzu.
Popili i poszli do wsi pieszo
Zbigniew D. wyjaśnił śledczym, że chciał dać ojcu nauczkę za pobicie matki.
Jak ustaliła prokuratura, Edward D. mieszkał z żoną Haliną w Rębielicach, a ich dwaj dorośli synowie Zbigniew i Dariusz w Zabrzu. Ojciec rodziny od 20 lat nie pracował, był na utrzymaniu żony. Nadużywał alkoholu i znęcał się psychicznie i fizycznie nad żoną i synami. W 2001 został skazany na 6 lat więzienia za usiłowanie zabójstwa Dariusza.
Gdy 1 lutego po pijanemu pobił żonę, Halina D. wyprowadziła się i zamieszkała u rodziny, zrywając kontakty z mężem. Ostatecznie miała zamieszkać u syna Zbigniewa.
Feralnego 8 lutego Zbigniew D. pojechał po matkę wraz ze swoją partnerką i jej 19-letnim bratem Dawidem. Po drodze z Zabrza mężczyźni pili piwo i wódkę. Zbigniew D. poprosił Dawida N. o pomoc w "daniu nauczki" ojcu za zachowanie wobec matki.
Do domu w Rębielicach mężczyźni poszli pieszo z sąsiedniej miejscowości, partnerka Zbigniewa D. czekała w samochodzie.
Wrócili po lekarstwa
Według ustaleń śledczych, po wejściu do domu Zbigniew D. zaatakował ojca. Edward D. i syn zaczęli szarpać się za ubrania. Wtedy Dawid N. kilkakrotnie uderzył w głowę 66-latka taboretem lub deską.
Następnie, jak opisuje prokurator Ozimek, Dawid N. zadał Edwardowi D. około 40 ciosów nożem w okolice głowy, szyi i klatki piersiowej. W tym czasie 66-latka przytrzymywał syn.
- Gdy Edward D. przestał dawać oznaki życia, mężczyźni zawinęli jego ciało w kołdrę, wynieśli na podwórze i wrzucili do studni. W domu podpalili szmaty, aby spowodować pożar i w ten sposób zatrzeć ślady przestępstwa - dodaje Ozimek.
Po wszystkim sprawcy, tak jak mieli w pierwotnym planie, pojechali po Halinę D. Zbigniew D. wrócił jednak do domu w Rębielicach, bo przed wyjazdem do Zabrza matka chciała jeszcze zabrać lekarstwa.
Kolega był już karany
Zbigniew D. nie był w przeszłości karany.
Dawid N. karany był za kradzież z włamaniem oraz rozbój. Zakład karny opuścił kilka dni przed zbrodnią - 31 stycznia.
Chociaż to młodszy sprawca wyciągnął nóż i jako jedyny zadał ciosy, obaj mają taki sam zarzut. Za zabójstwo grozi im nawet dożywotnie pozbawienie wolności.
Autor: mag/i / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice | Paweł Skalski