Policja czwarty dzień poszukuje dwóch szesnastolatków, którzy uciekli z radiowozu skuci razem kajdankami. Jeden miał na nogach klapki, które mu po drodze spadły. Policja nazywa ich "gangiem 16-letnich włamywaczy".
Jechali radiowozem z Radzionkowa: z przodu dwaj policjanci, z tyłu policjant i dwaj szesnastolatkowie, podejrzewani o włamania do mieszkań. Wieziono ich do komisariatów na terenie miast, w których mieli dopuszczać się przestępstw.
Około godziny 17 radiowóz zaparkował przed komendą policji w Piekarach Śląskich. Zatrzymani byli skuci razem jedną parą kajdanek. Jeden miał na nogach buty sportowe, drugi - klapki.
Wszyscy zaczęli wysiadać.
- Tylne drzwi były zablokowane, można je było otworzyć tylko od zewnątrz. Kierowca wysiadł, żeby otworzyć te drzwi od strony policjanta. Policjant wysiadł, za nim wysiedli szesnastolatkowie i odepchnęli go - Damian Ciecierski, rzecznik policji w Tarnowskich Górach opowiada, jak rozpoczęła się ucieczka młodych przestępców.
Odepchnięty policjant nie przewrócił się, ale stracił równowagę. Pozostali byli blisko zatrzymanych, ale nie zdążyli ich złapać.
Uciekali w prawo, stojąc tyłem do komendy, gdzie prosta ulica kończy się zabudowaniami. Cały czas połączeni ze sobą za ręce. Ten, co miał klapki, zrzucił je i biegł dalej boso.
Wszyscy trzej policjanci biegli za nimi. - Aż zatrzymani znikli im między blokami - mówi Ciecierski. Wtedy jeden z policjantów wrócił na komendę powiadomić o ucieczce.
Ciecierski dodaje, że szesnastolatkowie "planowali tę ucieczkę" i że "byli sprytni", a ten bosy "pod wpływem adrenaliny mógł nie czuć bólu". A jacy byli policjanci?
- Jeden ma 47 lat, pozostali są po 30-tce. Byli umundurowani, mieli na sobie sprzęt, broń, dwa magazynki z nabojami, metalowe kajdanki, gaz. Mogli mieć również latarki, pałkę, która utrudnia bieganie. A służbowe buty nie są sportowe, są ciężkie - tłumaczy ich Ciecierski.
- Dlaczego zdecydowali, żeby jeden wracał po wsparcie do komendy, zamiast zadzwonić? To dodatkowa strata czasu - dopytujemy.
- Działali na gorąco, to były sekundy - mówi Ciecierski. - Biegnąc, nie mogli wyciągać komórki. Chcieli skontaktować się z komendą jak najszybciej. Zanim by się połączyli z wojewódzkim centrum ratunkowym, zanim dyspozytor połączyłby ich z odpowiednią jednostką, minęłoby więcej czasu.
Wszczęto alarm, za zbiegami ruszyło stu funkcjonariuszy. Szesnastolatkowie nadal są poszukiwani. Wobec policjantów, którym uciekli, wszczęto postępowanie dyscyplinarne.
Tropili ich kilka miesięcy
12 października policja w Bytomiu opublikowała komunikat o "gangu -16-letnich włamywaczy". Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że to ci sami szesnastolatkowie, którzy uciekli sprzed piekarskiej komendy.
Jak czytamy, zatrzymani w Bytomiu chłopcy w ostatnich miesiącach, według policji, włamali się do ponad dziesięciu mieszkań na terenie Bytomia. Z jednego z mieszkań zabrali kluczyki do auta, którym odjechali.
Kryminalni z Bytomia tropili ich od kilki miesięcy. Z ustaleń śledczych wynikało, że sprawcy wykorzystywali uchylone okna, aby dostać się do mieszkań. Na podstawie tej wiedzy typowali osoby młode oraz szczupłe.
Auto zostało odzyskane. Część łupów natomiast - przedmioty o wartości około 10 tysięcy złotych - znaleziono w domach trzech paserów, kobiety i dwóch mężczyzn w wieku od 18 do 33 lat. Grozi im pięcioletni pobyt w więzieniu.
Decyzją sądu 16-latkowie najbliższe miesiące mieli spędzić w ośrodku dla nieletnich. Rzecznik bytomskiej policji Tomasz Bobrek powiedział nam tylko, że zostali przekazani funkcjonariuszom z innej komendy.
Zapytaliśmy sąd w Bytomiu, czy zatrzymani w tym mieście 16-latkowie to ci sami, którzy zbiegli w Piekarach Ślaskich. Czekamy na odpowiedź.
Autor: mag / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: tvn24