77-latek z Zabrza umarł, siedząc przy rejestracji w lokalnej przychodni, gdzie czekał na wizytę u lekarza. O tym, że mężczyzna nie żyje zorientowano się dopiero po interwencji jego żony, która zaczęła go szukać, ponieważ długo nie wracał do domu. O sprawie informuje "Blisko Ludzi" TTV.
Jak ustaliła zabrzańska policja, 3 stycznia tego roku 77-latek poszedł do przychodni na ul. Budowlanej 28, żeby zmierzyć sobie ciśnienie. Po prawie dwóch godzinach jego żona, zaniepokojona tak długą nieobecnością męża, postanowiła sprawdzić, co się z nim dzieje. Kobieta znalazła go w przychodni, gdy nie dawał już znaków życia. Wszczęła alarm. Dopiero wtedy zajęli się nim lekarze z ośrodka.
"Nie mógł umrzeć od razu"
– Pacjent nie sygnalizował, że chce porady lekarskiej, że coś mu się dzieje albo że coś go boli. Nic nie powiedział i po prostu usiadł – mówi reporterce TTV dr Agata Bluszcz, dyrektorka przychodni.
Jednocześnie dementuje doniesienia, że mężczyzna umarł niedługo po przybyciu do placówki. – Nie ma takiej możliwości, żeby pacjent siedział tutaj martwy przez godzinę. W trakcie akcji reanimacyjnej jego źrenice reagowały na światło – dodaje i przekonuje, że pacjent mógł umrzeć kilkanaście minut przed przyjściem żony.
Nie będzie sekcji zwłok
Sprawę bada prokuratura rejonowa w Zabrzu, która wszczęła dochodzenie w sprawie ewentualnego nieudzielenia pomocy pacjentowi. Nie zleciła jednak sekcji zwłok. Przyjęła, że zgon nastąpił z przyczyn naturalnych.
– Przyczyną śmierci zajmujemy się tylko wtedy, kiedy zachodzi podejrzenie, że nastąpiła przy udziale osób trzecich – mówi Anna Arabska, zastępca tamtejszego prokuratora rejonowego.
Przychodnia w dzielnicy Rokitnica w Zabrzu:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: pw/b / Źródło: TVN24 Katowice / TTV
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Katowice