- Ojciec stał z chłopcem przed samochodem. Krzyczał, ratunku, pomocy, dzwońcie po pogotowie. Jakiś chłopak zadzwonił na 112. Ja zaczęłam polewać chłopca wodą razem z panią, która wybiegła ze sklepu. Był cały czarny od dymu. W oknach bloku, przed sklepem byli ludzie. Błagałyśmy ich o wodę - opowiada pani Kamila.
Prokuratura bada sprawę pożaru samochodu w Rybniku, w którym ucierpiał trzyletni chłopiec. - Na razie nikt nie usłyszał zarzutów - mówi Rafał Łazarczyk, zastępca prokuratora rejonowego w Rybniku.
Zostawił syna na 2-3 minuty
16 sierpnia po godzinie 19 w ogniu stanęła honda, zaparkowana na ulicy Kadetów w Rybniku. W środku auta był trzyletni chłopiec. Jego ojciec został już przesłuchany.
- Powiedział, że wyszedł tylko na dwie, trzy minuty do sklepu, dlatego zostawił syna w samochodzie - mówi Łazarczyk. Poszedł "po pół chleba".
Chłopiec siedział z przodu, obok miejsca kierowcy. Ojciec zeznał, że gdy wracał ze sklepu, zobaczył kłęby dymu, wydobywające się spod klapy bagażnika. Rzucił się po syna, ale honda zdążyła zapalić się w środku, w miejscu, gdzie znajdowało się dziecko. Świadkowie pożaru opowiadali nam, że słyszeli wybuchy, pierwszy jakby petardy, a drugi potężniejszy.
Mężczyzna wyciągnął syna, parząc sobie dłonie. Chłopiec był przytomny, płakał. Miał poparzenia pierwszego i drugiego stopnia na pięćdziesięciu procentach powierzchni ciała, jak zdiagnozowali potem lekarze. Świadkowie pożaru polewali go wodą.
- Wyszłam z apteki i przechodziłam tamtędy w momencie, kiedy ojciec stał już z chłopcem przed samochodem. Krzyczał, ratunku, pomocy, dzwońcie po pogotowie. Jakiś chłopak zadzwonił na 112. Ja zaczęłam polewać chłopca wodą razem z panią, która wybiegła ze sklepu. W oknach bloku, przed klatką, przed sklepem byli ludzie, błagałyśmy ich o wodę. Nikt nie przynosił - opowiada nam pani Kamila.
Może wystraszyli się huku strzelających w samochodzie opon? Pani Kamila wzięła chłopca na ręce i przeniosła w bezpieczniejsze miejsce i "wtedy ta woda pojawiła się, nie wiadomo skąd".
Tomek na forum: Tak naprawdę nikt nie wiedział co się stało. Ojciec zaczął krzyczeć pomocy, więc wybiegłem na balkon. Wtedy on już był z dzieckiem dwa metry od lekko płonącego samochodu. Ogień pojawił się z przodu. Zaraz do niego podbiegła jedna kobieta, potem druga, on sam wyciągnął wodę z jeszcze nie palącego się bagażnika i wszyscy polewali wodą tego biednego malca. Sam osobiście dzwoniłem na 112, więc nie jest dziwne iż policja była pierwsza, ale jako służba porządkowa, bo polewać chłopaka nie pomagała. Po jakiś 10-12 minutach były dwie karetki pogotowia. W tym czasie chłopak był cały czas polewany wodą, stoi nawet obok zgrzewka wody. A dopiero po jakiś 20-25 minutach pojawiła się straż.
Zbiórka dla Mikołaja
- Chłopiec cały czas jest w krytycznym stanie - mówi Wojciech Gumułka, rzecznik Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka, gdzie trafił poparzony trzylatek. Od początku pozostaje w śpiączce farmakologicznej. Lekarze zaczęli przeszczepy skóry. - Ale to jest cały czas sytuacja ratowania życia - podkreśla Gumułka.
Tymczasem w internecie na stronie pomagam.pl zakończyła się zbiórka na rzecz chłopca.
Jak informuje organizatorka zbiórki, "udało się uzbierać 21 tys. 755 zł".
Do wskazanych aptek w Rybniku można przynosić środki opatrunkowe. "Po wyjściu ze szpitala Mikołaj będzie potrzebował pomocy w postaci: plastry ze srebrem, maści ze srebrem, gazy, rękawiczki do mycia ran, środki odkażające rany, zwykłe plastry, plastry hydrożelowe (na rany trudno gojące się), wszystko co jest potrzebne przy leczeniu poparzeń i po przeszczepach".
Autor: mag/gp / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: nowiny.pl