- Pociąg zatrzymał się przed stacją. Ludzie siedzieli w czapkach i rękawiczkach, bo nie było ogrzewania. Nikt nie przyszedł nam powiedzieć, co się stało. Po godzinie podłączyli lokomotywę - opowiada pasażerka pociągu relacji Żywiec - Katowice.
Pani Agnieszka wsiadła do pociągu w Pszczynie. Od kilkunastu lat dojeżdża nim do pracy. Była 6.17 w piątek, odjechał punktualnie.
- Stary skład, czerwony, tylko przemalowany na barwy Kolei Śląskich. Nie było ogrzewania, ludzie siedzieli w czapkach, w rękawiczkach, nikt nie zdjął kurtki. Jeździliśmy takim pociągiem bez ogrzewania cały tydzień. Ale ludzie przestali się skarżyć, bo to nic nie zmienia - mówi pani Agnieszka.
Zgodnie z planem pociąg powinien być w Katowicach o 6.50. To specjalne połączenie, przyspieszone, nie zatrzymuje się na mniejszych stacjach. Wjechał na katowicki dworzec o 8.20.
Pociąg bez konduktora
Przed małą stacją w Tychach Żwakowie zatrzymał się. To mniej więcej połowa drogi z Pszczyny do Katowic. Po obu stronach las, który ciągnie się aż od Pszczyny. Temperatura zawsze niższa, niż w mieście. - Gdy wychodziłam z domu w Pszczynie, na termometrze było minus 16 - mówi pani Agnieszka.
Było kilka minut przed 6.30. Po pięciu minutach pani Agnieszka zaczęła się niepokoić. - Nikt z obsługi nie przeszedł po pociągu, od Pszczyny nie sprawdzano biletów. W tym pociągu o tej porze rzadko przechodzi konduktor - opowiada pasażerka.
0 7.05 próbowała dodzwonić się na infolinię Kolei Śląskich, ale było długo zajęte. Zadzwoniła do dyspozytora spółki. - Zdobyłam kiedyś ten poufny numer - mówi. Na szczęście miała zasięg - w lesie między Pszczyną a Tychami są problemy z zasięgiem.
Podziałało.
Pani Agnieszka: - Pięć minut po moim telefonie przyszedł do nas kierownik pociągu i powiedział, że pociąg się zepsuł. Pytaliśmy, dlaczego wcześniej nas nie poinformowano. Mówił, że nie miał kto, bo w pociągu jest tylko on i maszynista i "że co by nam to dało". Przecież ludzie jadą do pracy, musimy uprzedzić pracodawców, że się spóźnimy. Wystarczyło powiedzieć pierwszemu pasażerowi i byśmy sobie przekazali.
Jak relacjonuje, Koleje Śląskie nie podstawiły drugiego składu na sąsiedni tor, żeby zabrał pasażerów, tylko wysłały lokomotywę, która zaciągnęła zepsuty skład na dworzec w Tychach.
- Było około 7.50, bo nie zdążyliśmy na pociąg do Katowic, który wjeżdżał o 7.48 z Tychów Lodowisko. Ludzie chcieli się przesiadać do pociągów z Lodowiska, ale kierownik nam powiedział, że nasz pociąg pojedzie do Katowic bez zatrzymywania się po drodze. Czyli szybko. Staliśmy na peronie w Tychach jeszcze 15 minut. W tym czasie z peronu obok odjechały dwa pociągi Tychy Lodowisko - Katowice. Po raz kolejny zostaliśmy zlekceważeni- opowiada pasażerka.
Stał, żeby szybciej pojechać
Rzeczniczka Kolei Śląskich Magdalena Iwańska potwierdza relację pani Agnieszki, poza czasem postoju pociągu. Według jej ustaleń ruszył po 50 minutach od usterki, nie po ponad godzinie, a w Tychach stał 10 minut, nie kwadrans.
- To był starszy, zmodernizowany skład, z nowszą toaletą z zamkniętym obiegiem i nowszym silnikiem. Prawdopodobnie była to usterka silnika - mówi Iwańska.
- W tym pociągu prócz maszynisty był tylko kierownik i mogło się tak zdarzyć, że nie zdążył przejść przez cały pociąg, by poinformować o usterce wszystkich pasażerów, za co bardzo przepraszamy. Powinni zostać poinformowani - przyznaje rzeczniczka.
Jak twierdzi, było też ogrzewanie, chociaż nie w każdym wagonie i kierownik jej zdaniem prosił pasażerów, by przesiedli się do tych cieplejszych.
Uważa, że nie dało się przesadzić pasażerów do pociągu podstawionego na sąsiedni tor, bo musieliby skakać z wysokości ponad metra i koleje nie chciały ich narażać na takie nieudogodnienia. Poza tym całkowicie zablokowano by wtedy ruch na trasie.
- Lokomotywa spalinowa była najlepszym rozwiązaniem - przekonuje Iwańska.
Ale dlaczego stała jeszcze z całym składem w Tychach?
- Chcieliśmy przyspieszyć przejazd pociągu, tak by jechał do Katowic bez zatrzymywania się na stacjach, ale do tego niezbędne jest otrzymanie zezwolenia - wyjaśnia Iwańska.
Inaczej mówiąc, pasażerowie musieli poczekać 10 minut, by dostać się do Katowic w kwadrans.
Autor: mag/ec / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: Koleje Śląskie | Patryk Farana