Przed sądem w Rybniku ruszył proces Dariusza P. Mężczyzna jest oskarżony o podpalenie domu w Jastrzębiu Zdroju i zabicie w ten sposób pięciorga członków najbliższej rodziny. Grozi mu dożywocie. Według prokuratury, motywem zbrodni była chęć uzyskania pieniędzy z polis ubezpieczeniowych.
Śledczy przyznają, że proces Dariusza P. będzie miał charakter poszlakowy. Według nich, ciąg tych poszlak tworzy nierozerwalny łańcuch i jakakolwiek inna wersja – niż ta przyjęta w akcie oskarżenia – jest nieprawdopodobna.
Proces toczy się przed rybnickim ośrodkiem sądu okręgowego w Gliwicach. Następna rozprawa 24 czerwca.
Dariusz P. został zatrzymany i aresztowany pod koniec marca 2014 r. Gliwicka prokuratura zarzuciła mu zabójstwo pięciu osób, a także usiłowanie zabójstwa szóstej - najstarszego syna, który dzięki akcji ratowniczej ocalał z pożaru.
W procesie P. grozi kara nie mniejsza niż 12 lat więzienia, maksymalnie - dożywocia.
Proces jest jawny
Sąd odrzucił w poniedziałek wniosek o wyłączenie jawności procesu, czego domagał się pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych. Argumentował on, że obecność mediów może krępować świadków i naruszyć ważny interes prywatny pokrzywdzonych.
Sąd nie podzielił tej argumentacji. Jednocześnie zastrzegł jednak, że - jeśli zajdzie taka potrzeba - jawność może zostać wyłączona podczas składania zeznań przez pokrzywdzonych.
Dariusz P.: czuję się pokrzywdzony
Dariusz P. nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że nie doszło do podpalenia, ale do wypadku. - Czynu, o który zostałem oskarżony, nie popełniłem – oświadczył.
Dodał, że sam czuje się w tej sprawie pokrzywdzony.
Po odczytaniu aktu oskarżenia przez prokuratora Rafała Sprusia, Dariusz. P. przez blisko trzy godziny składał wyjaśnienia - ma je dokończyć na kolejnej rozprawie. W wyjaśnieniach wrócił do czasu, gdy poznał swoją przyszłą żonę Joannę. Przekonywał, że bardzo kochał swoje dzieci i małżonkę, z którą nigdy się nie kłócił.
- Na postawie odczytanego aktu oskarżenia staję przed wysokim sądem jako manipulant, pozbawiony wszelkich uczuć psychopata i zwyrodnialec, który zachował się gorzej od tyranów i esesmanów, ale to nieprawda - dodał Dariusz P.
Według oskarżonego, pożar w jego domu w Jastrzębiu Zdroju powstał od terrarium dla żółwia. Źródłem ognia była jego zdaniem żarówka latarki pozostawionej prawdopodobnie przez któreś z dzieci na plastikowej obudowie terrarium.
P. "zdumiony" opinią biegłego
P. kwestionuje obciążające go opinie biegłych. Według niego, zostały one sporządzone nie w oparciu o wiedzę i doświadczenie specjalistów, lecz o akta sprawy i "pod dyktando prokuratury".
Powiedział, że jest "zdumiony" opinią biegłego w zakresie pożarnictwa, według którego w mieszkaniu było sześć miejsc podłożenia ognia. Przyznał, że podpalił w domu dwa polary i worek foliowy z plastikowymi butelkami, ale – jak twierdzi – zrobił to dzień po tragedii, pod wpływem rozpaczy, chcąc się zabić. - Ognia nie udało się jednak wzniecić – powiedział P.
Zaprzeczał też ustaleniom prokuratury, że w mieszkaniu były poprzestawiane meble, a niektóre cenne przedmioty wyniesione do piwnicy. P. przekonywał, że telewizor był w piwnicy, bo z synem uczył się tam grać na perkusji i na ekranie telewizora obserwowali lekcje gry z internecie.
Dariusz P. konsekwentnie twierdzi, że w czasie pożaru był w oddalonym o ok. 10 km zakładzie, w którym montował meble. Wyjaśnił, że często pracował nocą. Nie zgadza się to z analizami logowań jego telefonu, według których był wówczas w pobliżu domu. Ocenił, że analizy logowań są niewiarygodne. Pytany o to, dlaczego nie odebrał telefonu od syna, który alarmował o pożarze, odpowiedział, że wyłączył dźwięk w telefonie.
Oskarżony przyznał natomiast, że wysyłał sobie sms-y, które miały sugerować, że ktoś mu grozi. W ten sposób chciał odsunąć od siebie podejrzenia, że jest sprawcą pożaru.
Chce badania wariografem
- Składam wniosek o wykonanie eksperymentu procesowego - badania wariografem - powiedział w rybnickim sądzie Dariusz P.
Jego obrońca, Eugeniusz Krajcer, podkreślił, że proces będzie miał charakter poszlakowy. Nie ma bowiem bezpośrednich dowodów przestępstwa - zeznań świadków, śladów linii papilarnych czy DNA, tylko fakty, które są łączone na niekorzyść oskarżonego.
Prokuratura: P. podłożył ogień
Mimo że Dariusz P. nie przyznaje się do winy, prokuratura nie ma wątpliwości, że to on podłożył ogień w domu, w którym spała jego żona i dzieci. Motywem przestępstwa miała być chęć uzyskania pieniędzy z polis. Według ustaleń śledztwa, Dariusz P. na krótko przed pożarem zawarł szereg umów ubezpieczeń majątkowych i osobistych - na wysokie kwoty. Z domu usunął wartościowe przedmioty. Miał poważne długi.
Liczący prawie 30 stron akt oskarżenia trafił do sądu w marcu br. Prokuratura zakwalifikowała przestępstwo jako "sprowadzenie zdarzenia zagrażającego życiu i zdrowiu wielu osób w postaci pożaru, w następstwie którego sześć osób odniosło poważne obrażenia ciała, z których pięć osób zmarło oraz usiłowanie zabójstwa jednej osoby". Według śledczych, dowody wskazują, że oskarżony działał "w zamiarze bezpośrednim pozbawienia życia członków swojej rodziny".
Biegły: to było podpalenie
Jednym z dowodów jest opinia biegłego z zakresu pożarnictwa, jednoznacznie wskazująca na podpalenie. Ogień podłożono w domu w sześciu miejscach. Żaluzje były zamknięte i zablokowane w taki sposób, by nie można ich było otworzyć. Opinia z zakresu mechanoskopii potwierdziła, że w domu nie było śladów włamania.
Z jeszcze innej opinii biegłych, którzy badali logowania telefonu podejrzanego, wynika, że P. - wbrew swym twierdzeniom - w czasie pożaru był w pobliżu domu. Inną badaną kwestią były sms-y z pogróżkami, które P. pokazywał śledczym, aby skierować śledztwo na fałszywe tory - chodziło o zasugerowanie, że podpalaczem jest inna osoba, która miała mu grozić. Podczas śledztwa znaleziono przy nim telefon, z którego wysyłano te wiadomości.
Uznany za poczytalnego
Biegli, którzy kilka tygodni obserwowali Dariusza P. w Szpitalu Psychiatrycznym przy Areszcie Śledczym we Wrocławiu uznali go za poczytalnego. Stwierdzili u oskarżonego cechy osobowości psychopatycznej. Jak podawała prokuratura, P. najprawdopodobniej symulował niepoczytalność m.in. czerpiąc wiedzę ze znalezionej u niego w domu książki "Psychiatria kliniczna i pielęgniarstwo psychiatryczne".
Wobec Dariusza P. prowadzone były wcześniej inne sprawy karne o charakterze gospodarczym. Podczas zleconych w ich ramach badań, przeprowadzonych w warunkach ambulatoryjnych, biegli uznawali go za niepoczytalnego.
Sprawa sprzed 2 lat
Do tragedii doszło 10 maja 2013 r. Powierzchnia pożaru była niewielka - ok. 15 m kw. Jego ognisko znajdowało się na piętrze domu jednorodzinnego, paliła się część schodów i szafa.
W wyniku pożaru zmarło pięć osób. Jak wykazała sekcja zwłok, przyczyną śmierci ofiar było zatrucie tlenkiem węgla. Na miejscu zginęła 18-letnia najstarsza córka, czterolatka - w trakcie udzielania pomocy. Potem w szpitalach w Jastrzębiu Zdroju i Cieszynie zmarli kolejno: 10-letni chłopiec i 40-letnia matka dzieci oraz 13-letnia dziewczynka.
Cała piątka spoczęła w jednym grobie na cmentarzu w Jastrzębiu Zdroju. Żegnali ich członkowie rodziny, mieszkańcy miasta i metropolita katowicki abp Wiktor Skworc, który przed tragedią odwiedził rodzinę P. podczas swej wizytacji w parafii. Podczas uroczystości pogrzebowych abp Skworc wspominał zaangażowanie rodziny P. w życie Kościoła - 10-latek był ministrantem, jego starsze siostry działały w stowarzyszeniu Dzieci Maryi, a rodzice byli związani z ruchem "Światło-Życie". P. miał opinię przykładnego ojca i wzorowego męża.
W procesie sześć osób ma status pokrzywdzonych - to rodzice i rodzeństwo zmarłej żony Dariusza P. Niektórzy z nich są oskarżycielami posiłkowymi. Pełnomocnik pokrzywdzonych Bartosz Sapota powiedział, że taka decyzja zapadła po skierowaniu aktu oskarżenia. - Od prokuratury dostali w ten sposób informację, że ten człowiek, którego traktowali jako bliskiego, być może rzeczywiście jest winny zarzucanego mu czynu - powiedział Sapota.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: NS / Źródło: TVN 24 Katowice, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24