Na komisariat przyszła 28-latka, szukająca swojej córeczki, która w nocy została odebrana przez policję z domu koleżanki. Matka była nietrzeźwa. Wtedy mundurowi postanowili sprawdzić, co się dzieje z jej pozostałymi dziećmi. Na ciele najmłodszego znaleźli ślady siniaków.
Stróże prawa zaznaczają, że sprawa jest skomplikowana i niejednoznaczna.
W sobotę tuż po północy policjanci z Rudy Śląskiej zostali wezwani do mieszkania przy ul. Szczęść Boże. Mieszkaniec się poskarżył, że do jego drzwi dobijają się obce osoby.
Intruzem okazała się jego partnerka, która w momencie przyjazdu policji już zdążyła wejść do domu. Oboje byli pijani - jak wykazało badanie, mieli po niespełna promil alkoholu we krwi. - Mężczyzna był agresywny, zwymyślał policjantów, został więc zabrany do izby wytrzeźwień - mówi Roman Aleksandrowicz, rzecznik policji w Rudzie Śląskiej.
Najgorsze jednak, że pod opieką pary znajdowała się czterolatka, córka ich 28-letniej koleżanki. Policjanci ustali adres matki. Niestety, nikt nie otworzył drzwi. Dziewczynka została więc zabrana do domu dziecka.
Matka spała, niemowlę miało siniaki
Następnego dnia na komisariat zgłosiła się 28-latka, matka czterolatki. O odebraniu dziecka powiadomiła ją telefonicznie koleżanka - "przyszywana ciocia".
Ponieważ matka nie była trzeźwa - miała 0,39 promila alkoholu we krwi - i przyznała, że w nocy nie otworzyła policjantom drzwi, bo spała po spożyciu alkoholu, stróże prawa zainteresowali się, co się dzieje z jej pozostałymi dziećmi: synami w wieku 7 i 3 lat oraz siedmiomiesięczną córką.
- Matka powiedziała, że dzieci są pod opieką cioci, tym razem rodzonej - mówi Aleksandrowicz.
Okazało się to prawdą, ale w domu cioci natknęli się na pogotowie, które kobieta wezwała do najmłodszego dziecka.
- Niemowlę miało siniaki po lewej stronie na szyi i policzku - wyjaśnia Aleksandrowicz.
Policjanci zdecydowali się zatrzymać 28-latkę oraz jej młodszego o dwa lata partnera, który też był pod wpływem alkoholu (0,62 promila).
Starsze dzieci zajmują się młodszymi
Kobieta ma postawiony zarzut narażenia dzieci na niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia. Po przesłuchaniu 28-latki prokuratura zwolniła ją we wtorek do domu.
- Wyjaśniła, że najmłodsze dziecko uderzyło się w stolik kawowy, gdy zajmowały się nim starsze dzieci, a ona gotowała - mówi Aleksandrowicz.
Potwierdziło to czterech świadków, w tym sąsiedzi 28-latki.
Ich opowieści nie stawiają jednak kobiety w dobrym świetle. Z zeznań wynika, że niemowlakiem często zajmuje się starsze rodzeństwo, a ponieważ jest przez dzieci popychane, często upada.
Najmłodsza dziewczynka przebywa na obserwacji w szpitalu. Jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Sąd zdecyduje, czy wróci do matki.
Sąd też będzie musiał podjąć decyzję, co z czterolatką. Wciąż jest w domu dziecka.
Aleksandrowicz dodaje na usprawiedliwienie 28-latki, że rok temu spotkała ją tragedia, zmarł jej maż. Została sama z czwórką dzieci, a pomaga jej ciocia - ta rodzona. Wobec kobiety nigdy nie było żadnych zastrzeżeń.
Autor: mag/mś/jb / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: śląska policja