Chłopiec obudził się w nocy, bo chciał do łazienki. W ten sposób ocalił brata, mamę i ojca. Za oknami było jasno od płomieni. Wybiegli. Za chwilę przyjechali strażacy ochotnicy. Wiedzieli, że to będzie ciężka noc. Płonęło kilka budynków. Szybko wylali całą wodę z wozu. Znaleźli dwa hydranty. Ale dowódca zawołał: chłopaki, wody brak. Odsunąć się na bezpieczną odległość.
Pierwszego czerwca chłopcy weszli do nowego pokoju. Damian ma pięć lat, Artur cztery. Marzyli o własnym kącie od dawna. To był prezent na Dzień Dziecka.
- Cieszyli się jak nie wiem co - wspomina ojciec, Radosław Surowiec.
Dobudował im ten pokój do domu w Poraju, gdzie Surowcowie sprowadzili się pięć lat temu. Wchodziło się przez kuchnię i wszystko tam było nowiutkie, tynki, panele, plakaty z bajek na ścianach.
- Dom jest na posesji mojego dziadka, który mieszka piętnaście kroków obok. Cały doprowadziliśmy do porządku. Ocieplenie, nowa elewacja, nowe okna. Z dachu zdjęliśmy papę, położyliśmy blachę - opowiada Karolina Surowiec, mama chłopców.
Remont domu skończyli wiosną. Tylko nie pomyśleli, żeby go ubezpieczyć. Jakoś tak nie przyszło im do głowy, że coś może się stać.
Jasno
Artur obudził się, chciał do łazienki. Obudził mamę, poszli. Gdy wracali, hałasem obudzili pana Radosława. Zobaczył, że za oknami jest zupełnie jasno.
Było tuż przed północą w niedzielę. Ojciec podszedł do okna, wszędzie były płomienie.
Wzięli dzieci na ręce i wybiegli. Jak stali, boso. Znaleźli wiadra, lali wodę, pomagali sąsiedzi. Za chwilę nadjechała ochotnicza straż pożarna z Poraja.
Alarm
Około godziny 23:50 w naszej miejscowości ciszę nocną przerwał dźwięk syreny alarmowej. Nasi druhowie zostali wezwani do pożaru domu jednorodzinnego w naszej miejscowości przy ulicy Kolejowej. Wyjeżdżając z jednostki, wiedzieliśmy, że będzie to ciężka noc, lecz to, co dostrzegliśmy przejeżdżając przejazd kolejowy było nie do opisania. Widzieliśmy już ogień, aż strach było nam pomyśleć, co dzieje się na miejscu - opisują strażacy z Poraja na Facebooku.
Gdy dojechali, płonęły budynki gospodarcze.
- Szopki, w nich piły spalinowe, rowerki, samochód, który kupiliśmy miesiąc temu, motor dziadka - wymienia pani Karolina.
I gołębnik dziadka, a w środku 70 ptaków.
Hydranty
Strażacy założyli maski gazowe. - Temperatura była bardzo wysoka, a dym był wszędzie - opisują.
I dalej: "Niestety nasz zapał do pomocy naszym mieszkańcom szybko minął. W naszym pojeździe GBA 2.5/16 STAR 266 posiadamy tylko 2,5 tyś litrów środka gaśniczego. W pobliżu zlokalizowaliśmy szybko dwa hydranty lecz OBYDWA nie były sprawne. Słysząc te słowa od dowódcy: 'Chłopaki wody brak, odsunąć się na bezpieczną odległość' od razu mieliśmy łzy w oczach i brak sił. Mogliśmy tylko stać i przyglądać się na to co ogień trawi na swojej drodze".
Przybyli kolejni strażacy: zawodowi z Myszkowa, ochotnicy z Żarek, Choronia, Koziegłów. Pomagali policjanci z Myszkowa i Koziegłów. Nie przestali pomagać sąsiedzi.
- Punkt czerpania wody znajdował się przy dworcu PKP w Poraju. Aż tam musiały udawać się samochody pożarnicze po wodę, by móc ratować ludzkie mienie - podsumowują strażacy. Akcja trwała do 3.50.
Wszystko
Pan Radosław: - Wszystko się stopiło. Gołębie żywcem.
Serce
Ludziom nic się nie stało. I króliki ocalały. I dom dziadka.
Dom Surowców stoi, spłonął tylko dach. Ale woda zalała ściany i podłogę. - Nadaje się tylko do rozbiórki - mówi pani Karolina.
Śpią u dziadka. Gmina oferowała im mieszkanie zastępcze, ale woleli zostać u siebie.
Pomoc ruszyła natychmiast.
- Jeżdżą do nas non stop ciuchy, pościele - mówi pan Radosław.
- Ludzie wszystko przynoszą, buty dla dzieci na zimę, kurtki, nawet rzeczy z metkami, ludzie mają wielkie serce - dziękuje Edyta Ząbkiewicz z Centrum Integracji Społecznej w Poraju.
Jutro mają przyjść wolontariusze do sprzątania podwórza.
Prokuratura
- Byłem w linii obrony domu. Podawałem wodę. Gdy przybyliśmy na miejsce, dom jeszcze nie płonął, tylko budynki gospodarcze oraz mój garaż i wiata, bo mieszkam obok. Wylaliśmy całą wodę z wozu i powstrzymaliśmy ogień. Jestem na sto procent przekonany i mogę z czystym sercem powiedzieć, że gdyby hydranty były sprawne, dom by ocalał - mówi w rozmowie z tvn24.pl Adrian Gradoń, strażak z OPS w Poraju.
Pierwszy hydrant znajduje się 30 metrów od spalonego domu. - Nie można go było odkręcić. Miał urwaną zasuwę, do której wkłada się klucz - mówi Gradoń.
Jak opowiada, z policjantami na kolanach w ciemności szukali innego hydrantu. Znaleźli 60 metrów od domu Surowców. - Odkręciliśmy, ale woda nie poleciała.
Wtedy przyjechali zawodowi strażacy z wodą w wozach. Gradoń: Od znalezienia pierwszego niesprawnego hydrantu do przyjazdu strażaków minęło pięć minut. To bardzo dużo czasu. Pożar rozwinął się i zajął dach domu.
- Podjęliśmy działania zmierzające do sprawdzenia hydrantów. Odpowiada za nie w stu procentach spółka gminna Poreco - mówi Andrzej Kozłowski, rzecznik Urzędu Gminy w Poraju.
Poreco wydało oświadczenie, odnosząc się do opisu akcji przez OPS.
- Istnieje wykaz sprawnych hydrantów, z których należy korzystać przy akcjach strażackich. Taki wykaz posiada jednostka OSP Poraj, z tych informacji wynika, iż najbliższy sprawny hydrant znajduje się przy ulicy Kolejowej 32 (około 600 m od tragicznego pożaru) - informuje prezes zarządu PORECO, bez nazwiska.
- Nadmieniamy także - dodał - iż hydranty, które OPS Poraj opisuje jako te, które nie były sprawne polega na nieprawdzie. Ostatni hydrant na ulicy Kolejowej jest sprawny, natomiast jest to końcówka sieci i ciśnienie jest tam niewystarczające, aby szybko i skutecznie napełnić wóz strażacki.
- Mamy wykaz hydrantów, ale gdy jest akcja, nie ma czasu na czytanie wykazów. Zresztą co to znaczy: wykaz sprawnych hydrantów. Wszystkie muszą być sprawne - komentuje strażak Gradoń.
- A sześćset metrów to 24 odcinki wężów. Nie mamy tyle na wozie - dodaje, odnosząc się do najbliższego sprawnego hydrantu w wykazie.
I dodaje: - Zamierzamy zawiadomić prokuraturę. Taka tragedia może przytrafić się jeszcze raz każdemu.
Autor: mag/i/kwoj / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice