Mężczyzna, który śmiertelnie potrącił matkę dwóch niepełnosprawnych synów i uciekł z miejsca wypadku jednak trafi za kraty. Sąd Okręgowy w Katowicach orzekł półtora roku bezwzględnego pozbawienia wolności. Sąd pierwszej instacji wyznaczył karę w zawieszeniu argumentując, że Mirosław W. "ma rodzinę, w której się należycie spełnia".
W piątkowym orzeczeniu sędzia uznał, że kara, choć surowa, adekwatna jest do popełnionego czynu. Odnosząc się zaś do decyzji sądu w Dąbrowie Górniczej, który orzekł karę w zawieszeniu mówił, że sąd ocenia czyn mężczyzny, a nie jego życiorys, relacjonuje reporter TVN24.
Mirosław W., dziś 34-latek, w 2009 roku śmiertelnie potrącił kobietę, która wraz z dwójką niepełnosprawnych synów przechodziła przez ulicę w Dąbrowie Górniczej.
Jechał za szybko
Jak wynika z ustaleń śledczych, 15 października 2009 roku Zenobia K. wysiadła z miejskiego autobusu wraz ze swoimi dwoma dorosłymi synami. Upośledzeni mężczyźni doszli razem z matką do przejścia dla pieszych na ul. Broniewskiego i minęli je. Kilka metrów za zebrą zaczęli przekraczać ulicę. Wtedy nadjechał opel prowadzony przez Mirosława W. Samochód uderzył w 58-latkę. Kobieta zmarła w szpitalu z powodu rozległych obrażeń.
Według biegłych, prędkość auta wynosiła 76 km/godz., czyli o całe 36 więcej, niż pozwalały przepisy w tym miejscu; widoczność była idealna.
Nie pomógł, "posprzątał" i uciekł
Po potrąceniu kobiety 29-latek zatrzymał samochód i wysiadł, jednak nie udzielił pomocy poszkodowanej kobiecie. Pozbierał tylko elementy pojazdu, które zostały oderwane podczas uderzenia i odjechał.
Do domu wracał polnymi drogami, by uniknąć policji. Na jednej z nich opel zakopał się w błocie, a przypadkowy mężczyzna pomógł Mirosławowi W. go wyciągnąć. Gdy 29-latek dotarł do domu, rozbity samochód ukrył w garażu.
Sam zgłosił się na policję
Następnego dnia komenda policji w Dąbrowie Górniczej na swojej stronie internetowej poprosiła o pomoc w namierzeniu kierowcy opla astry, który potrącił śmiertelnie 58-latkę i nie udzielając pomocy uciekł z miejsca zdarzenia.
Z policjantami skontaktował się mężczyzna, który pomógł Mirosławowi W. wyciągnąć opla z błota na polnej drodze. Przekazał policjantom częściowe numery rejestracyjne pojazdu, na podstawie których funkcjonariusze wytypowali sprawcę.
Policjanci zdecydowali o zatrzymaniu podejrzanego. Gdy byli w drodze na miejsce, dowiedzieli się, że 29-letni Mirosław W. sam zgłosił się na komendę. Mężczyzna trafił do policyjnego aresztu.
Wyrok zbyt łagodny?
Za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym i ucieczkę z miejsca wypadku prokurator żądał kary półtora roku więzienia.
Sąd w Dąbrowie Górniczej skazał go w końcu na 2 lata zawieszeniu, 7 tysięcy złotych grzywny i zakaz prowadzenia pojazdów na okres 5 lat.
- Oskarżony jest człowiekiem stabilnym życiowo, ma rodzinę w której się należycie spełnia oraz pracę, którą także traktuje poważnie - czytamy w uzasadnieniu wyroku sądu pierwszej instancji.
Prokurator złożył apelację, która została dzisiaj rozpoznana. Argumentował, że zastosowany wymiar kary nie spełnia funkcji wychowawczej i nie daje społeczeństwu poczucia, że sprawcy tego typu wypadków są traktowani bezwzględnie.
Jednak za kraty
Po dzisiejszym rozpatrzeniu apelacji, sąd okręgowy w Katowicach przychylił się do wymiaru kary, o który od początku wnioskowała prokuratura. Mirosław W. najbliższe półtora roku spędzi za kratami.
Sąd argumentował swoją decyzję tym, że posiadanie rodziny, niekaralność oraz dobra opinia nie mogą być okolicznościami łagodzącymi.
- Tego typu zachowania powinny być normą. I to nie tylko w sytuacji procesowej oskarżonego - powiedział dzisiaj sędzia Michał Niedopytalski. - Sprawcę przestępstwa karze się za jego czyn, a nie życiorys - podkreślał.
Ani Mirosław W., ani rodzina ofiary wypadku nie pojawili się dzisiaj na sali rozpraw. Wydany wyrok jest prawomocny.
Do tragedii doszło przy ul. Broniewskiego w Sosonowcu:
Autor: PŁ/i / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Katowice | Andrzej Winkler