Przed Sądem Okręgowym w Katowicach ruszył dzisiaj ponowny proces rodziców oskarżonych o zabójstwo dwuletniego Szymona z Będzina. Poprzedni wyrok uchylił Sąd Apelacyjny w Katowicach.
Ojciec Szymona Jarosław R. chciał wyłączenia jawności procesu, ale sędzia się nie zgodził. - Nie widzę powodów, sprawa jest bulwersująca - powiedział Piotr Pisarek.
Jarosław R. zeznał, że jest niewinny. Twierdzi, że nie zabił syna.
Dwa lata nie było wiadomo, kim jest chłopczyk
Szymon zmarł w lutym 2010 r. na skutek obrażeń doznanych po uderzeniu w brzuch. Jego ciało rodzice porzucili w stawie w Cieszynie. Przez dwa lata nie było wiadomo, kim jest odnaleziony w stawie chłopczyk.
W maju 2015 r. Sąd Okręgowy w Katowicach skazał ojca dziecka Jarosława R. - który miał uderzyć Szymona - na karę 10 lat więzienia. Przypisał mu spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu dziecka, czego nieumyślnym skutkiem był zgon Szymona. Matce wymierzył karę 5 lat pozbawienia wolności, uznając ją za winną narażenia dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślne spowodowanie śmierci syna. Wyrok zaskarżyła zarówno prokuratura - która przed sądem I instancji żądała dla rodziców po 15 lat więzienia - jak i obrona.
Uchylony wyrok
Rozpoznający te odwołania Sąd Apelacyjny w Katowicach w grudniu 2015 r. uchylił wyrok i nakazał powtórzenie procesu. Choć nie dopatrzył się błędów w ustaleniach faktycznych w trakcie pierwszego procesu przed sądem okręgowym, jednak przychylił się do argumentów podnoszonych w apelacji prokuratury. Zarzucała ona sądowi okręgowemu, że oceniając dowody doszedł do błędnych wniosków. Inaczej niż sąd okręgowy, sąd odwoławczy uznał, że rodzice nie udzielając Szymonowi pomocy godzili się na jego śmierć. Musieli zdawać sobie sprawę, że dziecko cierpi - po uderzeniu w brzuch Szymon płakał, nie spał, nie chciał jeść, przyjmował skuloną pozycję - wyliczał sędzia Piotr Mirek. Odnosząc się do wyjaśnień oskarżonych, którzy wzajemnie obarczali się winą, zaznaczył, że w realiach tej sprawy, gdy śmierć nastąpiła po kilku dniach, kwestią drugorzędną jest, kto zadał dziecku cios skutkujący zgonem.
Ciało porzucone w stawie
Do tragedii doszło pod koniec lutego 2010 r. Według prokuratury to ojciec uderzył dziecko, bo było płaczliwe i nie wykonywało poleceń. Po ciosie stan Szymona sukcesywnie się pogarszał - dziecko doznało pęknięcia jelita cienkiego. Wywiązało się ropne zapalenie otrzewnej. Przez cztery dni od uderzenia chłopiec płakał, nie chciał jeść i pić, miał biegunkę. Na kilka godzin przez śmiercią oskarżony miał ponownie uderzyć syna w brzuch. Z ustaleń biegłych wynika, że gdyby rodzice po wystąpieniu objawów chorobowych poszli z Szymonem do lekarza, zapobiegliby jego śmierci. Taka szansa istniała jeszcze na kilka godzin przed zgonem. Jeszcze w dniu śmierci Szymona rodzice przewieźli jego zwłoki samochodem do Cieszyna, gdzie porzucili je w stawie. Do auta zabrali też pozostałą dwójkę wspólnych dzieci - dziewczynki: 4-letnią i niespełna roczną. Szymon został kompletnie ubrany, odpowiednio do pory roku. Został włożony do torby i przewieziony w bagażniku, a następnie położony przez matkę na krawędzi stawu. Policja długo nie mogła ustalić, kim jest znalezione w stawie dziecko. Prowadzone po znalezieniu ciała śledztwo zostało umorzone w kwietniu 2012 r. z powodu niewykrycia sprawców. Sprawa wyszła na jaw, gdy do ośrodka pomocy społecznej w Będzinie zgłosiła się osoba, twierdząc, że od dawna nie widziała dziecka sąsiadów. Rodziców chłopca zatrzymano dopiero w czerwcu 2012 r.
Autor: js/kk / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24