Samochodem z przyczepą kempingową podróżowali rodzice z dwójką małych dzieci. Po zderzeniu z innymi autami nie żyją niemowlę i jego matka. W karambolu na trasie ekspresowej udział brało w sumie pięć samochodów, w tym dwa ciężarowe. Rannych zostało sześć osób.
Do karambolu doszło w piątek rano około godziny 6.40 na jednojezdniowym odcinku ekspresowej trasy S1 między węzłami Lotnisko i Mierzęcice w województwie śląskim. Jak poinformował rzecznik komendy Państwowej Straży Pożarnej w Będzinie Krystian Biesiadecki, zderzyło się tam pięć pojazdów: dwie ciężarówki z naczepami, dwa samochody osobowe i jeden samochód dostawczy.
Jadący od strony lotniska ford galaxy ciągnął przyczepę kempingową. Jak informuje Biesiadecki, podróżowały nim cztery osoby: rodzice i dwójka dzieci. To oni zostali najbardziej poszkodowani.
- Kierujący fordem stracił panowanie nad kierownicą i doszło do zdarzenia w skutkach tragicznego. Są dwie ofiary śmiertelne. Nie żyje niemowlę, matka tego dziecka po akcji reanimacyjnej również nie przeżyła – mówi Marcin Szopa, rzecznik policji w Będzinie.
Kilkuletni syn kobiety trafił do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. - Jego stan jest stabilny. Zostały przeprowadzone wszystkie niezbędne badania, opatrzono rany. Obrażenia nie były zbyt poważne, ale będą wymagały kilkudniowego pobytu w szpitalu. Chłopiec znajduje się pod stałą opieką naszych psychologów – powiedział rzecznik placówki Wojciech Gumułka.
W innym szpitalu przebywa ojciec dzieci.
Musieli ciąć auto na kawałki
Według wstępnych ustaleń policji ford zjechał na przeciwny pas ruchu i zderzył się z volkswagenem passatem. Auta stanęły w poprzek drogi. Podróżujący volkswagenem mieli więcej szczęścia, żadne auto w niego nie uderzyło. Do forda dobiły ciężarówki.
Strażacy mieli problem z dotarciem do poszkodowanych. - Ford był tak zmiażdżony, że musieliśmy ciąć go na kawałki, żeby wydobyć ludzi – mówi Biesiadecki.
Służby nie podają informacji, ile miesięcy dokładnie miało dziecko, które zginęło. Około 30-letnia matka była reanimowana ponad godzinę i - jak mówi Biesiadecki - z początku nic nie wskazywało, że nie uda jej się uratować. Strażak przypuszcza, że musiała mieć obrażenia wewnętrzne. Rannych zostało także sześć innych osób. Ich życiu - według informacji służb ratunkowych - nic nie zagraża.
Policjanci radzili wybierać inną drogę
Do wypadku doszło na prostym odcinku drogi. Ford mógł wpaść w poślizg z powodu prędkości lub warunków pogodowych, nawierzchnia była śliska. Będzie to wyjaśniać obecny na miejscu prokurator.
S1 na wiele godzin została zablokowana. Policjanci z drogówki radzili kierowcom, podróżującym w piątek pomiędzy A1 a drogą nr 91 (starą "jedynką"), by wybierali przejazd między Pyrzowicami a Siewierzem drogą krajową nr 78.
- Ja staram się w ogóle nie jeździć tą trasą. Ta droga nie wybacza błędów. Można jechać prawidłowo, ale wystarczy, że inny kierowca zrobi ruch kierownicą i dochodzi do tragedii – mówi policjant Marcin Szopa. Powód? Jedna jezdnia, po jednym pasie w każdą stronę, które przedzielone są jedynie poziomą linią, a ruch spory i kierowcy nie spuszczają nogi z gazu. - To nasza zmora w powiecie, jeśli chodzi o wypadki – dodaje Szopa.
W październiku 2019 roku na S1 w Mierzęcicach zginęła 43-letnia kierująca suvem kia sportage, a w grudniu 2020 roku – 47-latka kierująca mitsubishi carisma. Obie kobiety zderzyły się czołowo z ciężarówkami.
Wzdłuż zablokowanego odcinka S1 od 2019 trwa roku budowa drugiej jezdni drogi ekspresowej. Rzecznik miejscowej policji wyraził nadzieję, że otwarcie drugiej nitki, które ma nastąpić niedługo, poprawi sytuację.
Źródło: TVN24 Katowice, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PSP w Będzinie