Sobota, Natalia ma gorączkę. Niedziela, lekarz przepisuje antybiotyk i odsyła ją do domu. Mimo że dziewczynkę bolą brzuch i głowa. Poniedziałek, zaczyna wymiotować. Godzina 18, szpital. Wtorek, godz. 16 śmierć. Po ponad dwóch latach śledztwa prokuratura oskarżyła troje lekarzy ze szpitala.
Jest akt oskarżenia przeciwko trojgu lekarzom z wojewódzkiego specjalistycznego szpitala w Rybniku. Zarzut nieumyślnego narażenia 5-letniej Natalii na bezpośrednie zagrożenie utraty życia lub ciężki uszczerbek na zdrowiu usłyszeli ordynator oddziału pediatrycznego oraz dwie podległe mu lekarki, które miały opiekować się dziewczynką.
- Dziecko trafiło do szpitala w stanie bezpośredniego zagrożenia życia i nie wiadomo, czy miało szanse przeżycia. Ale lekarze mieli święty obowiązek podjęcia wszelkich działań diagnostycznych i terapeutycznych, by odwrócić ten stan albo przynajmniej zahamować. Nie zrobili tego - mówi Ireneusz Kunert, rzecznik Prokuratury Regionalnej w Katowicach (to specjalna jednostka, zajmująca się błędami w sztuce lekarskiej).
Jak ustalili biegli, nie zlecono i nie wykonano badań gazometrycznych krwi, prowadzenia bilansu płynów i monitorowania parametrów życiowych, takich jak ciśnienie, akcja serca, oddech, saturacja.
- Zabrakło wnikliwości i pogłębionej diagnostyki, a co za tym idzie wdrożenia odpowiedniej terapii - podsumowuje Kunert.
Natalia zmarła po niemal dobie spędzonej w szpitalu.
W sobotę gorączka, w czwartek prokurator
Do tragedii doszło w grudniu 2014 roku.
Jak opowiedzieli nam wtedy rodzicie Natalii, w sobotę wieczorem dziewczynka miała wysoką gorączkę. W niedzielę poszli z nią do lekarza pierwszego kontaktu, który przepisał jej antybiotyk i odesłał do domu. - Lekarz stwierdził zapalenie gardła i przepisał antybiotyk, mimo że mówiliśmy mu o bólu brzuszka i głowy. Nie wiem, czy to zbagatelizował, czy czegoś nie wyczuł, ale odesłał nas do domu - powiedział ojciec.
Stan dziecka dalej się tylko pogarszał. W poniedziałek zaczęła wymiotować. Przychodnia skierowała ją do szpitala, gdzie Natalia trafiła tego samego dnia o godz. 18.
- Z tego, co mówili rodzice, wynikało, że dziecko ma ostrą infekcję gardła, dlatego zostało przyjęte na oddział i poddane standardowym procedurom – mówił nam Michał Sieroń z rybnickiego szpitala.
Rodzice: - Wzięli Natalkę na badanie USG, na którym wyszło, że ma ona po prostu płyn w płucach i obustronne zapalenie płuc. Lekarz powiedział, że to jest stan ciężki, ale stabilny, że podadzą jej antybiotyk, które zaczną działać w ciągu 48 godzin.
We wtorek rybnicki szpital zdecydował o transporcie dziecka na OIOM do szpitala w Jastrzębiu-Zdroju. O 12 miał wezwać karetkę, która przyjechała dopiero po czterech godzinach. Natalia była już reanimowana. Zmarła w szpitalu w Rybniku.
Rodzice już w czwartek zawiadomili prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa błędu w sztuce lekarskiej.
Antybiotyk niepotrzebny, ale nie zaszkodził
Badania patomorfologiczne wykazały, że Natalia miała obustronne zapalenie płuc, a także obrzęk mózgu i zapalenie mięśnia sercowego. Była skrajnie odwodniona, prawdopodobnie wskutek temperatury, która sięgała przed śmiercią nawet 41,7 stopni Celsjusza.
Biegli stwierdzili, że rażącym błędem oskarżonych lekarzy było podanie zbyt dużej ilości płynu o obniżonej zawartości sodu, co miało być bezpośrednią przyczyną zgonu.
Rodzice mieli zarzuty także wobec lekarza pierwszego kontaktu, tego który odesłał ich córkę do domu trzy dni przed jej śmiercią. Jemu też przyjrzeli się śledczy. - Jedyny błąd, jaki mu zarzucili, to wdrożenie antybiotykoterapii. Ale, ich zdaniem, nie miało to wpływu na pogorszenie stanu zdrowia dziecka. Stwierdził zapalenie gardła i na tym etapie, według biegłych, nie było wskazań do dalszej diagnostyki czy hospitalizacji - mówi Kunert.
Oskarżeni lekarze nie przyznają się do winy.
Autor: mag/jb / Źródło: TVN 24 Katowice