- Włożyłyśmy je pod koszule, każda po jednym i grzałyśmy własnymi ciałami. Nie ma lepszego sposobu. Karmimy co dwie godziny z butelki. Krytyczne dwie doby minęły, będą żyć. Ktoś je porzucił do lasu tuż po porodzie. Czekała je pewna śmierć - opowiada działaczka na rzecz zwierząt.
Spacerując w niedzielę po lesie w Jemielnicy pod Strzelcami Opolskimi, rodzice z dziećmi usłyszeli pod liśćmi pisk. Zajrzeli, a tam leżało sześć szczeniaków.
Zaalarmowali stróżów prawa, a ci powiadomili Fundację S.O.S. dla zwierząt w Chorzowie. - Miały jeszcze miękkie pępowiny, prawdopodobnie były tuż po porodzie. Ale to nie było tak, że suka się oszczeniła i zostawiła młode, bo nie były mokre. Za to zimne. Ktoś je tam przeniósł i porzucił na pewną śmierć - mówi Aneta Motak z chorzowskiej fundacji.
Opiekunki zwierząt z fundacji wzięły szczeniaki pod koszule, każda po jednym. - Nie ma lepszego sposobu na ogrzanie, jak własnym ciałem. Musimy je co dwie godziny karmić - dodaje Motak.
Szczeniaki przeżyły pierwsze dwie dobry, a to oznacza, że śmierć im raczej nie zagraża. Gdy ukończą sześć tygodni, będzie je można adoptować.
Motak: - Jest taki zwyczaj, że porzuca się zwierzęta w śmietniku. "Nie zabiłem", myślą ludzie, a ktoś je pewnie znajdzie, zabierze. I sumienie czyste. Nie pomyślą, że takie zwierzę może wcześniej umrzeć z głodu albo wyziębienia.
Porzucone pod Strzelcami Opolskimi szczeniaki są teraz w Chorzowie:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl
Autor: mag / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: Fundacja S.O.S. dla Zwierząt w Chorzowie