Batalia o główny plac w Katowicach trwała ponad rok. Ostatecznie Naczelny Sąd Administracyjny zdecydował, że nosić ma imię Marii i Lecha Kaczyńskich. Wcześniej patronem placu był Wilhelm Szewczyk, prozaik, publicysta, krytyk literacki, poeta, tłumacz z języka niemieckiego, literaturoznawca, katowiczanin, a według Instytutu Pamięci Narodowej - komunista.
Dworzec PKP jest sercem Katowic. Nie rynek. Tory dzielą centrum miasta na północną i południową część, a tunel dworcowy łączy. Z dworca wychodzi się na główny plac, który od 1995 roku nosił imię Wilhelma Szewczyka.
Katowiczanie wciąż umawiają się "na Szewczyka", chociaż już rok tablice dworcowe kierują na plac Marii i Lecha Kaczyńskich. Usunięcie Szewczyka zalecił Instytut Pamięci Narodowej w ramach dekomunizacji. Prezydent Katowic nie dokonał zmiany, więc zrobił to wojewoda. Ostatecznie decyzję przypieczętował w środę Naczelny Sąd Administracyjny, bo nie obyło się bez batalii.
- Wojewoda cieszy się, że sąd przyznał mu rację - mówi Alina Kucharzewska, rzeczniczka wojewody śląskiego Jarosława Wieczorka.
W uzasadnieniu środowego wyroku sędzia Małgorzata Masternak-Kubiak wskazała, że zarządzenie zastępcze wojewody "odpowiadało prawu". - Mamy do czynienia z osobą niejednoznaczną (...). Szewczyk został usunięty z partii, jako osoba mająca "odchylenia", lecz proszę zauważyć, że on powrócił do tej partii, nikt go do tego powrotu nie zmuszał, i nie był w niej szarym członkiem - dodała sędzia.
Masternak-Kubiak zaznaczyła, że Szewczyk niewątpliwie był osobą mającą "zasługi dla kultury regionu", ale jednocześnie "musimy założyć, iż do partii wstąpił on ze względów ideologicznych", a sąd musi orzekać "na gruncie ustawy".
Zarządzenie zastępcze
Zmarły w 1991 roku Wilhelm Szewczyk był publicystą, pisarzem, krytykiem literackim. A także działaczem partii komunistycznej w okresie PRL, członkiem wojewódzkich władz Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Katowicach. Przez ponad 20 lat zasiadał w Sejmie PRL.
Wojewoda śląski, powołując się na opinię IPN, twierdził, że Szewczyk legitymizował komunistyczny ustrój. 13 grudnia 2017 roku nadał placowi pod dworcem nową nazwę - Marii i Lecha Kaczyńskich.
Było to tak zwane zarządzenie zastępcze. Wieczorek wyjaśniał, że tak jak w przypadku nazw innych miejsc, wskazanych do zmiany w ramach dekomunizacji zwrócił się do samorządu o propozycje nowych patronów. Przekonywał, że zawsze je szanował, jeżeli tylko otrzymał od samorządu odpowiedź na swoje pismo.
Z Katowic - podkreślał - takiej odpowiedzi nie było. Był natomiast przekazany już wcześniej wniosek grupy radnych z Prawa i Sprawiedliwości, by upamiętnić plac lub skwer w Katowicach imieniem Marii i Lecha Kaczyńskich.
Prezydent Katowic Marcin Krupa tłumaczył, że trzydniowy termin odpowiedzi wykluczał konsultacje z mieszkańcami.
Gdy wojewoda wydał zarządzenie, katowickie struktury Platformy Obywatelskiej oraz różne środowiska krytycznie odnoszące się do decyzji wojewody - między innymi w mediach społecznościowych - zorganizowały protest na placu.
Protest: będą płonąć książki
- Był pisarzem zaangażowanym, dziennikarzem działającym na rzecz miejsca i społeczności, w których mu przyszło żyć. I o to do niego największa pretensja właśnie - że działaczem też był, że należał. Można być pisarzem, który nie wystawia zza biurka nosa, ale można też jak Wilhelm Szewczyk, zaangażować całą swoją popularność, cały swój autorytet, żeby zrobić cokolwiek dla swojego Śląska, żeby zrobić cokolwiek dla swojego świata - dodał profesor Tramer, według którego opinia IPN w sprawie Szewczyka jest krótka i tendencyjna, a utrzymanie pamięci o Szewczyku to "sprawa przyzwoitości". Podczas zgromadzenia na placu Szewczyka dotychczasowego patrona tego miejsca wspominał między innymi znany śląski aktor Bernard Krawczyk. - Wilhelm Szewczyk patrzy na nas tam, z góry, i wstydzi się za tych, którzy podjęli tak nikczemną decyzję - zakończył artysta.
Z kolei dziennikarz Jan Dziadul, przez wiele lat związany z tygodnikiem "Polityka", odczytał przesłanie Kazimierza Zarzyckiego, na którego wniosek ponad 25 lat temu katowicki plac zyskał imię Szewczyka. Zarzycki wezwał do obrony dotychczasowej nazwy placu. Napisał między innymi, że bierność w sprawie zmiany nazwy może doprowadzić do tego, że za jakiś czas będą tam "płonąć jego książki i jego dzieła". Podczas spotkania cytowano też felietony i fragmenty publikacji Szewczyka.
Zwolennicy pozostawienia dotychczasowej nazwy placu apelowali do wojewody o wycofanie się z podjętej decyzji. Uczestnicy zgromadzenia mieli ze sobą kartki z napisem "Jestem na placu Szewczyka, nie Kaczyńskich". "To są nasze Katowice, nasze place i ulice" oraz "Plac Szewczyka, nie Kaczyńskich", skandowali. Na demonstracji obecna była między innymi córka Wilhelma Szewczyka. Przemawiali przedstawiciele Platformy Obywatelskiej, Nowoczesnej i Ruchu Autonomii Śląska. - Hańba - krzyczeli uczestnicy wiecu.
Petycja: historia Śląska nie jest czarno-biała
"Wilhelm Szewczyk był nie tylko jednym z najważniejszych regionalnych pisarzy, ale też jednym z kluczowych śląskich intelektualistów. Jego olbrzymi dorobek literacki, publicystyczny, dziennikarski - a także wieloletnia, wytrwała praca na rzecz rozwoju lokalnej kultury - sprawiają, że nie sposób myśleć o Śląsku, pomijając Wilhelma Szewczyka" - pisano w skierowanej do wojewody petycji, pod którą w internecie zbierane były podpisy poparcia.
"Historia Śląska nie jest jednoznaczna, nie jest czarno-biała, i taka jest też historia Wilhelm Szewczyka. To jednak nie usprawiedliwia dokonywania zmiany nazwy ważnego placu w centrum Katowic bez konsultacji z mieszkańcami i po nocy. Nie zgadzamy się na taki tryb procedowania, który importowany jest na grunt naszego regionu. Z ulicy Wiejskiej, z polskiego Sejmu i Senatu" - wskazywali autorzy petycji o przywrócenie placowi przed katowickim dworcem imienia Szewczyka.
Skarga i krótki powrót Szewczyka
Pod koniec grudnia 2017 roku rada miejska Katowic zdecydowała o skierowaniu do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego skargi na decyzję wojewody, wpłynęła ona do sądu 31 stycznia. Wcześniej przeciwko zmianie nazwy protestował również prezydent miasta Marcin Krupa, argumentując, że sprawa nie została skonsultowana z mieszkańcami.
Jednak, jak mówiła sędzia Bożena Milczek-Ciszewska, w przypadku symbolu komunizmu "nie chodzi o sytuację, kiedy osoba jest związana z komunizmem, uczestniczyła w jakiś sposób w sprawowaniu władzy". Jak dodała, to gminy zostały zobowiązane przepisami do działania w tym obszarze, w wyjątkowych przypadkach może interweniować wojewoda. Choć nie ma wątpliwości, że Szewczyk brał udział w sprawowaniu władzy w czasach PRL, to jednak symbolem komunizmu nie był - tłumaczyła.
Sąd uznał, że wydając zarządzenie zmieniające, wojewoda nie wykazał, że ma obowiązek wydania tego zarządzenia. Zasięgnął co prawda opinii Instytutu Pamięci Narodowej, ale nie ocenił wnikliwie tego materiału. Wojewódzki Sąd Administracyjny uznał, że sama opinia IPN nie była kompletna: nie uwzględnia wszystkich aspektów życiorysu Szewczyka, na przykład tego, że był inwigilowany, czy miał problemy z cenzurą. - Jeżeli ten człowiek był symbolem komunizmu, to dlaczego ten ustrój robił mu takie dowcipy – pytała sędzia. Sędzia Milczek-Ciszewska podkreśliła, że oceniając merytorycznie tę sytuację, sąd badał, czy wojewoda zdziałał zgodnie z prawem, natomiast "nie sądzi ludzkich sumień – w kontekście tego, że odnosimy się do życiorysów ludzi, już nawet nieżyjących, którzy nie mogą w żadnym zakresie zająć stanowiska".
Trzyosobowy skład orzekający nie był jednomyślny - sędzia sprawozdawca zgłosiła zdanie odrębne. Uznała że skarga na decyzję wojewody w tej sprawie była w myśl przepisów ustawy dekomunizacyjnej niedopuszczalna. Chodzi o artykuł 6c ustawy po nowelizacji, zgodnie z którym skarga jest możliwa jedynie wtedy, gdy po zarządzeniu nadzorczym wojewody władze lokalne nie zmieniły nazwy z przyczyn niezależnych od nich. Strona skarżąca przekonywała, że ten przepis wszedł w życie już po złożeniu skargi, a prawo nie działa wstecz. Dwie pozostałe członkinie składu orzekającego uznały, że skarga jest dopuszczalna. Sąd wyraził zarazem wątpliwości co do zgodności tego przepisu z konstytucją. Podkreślił, że w grę może wchodzić złamanie zasady poprawnej legislacji, zaufania do państwa i prawa oraz równości podmiotów.
- Mieszkańcy pewnie będą znowu protestować. Oni powinni decydować, jak mają się nazywać place i ulice w ich mieście. Ale nie mamy już żadnych możliwości legislacyjnych, żeby się odwołać - skomentował wyrok NSA Maciej Stachura, rzecznik katowickiego urzędu miasta.
Autor: mag/ec / Źródło: TVN 24 Katowice/ PAP
Źródło zdjęcia głównego: Wikipeda