Wojciech Ł. zabił dwie osoby i próbował zabić trzecią. Dwa lata temu podczas imprezy doszło do awantury, w czasie której mężczyzna sięgnął po nóż. Ciosy zadał swojej 17-letniej dziewczynie, 35-letniemu znajomemu i jego ojcu. Sąd Apelacyjny w Katowicach skazał go właśnie prawomocnie na dożywocie.
Gdy policjanci przyjechali na miejsce, ranny wskazał im mieszkanie, w którym były dwie inne poszkodowane osoby. Wewnątrz był drugi ranny mężczyzna oraz 17-letnia dziewczyna, która już nie żyła.
Wkrótce po tragedii zatrzymano podejrzanego - 22-letniego wówczas mieszkańca Mysłowic. Dwaj ranni mężczyźni – kolega Ł. i ojciec kolegi - zostali w ciężkim stanie przewiezieni do szpitala. Starszy z mężczyzn nie przeżył.
Był poczytalny
Robert Kirejew, rzecznik Sądu Apelacyjnego w Katowicach poinformował, że obrońca Wojciecha Ł. przekonywał m.in. o wątpliwościach co do poczytalności oskarżonego, kwestionował też wymiar kary, przekonując, że jest ona zbyt surowa.
Tak informowaliśmy o zatrzymaniu Wojciecha Ł.:
Sąd nie podzielił tego stanowiska. W ustnych motywach wyroku wskazał, że dla osób kierujących się normalnymi zasadami współżycia społecznego, zasadami moralnymi, takie czyny są niezrozumiałe.
Skład orzekający, opierając się na opiniach biegłych, nie miał jednak wątpliwości co do poczytalności Ł. Zasięgnięto opinii psychiatrycznej, przeprowadzono kilkutygodniową obserwację w areszcie w Krakowie i sporządzono profil psychologiczny sprawcy.
Specjaliści ocenili, że oskarżony działa bardzo impulsywnie i reaguje agresją nawet z błahych powodów. Wskazali też, że mężczyzna był uzależniony od alkoholu. Podczas zbrodni był pijany.
"Coś w nim pękło"
Jak wynika z ustaleń procesu, dramat rozpoczął się od kłótni Ł. ze swoją dziewczyną. Nagle – jak sam wyjaśniał – coś w nim pękło, pobił nastolatkę, a później sięgnął po nóż. Kiedy na drodze stanął mu kolega, zadał mu cios nożem w brzuch, później ranił dziewczynę, która zmarła na skutek wykrwawienia po przecięciu tętnicy. Na koniec, także nożem, uderzył ojca kolegi, po chwili jeszcze brutalnie go pobił, kopiąc i skacząc mu po głowie. W podobny sposób zaatakował kolegę, który uciekł na klatkę schodową, próbując wezwać pomoc.
Obaj mężczyźni zostali przewiezieni do szpitala, gdzie starszy z nich zmarł. Do zbrodni doszło w mieszkaniu kolegi Ł. – razem z ojcem przygarnęli go, ponieważ nie miał gdzie się podziać.
Oskarżony nie kwestionował, że to on ranił całą trójkę. W swoich wyjaśnieniach sugerował jednak, że ma zaburzenia psychiczne - twierdził, że słyszał głosy, widzi manekiny, innym razem – że szatan mu kazał. Z opinii biegłych psychiatrów wynika, że te wyjaśnienia nie są wiarygodne, nie stwierdzili u niego choroby psychicznej. Sąd nie podzielił też stanowiska obrony, według której Ł. działał w stanie tzw. upojenia patologicznego. Jak zwrócili uwagę specjaliści, główną cechą takiego stanu jest niepamięć, tymczasem sprawca bardzo dokładnie opowiedział o tym, co zrobił.
Zgodnie z prawomocnym wyrokiem Ł. będzie mógł starać się o warunkowe przedterminowe zwolnienie najwcześniej po 25 latach.
Źródło: PAP/TVN24 Łódź (wideo archiwalne)
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock/zdjęcie ilustracyjne