Rozległe, wielonarządowe obrażenia zewnętrzne i wewnętrzne były przyczyną śmierci 19-latki - przekazała we wtorek prokuratura. Kobieta została śmiertelnie przejechana przez kierowcę autobusu w Katowicach. Mężczyzna usłyszał zarzuty zabójstwa i trafił do aresztu.
O wstępnych wynikach sekcji 19-latki przejechanej przez autobus poinformowała we wtorek Monika Łata z Prokuratury Okręgowej w Katowicach. - Według wstępnych wniosków, przyczyną zgonu były bardzo rozległe, wielonarządowe obrażenia, zarówno wewnętrzne, jak i zewnętrzne, które doprowadziły do zatrzymania krążenia - przekazała. Jak dodała prokurator, na potrzeby śledztwa zostanie prawdopodobnie przygotowana jeszcze opinia toksykologiczna. Pełna, pisemna opinia biegłych zostanie sporządzona w najbliższych tygodniach.
Kierowca autobusu twierdził, że ruszył, bo bał się o swoje życie i zdrowie
Do tragicznego zdarzenia doszło w sobotę przed szóstą rano w okolicy przystanku na ulicy Mickiewicza. Kierowca autobusu miejskiego po potrąceniu 19-latki pojechał do zajezdni i tam został zatrzymany. W niedzielę usłyszał zarzut zabójstwa 19-latki, a także zarzuty usiłowania zabójstwa dwóch innych osób, które były na torze jazdy autobusu. Został tymczasowo aresztowany na trzy miesiące.
- Łukasz T., przesłuchany w charakterze podejrzanego, częściowo przyznał się do przedstawionego zarzutu i stwierdził, że obawiał się o swoje życie i zdrowie. Bał się, że zostanie zaatakowany przez grupę ludzi - zarówno z prawej, jak i z lewej strony; dlatego ruszył autobusem - informowała w niedzielę prokurator Monika Łata.
31-latek po zdarzeniu poddany został badaniu na zawartość alkoholu w organizmie. Wynik był negatywny, mężczyzna był trzeźwy. Pobrano mu także krew do badań na zawartość innych środków odurzających. Jak przekazała w poniedziałek prokuratura, badania toksykologiczne wykazały, że kierowca autobusu miał w organizmie trzy rodzaje leków – antydepresyjnych i przeciwbólowych. Nie stwierdzono w jego organizmie narkotyków ani alkoholu.
Prokurator Aleksander Duda z Prokuratury Rejonowej Katowice-Zachód dodał w poniedziałek, że Łukasz T. przed sobotnią tragedią był uczestnikiem ośmiu kolizji. Nie wyjaśnił jednak, kto był sprawcą tych zdarzeń.
Okoliczności bójki, jaka odbywała się w sobotni poranek na ulicy Mickiewicza, będą przedmiotem innego postępowania – materiały dotyczące tego wątku zostały w poniedziałek wyłączone ze sprawy śmierci 19-latki.
W teczce personalnej 31-latka "wszystko jest w porządku"
Ferdynand Reiss, wiceprezes Przedsiębiorstwa Komunikacji Miejskiej w Katowicach, w którym zatrudniony był Łukasz T., powiedział nam, że nie wiedział o tym, by kierowca przyjmował jakieś silne leki. Przyznał, że sprawdzał teczkę personalną 31-latka i "wszystko jest w niej w porządku".
- Każdy z naszych naszych kierowców podlega okresowym badaniom medycznym i psychologicznym. Jeżeli chodzi o badania medyczne, jest to okres regulowany prawem - trzyletni i nasz kierowca [Łukasz T. - red.] miał badania ważne do 27 października 2023 roku. Badania psychologiczne i ich okres ważności jest indywidualnie uzależniony od decyzji lekarza. W przypadku tego kierowcy, badania te miały miejsce 27 października ubiegłego roku i osoba prowadząca te badania przedłużyła naszemu kierowcy zezwolenie na 5 lat do 27 października 2025 - wyjaśnił Reiss.
Jak dodał, z dokumentów PKM wynika, że Łukasz T., jako kierowca brał udział w jednej kolizji i nie on był jej sprawcą. Stwierdził także, że autobus, który prowadził w feralną sobotę, był w pełni sprawny technicznie.
Zarząd PKM wydał oświadczenie w sprawie wypadku. "Jesteśmy wstrząśnięci tym co się stało i serdecznie współczujemy rodzinie zmarłej. Z wielkim niepokojem i smutkiem obserwujemy też falę hejtu, jaką to nieszczęście wywołało. Złe emocje i obraźliwe komentarze osądzające tak ofiarę tego wypadku, jak i jego sprawcę, są w naszej ocenie nie tylko niestosowne, ale przede wszystkim raniące uczucia bliskich tych osób, którym to tragiczne wydarzenie odebrało spokój na długi czas. Dlatego apelujemy: wyciszmy emocje, nie oceniajmy, pozwólmy w spokoju działać organom, które są do tego powołane – policji i prokuraturze, by dobrze zbadały, jak doszło do tego nieszczęścia, oceniły kto zawinił i wymierzyły odpowiednią karę" - czytamy na stronie PKM.
Zarządcy PKM podkreślili, że współpracują w tej sprawie z prowadzącymi śledztwo oraz z władzami miasta. "Zrobimy wszystko, by tę sprawę wyjaśnić" - napisali.
Wcześniej do tragedii odniósł się Zarząd Transportu Metropolitarnego, który organizuje i zleca transport publiczny na Śląsku.
Źródło: PAP/TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24