- Nic nie jest takim, jakim się wydaje - powiedział Dariusz P. z Jastrzębia-Zdroju jako ostatnie słowo przed wyrokiem. Był oskarżony za podpalenie domu i zabicie w ten sposób żony i czworga dzieci. Dostał dożywocie i jest konsekwentny w nieprzyznawaniu się do winy. Będzie apelacja obrony.
Obrońca Dariusza P., skazanego na dożywocie za podpalenie domu w Jastrzębiu-Zdroju i zabicie w ten sposób żony oraz czworga dzieci, zaskarżył orzeczenie gliwickiego sądu. - Kwestionuję ten wyrok w całości - powiedział we wtorek PAP mec. Eugeniusz Krajcer.
Nieprawomocny wyrok zapadł w grudniu ubiegłego roku przed rybnickim wydziałem Sądu Okręgowego w Gliwicach. Sąd nie miał wątpliwości, że Dariusz P. zabił swoich najbliższych, chcąc uzyskać pieniądze z ubezpieczenia i uwolnić się od rodziny. Zgodnie z orzeczeniem, o warunkowe przedterminowe zwolnienie P. mógłby się ubiegać najwcześniej po 35 latach.
Oskarżony: pożar był przypadkowy
Do pożaru domu jednorodzinnego doszło w maju 2013 roku. Dariusz P. został zatrzymany i aresztowany pod koniec marca 2014 roku. Gliwicka prokuratura zarzuciła mu zabójstwo pięciu osób, a także usiłowanie zabójstwa szóstej - najstarszego syna, który ocalał z pożaru.
Sąd pierwszej instancji nie miał żadnych wątpliwości, że to oskarżony jest sprawcą zbrodni. W ustnym uzasadnieniu orzeczenia sędzia Grażyna Suchecka podkreśliła, że P. zaplanował, przygotował, a potem precyzyjnie zrealizował swój plan. Według prokuratury i sądu, P. podłożył ogień w kilku miejscach. Aby ogień mógł się łatwo rozprzestrzeniać, ułożył rząd poduszek z mebli ogrodowych. Aby zasugerować przypadkowy pożar, przeciął kabel zasilający, obok przewodu ułożył truchło myszy.
Oskarżony konsekwentnie nie przyznawał się do zabójstwa, choć potwierdził, że próbował skierować śledztwo na fałszywe tory. Twierdził, że w jego domu doszło do przypadkowego pożaru, a on sam w tym czasie był w innym miejscu, w oddalonym o około 10 kilometrów zakładzie w Pawłowicach, w którym montował meble.
Obrońca: trzeba powołać nowego biegłego z pożarnictwa
Mecenas Krajcer, który w mowie końcowej wniósł o uniewinnienie jego klienta, zapowiedział apelację tuż po ogłoszeniu wyroku. Zdaniem obrony, ustalenia, które według prokuratury i sądu układają się w nierozerwalny łańcuch poszlak, wcale nie są takie pewne.
W trakcie procesu obrona kwestionowała między innym ustalenia biegłych, według których w domu P. doszło do podpalenia, i analizy logowania telefonu komórkowego oskarżonego, a także sam motyw zbrodni.
Adwokat przekonywał, że w sprawie powinien wypowiedzieć się inny biegły z zakresu pożarnictwa, a opinia dotycząca miejsc logowania telefonu jego klienta nie jest jednoznacznym dowodem. Apelował, by sąd wziął pod uwagę wszystkie wątpliwości - zgodnie z zasadą, że jeżeli nie da się ich usunąć, należy rozstrzygać je na korzyść oskarżonego. Sam oskarżony przekonywał z kolei w "ostatnim słowie", że "nic nie jest takim, jakim się wydaje". Przekonywał, że rodzina była, jest i zawsze będzie dla niego najważniejsza.
Apelację od wyroku sądu pierwszej instancji złożyła także prokuratura, nie dotyczy ona jednak wymiaru kary ani ustaleń poczynionych przez sąd. Stawia w niej sądowi dwa zarzuty dotyczące mniej istotnych kwestii. Jeden dotyczy sprawy proceduralnej, drugi - niezasądzenia zadośćuczynienia na rzecz syna P. - powiedziała PAP prok. Karina Spruś.
Odwołania od wyroku rozpozna Sąd Apelacyjny w Katowicach.
Autor: mag/mś / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: tvn24