Po śladach DNA naukowcy odnaleźli matkę potrąconego wilczka i po wyleczeniu wypuścili go do lasu z obrożą GPS. Sygnały wskazują, że już po kilku godzinach odnalazł watahę. - To jeszcze dziecko, sam by nie przeżył. Nie było go z nimi cztery tygodnie i czuć od niego chemią - opowiada jeden z wielu ludzi, którzy ratowali wilka.
27 października wieczorem w Małym Klinczu pod Kościerzyną na Kaszubach samochód potrącił młodego wilka. Od tej małej wsi zwierzę zostało nazwane Klincz.
Leczenie
Kierowca zatrzymał się i wezwał policję. Funkcjonariusze zaczęli obdzwaniać okolicznych lekarzy weterynarii.
- Nie chcieli go odstrzelić, tylko ratować. W końcu dodzwonili się do nas - mówi Anna Burlińska, która z mężem Piotrem prowadzi klinikę dla zwierząt w Bytowie. - Mąż pojechał, podał wilkowi leki uspokajające, zabrał do nas, w klinice zrobił rentgen. Na szczęście wilk nie był połamany, tylko miał 11 ran, które trzeba było zaszyć - opowiada pani Anna.
Pani Anna: - I nad ranem zadzwoniliśmy do Stowarzyszenia dla Natury "Wilk", co robić dalej.
"Wilk" to stowarzyszenie naukowców z Bielska-Białej, które od wielu lat bada ten gatunek zwierząt.
Klincz trzy dni dochodził do siebie w klinice.
Następnie został przetransportowany do Ośrodka Rehabilitacji "Mysikrólik" w Bielsku, gdzie przeszedł rehabilitację pod okiem lekarki ze stowarzyszenia "Wilk" Izabeli Całus.
Choć "Mysikrólik" jest dla dzikich zwierząt, to pierwszy raz gościł wilka. Przez kilka dni w ciepłej izolatce przyjmował kroplówki, a gdy już zaczął drapać drzwi, przeprowadzono go do murowanego boksu, specjalnie przygotowanego dla wilka.
- Wiedzieliśmy, że kiedyś się pojawi - mówi Sławomir Łyczko, właściciel "Mysikrólika".
Boks został tak zbudowany, by Klincz, próbując się wydostać, nie podkopał się ani nie zrobił sobie krzywdy przy okazji i nie miał kontaktu z człowiekiem, nawet wzrokowego. Żeby się nie oswajał.
- Młodemu wilkowi mogłoby zacząć się wydawać, że jest człowiekiem - mówi Sabina Nowak ze Stowarzyszenia dla Natury "Wilk". Po wypuszczeniu do lasu - co od początku było celem ratowania Klincza - wilk wracałby do ludzi.
Filmy z udziałem Klincza nagrywała w "Mysikróliku" fotopułapka.
- Mięso przerzucaliśmy przez dach. Wchodziliśmy tylko na moment podać wodę i wymienić kartę w fotopułapce. Wilk wtedy kulił się i chował do budy - opowiada pan Sławomir. - Jak już wiedzieliśmy, że do nas przyjedzie, nie mogliśmy sobie wyobrazić, co to będzie za zwierzę, jaki potwór. I zobaczyliśmy szarego psa, który panicznie boi się ludzi.
Poszukiwanie matki
W tym czasie biolog i genetyk Maciej Szewczyk ruszył na poszukiwania rodziny Klincza.
- On sam by nie przeżył, to jeszcze dziecko, szczeniak, ma siedem miesięcy - mówi Sabina Nowak. - A obca wataha mogłaby go nie przyjąć albo nawet zagryźć. Wilki bardzo pilnują swojego terytorium.
W lasach pod Kościerzyną na Kaszubach, tam, gdzie Klincz wpadł pod samochód, Szewczyk natrafił na świeże odchody wilków. Porównał DNA wyizolowane z tych odchodów i ze śliny potrąconego wilczka. - I trafił na genotyp matki Klincza - mówi Nowak.
22 listopada w miejscu znaleziska wilczek został wypuszczony. Wcześniej naukowcy ubrali mu obrożę GPS/GSM.
Nowak: - Sygnały wskazywały, że błąka się chaotycznie. Po kilku godzinach osiadł w jednym miejscu. Sprawdziliśmy potem, że było tam wiele tropów dorosłych wilków. Podobnie było na kolejnych postojach Klincza. To znaczy, że odnalazł rodzinę.
Tajemnica
- Co te wilki mogą teraz myśleć o Klinczu? - pytam Sabinę Nowak.
- Czują, że miał dziwne kontakty. Nie było go cztery tygodnie, pachnie chemią, antybiotykami, środkami do dezynfekcji, które zostawiły srebrny kolor na sierści. Pewnie on im teraz opowiada, że porwali go kosmici - odpowiada.
Dla ludzi pozostanie tajemnicą, co by się stało z wilczkiem, gdyby nie miał kontaktu z samochodem w Małym Klinczu. Był bardzo schorowany, badania krwi wykazały między innymi chorobę odkleszczową. Naukowcy nie przebadali go dokładnie, nie chcieli za bardzo ingerować. Nie wiadomo, jak długo przeżyłby w naturze, gdyby w ogóle nie trafił na człowieka.
Autor: mag/gp/kwoj / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: Stowarzyszenie Dla Natury Wilk