Dariusz miał 24 lata, miał plany, chciał iść na studia, był szczęśliwy, zawsze wracał z imprez do domu. Gdy potrącił go pociąg, rodzina nie wierzyła, że to było samobójstwo. Po tygodniu od jego śmierci dwaj mężczyźni usłyszeli zarzuty: jeden zabójstwa, drugi utrudniania postępowania karnego.
24-letni Dariusz, mieszkaniec Orzesza na Śląsku, został znaleziony martwy w sobotę 18 listopada o 5.45 w okolicy dworca kolejowego w pobliskim Mikołowie.
Ustalono, że potrącił go pociąg około godz. 5 rano. Mężczyzna w momencie potrącenia leżał na torach. Ale policja brała pod uwagę różne wersje zdarzeń.
Bliscy zmarłego wykluczali samobójstwo. - Darek był przyjazny, uśmiechnięty, nigdy żadnych bójek, zatargów. Chciał skończyć studium magisterskie i zawsze wracał do domu z imprez - opowiedziała nam siostra zmarłego.
Nie mylili się. Śledczy ustalili, że 24-latek został zamordowany.
- Nie zginął na skutek nieszczęśliwego wypadku, a celowego działania osób trzecich. Wobec zatrzymanych mężczyzn, którzy usłyszeli już zarzuty, sąd rejonowy zastosował środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania na trzy miesiące - mówi Ewa Sikora, rzeczniczka mikołowskiej policji.
Mord i pozorowanie samobójstwa
Od śmierci Dariusza do aresztowania podejrzanych minął tydzień. Śledczym udało się zrekonstruować ostanie godziny jego życia dzięki miejskiemu monitoringowi. Przeanalizowali kilkanaście nagrań.
Kamery nie zarejestrowały tylko sytuacji na dworcu, czyli zabójstwa. - Ale jest świadek, który wszystko widział - podają śledczy.
Siostra Dariusza, apelując na Facebooku o pomoc w ustaleniu zabójców, pisała, że feralnej nocy Dariusz wybrał się na otwarcie nowego pubu w Mikołowie. - Poszedł na piwo ze swoimi rówieśnikami ze szkoły - podkreśla.
Miał potem dzwonić po ojca, żeby po niego przyjechał. - Ale też często nie dzwonił, żeby nikogo nie budzić. Spał wtedy u kolegi i wracał sam - mówi siostra Dariusza.
Pierwszy pociąg do Orzesza miał o 4.27. Co się wydarzyło wcześniej?
Według policji, 24-latek spędził tę noc w towarzystwie dwóch mieszkańców Mikołowa, 27-latka i 42-latka.
Siostra Dariusza: - Brat ich nie znał. Szedł na dworzec sam, zaczepili go po drodze.
Sikora: - Byli razem przez kilka godzin, kupowali alkohol w sklepach, pili go razem. Biesiadowanie mieli zakończyć w rejonie mikołowskiego dworca i tam pokłócić się o pieniądze na wódkę.
- Nie spędzili całej nocy razem, ale ostatnie chwile. Nie wiemy, czy za obopólną zgodą, czy 24-latek został zaczepiony przez 27-latka i 42-latka - mówi Maria Zaręba, prokurator rejonowy w Mikołowie.
Na dworcu 27-latek miał dusić 24-latka, a następnie upozorować śmierć swojej ofiary. 42-latek pomógł mu ułożyć ciało Dariusza na torach podaje policja.
- Sekcja zwłok nie wykazała jeszcze, czy ofiara w chwili położenia na torach była już martwa, czy nieprzytomna. Zleciliśmy dodatkowe badania - dodaje Zaręba.
Zarzuty i areszt
Kompanów Dariusza udało się zatrzymać 23 listopada, również dzięki relacji świadków. W miejscu zdarzenia przeprowadzono eksperymenty procesowe, na razie tylko z udziałem 42-latka.
Zatrzymani mężczyźni 25 listopada zostali doprowadzeni do Prokuratury Rejonowej w Mikołowie, gdzie usłyszeli zarzuty: 27-latek - zabójstwa, a 42-latek - utrudniania postępowania karnego - dokładnie chodzi o pomaganie w pozorowaniu samobójstwa. Obaj także stanęli pod zarzutem wywierania wpływu na świadka.
- Usiłowali wpływać na niego przemocą - uściśla Zaręba.
Obaj nie przyznają się do zarzucanych czynów, ale - jak mówi Sikora - "wyjaśnienia starszego korespondują z zeznaniami świadka, uzupełniają się". - Wybiela on swój udział w zdarzeniu, umniejsza odpowiedzialności. Jest też kwestia jego świadomości: czy wiedział, że układa zwłoki, czy też człowieka, który żyje - mówi prokurator.
Autor: mag//ec / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: śląska policja