Bez polityki

Tomasz Terlikowski: Homoseksualna herezja w natarciu? Już bym tak nie napisał

To było wiele godzin pracy, odsłuchiwania tych opowieści. Nie da się tak tego z siebie zmyć i zamknąć tej szufladki i powiedzieć, że to wszystko minęło – opowiadał publicysta Tomasz Terlikowski. W programie "Bez polityki" mówił o pracy w komisji świeckiej badającej sprawę dominikanina Pawła M. We wrześniu komisja pod przewodnictwem Terlikowskiego opublikowała raport, z którego wynika, że duchowny miał stosować wobec wiernych przemoc fizyczną, psychiczną, a nawet seksualną. - To jest tak, że zetknięcie z cierpieniem, którego źródłem jest człowiek kościoła, który uważał się za Mesjasza, oraz cierpienie spowodowane wieloletnimi zaniedbaniami instytucji czyli zakonu dominikanów, to oczywiście odbija się na emocjach, wierze i tego jak postrzegamy świat – wyjaśnił Terlikowski. Podkreślił jednak, że "nie poobijało to jego wiary w Boga". - Spotkanie z cierpieniem, z bólem spowodowanym w imię religii, w człowieku religijnym powinno stawiać rachunek sumienia. Z drugiej strony rachunek sumienia to na początku wdzięczność. Jestem wdzięczny, że udało mi się uniknąć charyzmatycznych kaznodziejów – powiedział. Gość Piotra Jaconia tłumaczył, że "Kościół jest instytucją ludzką i nie ma instytucji ludzkiej, w której nie ma grzechu". Publicysta ocenił,  że w Kościele "nie uczy się krytycyzmu". - Powinno nas się uczyć na katechezie, na ambonie, jeśli słyszymy jawne głupstwa czy ktoś próbuje wymusić na nas jakieś decyzje, to nie jest to duszpasterstwo i to nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem – mówił.

 

Terlikowski jest autorem książki "Tęczowe chrześcijaństwo. Homoseksualna herezja w natarciu". Pytany, czy teraz też by ją napisał, odparł: - Napisałbym ją zupełnie inaczej. Człowiek się zmienia, za ten tytuł jestem gotów przeprosić – stwierdził. Podkreślił, że ten temat "to jeden z najciekawszych sporów w chrześcijaństwie jakie się toczy". - Mamy historię walki grupy, która przez wieki była prześladowana wyłącznie za to, kim jest, a druga historia to wzięcie tej niesłusznie dyskryminowanej grupy na sztandary przez pewną grupę polityczną. Część z tych polityków wykorzystuje wielowiekową dyskryminację osób homoseksualnych czy transseksualnych do budowania własnej polityki – ocenił.

 

Gość programu mówił, że "tę sprawę rozgrywa strona lewa i prawa". - Jeszcze 7-8 lat temu, gdyby rozmawiano o procedurze korekty czy uzgodnienia płci, to także politycy prawicy powiedzieliby, że te procedury prawne są złe i trzeba je zmienić, bo krzywdzą osoby wymagając od nich np. wytoczenia procesu rodzicom – wyjaśnił. - Wtedy tego nie zrobiono , a teraz stał się to temat polityczny i żadna ze stron nie powie nic, co mogłoby sprawiać wrażenie ustępstwa. Myślę, że gdybyśmy rozmawiali nie politycznie, to nie byłoby sporu o to, czy ludzie, którzy mieszkają ze sobą od wielu lat mogą się wspólnie rozliczać podatkowo – dodał.