Tysiące małych żółwi weszło, i to dosłownie, w dorosłe - morskie - życie. Na plaży w Meksyku całe ludzkie rodziny zebrały się, aby podziwiać zza czerwonej taśmy ten niezwykły spektakl.
W tym samym czasie dziesiątki wolontariuszy z Puerto Rico zebrało się w żółwiej ochronce, aby pomóc maleńkich żółwiątkom w ich pierwszej i bardzo niebezpiecznej podróży. Żółwików naliczono około siedmiu tysięcy.
Żółwia ochronka
Żółwia ochronka, znajdująca się niedaleko miasta Tonala w Chiapas, w południowej części Meksyku, co roku pomaga w ten sposób młodym gadom w pokonaniu obowiązkowej trasy z miejsca urodzenia na plaży do morza.
Dzięki angażowaniu ich do akcji, organizatorzy liczą na podniesienie ekologicznej świadomości mieszkańców. Niektórzy z nich niszczą bowiem żółwie jaja wierząc, że ich skorupy są skutecznym afrodyzjakiem.
Władze stanu Chiapas liczą, że akcje takie jak ta pomogą ożywić malejącą z roku na rok populacji tamtejszych żółwi.
Człowiek pielęgniarką gada
Praca wolontariuszy zaczyna się jednak na długo przed marszem na plaży. Wcześniej zbierają żółwie jaja z plaży na długości aż 100 kilometrów. Maleństwa wykluwają się zawsze pod koniec października i wypuszczane są do morza.
Dlaczego jednak walczy się o zwierzęta, skoro jest ich tak dużo? Niestety, zaledwie dwa czy trzy żółwie spośród każdej setki przetrwają w morzu do dojrzałego wieku, gdy będą zdolne do rozmnażania.
Źródło: APTN
Źródło zdjęcia głównego: aptn