Około 500 zwierząt - m.in. psów, gęsi, kóz - i jeden człowiek, który został w Fukushimie, by się nimi opiekować. - Nawet gdybym wyjechał tylko na miesiąc, nie sądzę, by wtedy którekolwiek z tych zwierząt przeżyło - mówi Keigo Sakamoto, który po awarii elektrowni atomowej zdecydował się zostać na terenie zagrożonym promieniowaniem.
W marcu 2011 roku Japonię nawiedziło silne trzęsienie ziemi, a w wybrzeże uderzyła fala tsunami, która poważne uszkodziła jeden z reaktorów w elektrowni Fukushima. Rząd nakazał 150 tys. mieszkańców opuścić swoje domy. Nawet teraz, dwa i pół roku po katastrofie, osoby przebywające na terenie zagrożonym wzmożonym promieniowaniem, muszą ewakuować się z "niczyjej ziemi" przed zmrokiem.
Do zarządzenia nie stosuje się tylko jeden człowiek, 58-letni Keigo Sakamoto. Obecnie jest to jedyny człowiek, który nawet na noc nie opuszcza zamkniętej strefy wokół elektrowni Fukushima.
Odcięty od świata
Sakamoto swoją działalność na rzecz opieki nad zwierzętami rozpoczął 10 lat temu. W miejscowości oddalonej o 20 km od zakładu w Fukushimie stworzył nawet specjalny ośrodek.
Gdy doszło do awarii w elektrowni, Sakamoto odmówił opuszczenia swoich podopiecznych. Służby zablokowały drogi dojazdowe do terenu zagrożonego skażeniem, tym samym odcinając Japończyka od świata.
Nie mogąc opuścić okolic Fukushimy, Sakamoto i jego zwierzyniec przez miesiące żywili się tym, co znaleźli. Podopiecznych przybywało, bo Japończyk przygarniał kolejne zwierzęta, które zostały porzucone przez okolicznych mieszkańców podczas ewakuacji.
Potrzebuje ponad tonę jedzenia na miesiąc
Zamknięte drogi zostały otwarte, gdy pracownicy TEPCO - operatora elektrowni - rozpoczęli wizytację terenów otaczających elektrownię.
Dopiero wtedy Sakamoto mógł zacząć wyjeżdżać samochodem z zamkniętej dotąd strefy.
Teraz dwa razy w tygodniu jeździ do pobliskiego miasteczka Iwaki po dostawy jedzenia. Zapotrzebowanie jest bardzo duże, ponieważ jego kury spożywają miesięcznie 900 kg paszy, 300 kg jedzenia potrzebują psy, a 120 kg dwie kozy - Snowy i Gon. Mieszkańcy Iwaki pomagają Sakamoto przygotowując mu worki z paszą, a miejscowy supermarket zapewnia resztki niesprzedanych warzyw.
Czuje żal
58-letni samotnik czuje żal i złość do pracowników elektrowni Fukushima. - Tylko przychodzą i odchodzą, żeby zobaczyć, co zrobili. Ale nie pamiętam, żebym kiedykolwiek usłyszał "przepraszam" - mówi Sakamoto.
Mężczyzna zapewnia, że nie martwi się o swoje życie. - Przecież chronię setki istnień - tłumaczy Japończyk i dodaje, że nie opuści swojej farmy.
Autor: ewj, ktom/jk / Źródło: Reuters