Tam gdzie kończy się wielka feta, tam oni zaczynają pracę. Niełatwą pracę, zważywszy, że muszą posprzątać po milionie ludzi, którzy w piątek w centrum Londynu z zachwytem patrzyli na ślubne uroczystości Kate i Williama. Patrzyli i... śmiecili.
Do walki z nieczystościami wysłano małą armię zamiataczy ulic i zbieraczy śmieci z Westminster City Council.
Najwięcej sprzątania było oczywiście tam, gdzie tłumy były najgęstsze: wzdłuż trasy przejazdu, w pobliżu telebimów, na Trafalgar Square czy w Hyde Parku.
Ostatni obozowicz
W czasie, gdy ekipy porządkowe zabrały się już ostro do pracy, ostatni "goście" zwijali swoje obozowiska. Jednym z nich był 56-letni John Loughrey, który 90 godzin spędził na mokrym chodniku w pobliżu Opactwa Westminsterskiego.
Jak sam mówił, sytuacja z oczekiwaniem na ślub przypomina picie szampana. Najpierw jest błogostan, a potem bąbelki uderzają do głowy i wszystko kończy się "big bangiem".
Jednak, jak to czyni już od 30 lat, wciąż zamierza jeździć obserwować najważniejsze wydarzenia dla brytyjskiej monarchii. Wydarzenia, oblegane przez miliony, po których oczywiście znów będzie musiał ktoś posprzątać.
Źródło: Reuters