Grzegorz Napieralski pojechał w góry. W Zakopanem puszczał mydlane bańki i kupował oscypki. Miał też zjeść obiad z prawdziwie góralską rodziną. Ta jednak na spotkanie nie przyszła. Szef SLD na osłodę postanowił więc zagrać na skrzypcach. A że nie umiał, to najpierw postanowił się na nich nauczyć grać. Nie udało się. - Nie, to za trudne jak dla mnie. Polityka jest łatwiejsza - tłumaczył polityk lewicy.
Wizyta w terenie to dla wielu polityków jedyna okazja, aby zapoznać się z lokalnymi atrakcjami. Grzegorz Napieralski na Krupówkach zadawał więc mnóstwo pytań. Np. sprzedawcę mydlanych baniek pytał "jak to działa", a później - nie mogąc odmówić sobie przyjemności - strzelał z pistoletu, którego nabojami były bańki właśnie.
Namawiam, żeby przyjechać tutaj, do pięknego miejsca, w którym ja dzisiaj jestem. Zakopane jest śliczne. Grzegorz Napieralski
Szef SLD podczas wizyty na Podhalu miał zapewnionych więcej rozrywek. Specjalnie dla niego sprowadzono góralską kapelę i zorganizowano regionalny poczęstunek. Napieralski był zachwycony.
- Namawiam, żeby przyjechać tutaj, do pięknego miejsca, w którym ja dzisiaj jestem. Zakopane jest śliczne - zachwalał.
Aby podkreślić uroki stolicy Tatr, szefowi lewicy zaplanowano też "spotkanie obiadowe" z prawdziwą góralską rodziną, w góralskiej karczmie, rzecz jasna. Bo takie "spontaniczne" spotkania to żelazny punkt terenowych wizyt. - Była rezerwacja zrobiona i tutaj przygotowaliśmy im wszystkim i obiad, i kapelę załatwiliśmy, bo chcieli - mówi Robert Bachleda, kierownik restauracji"Bąkowa Zohylina" w Zakopanem, gdzie miał odbyć się obiad.
Problem jednak w tym, że góralska rodzina nie dopisała. Zapewne spotkanie odbędzie się w innym terminie. Być może gospodarze nie chcieli innych przewodniczącym w oczy kłuć.
Grzegorz Napieralski musiał wystąpić solo. Postanowił wziąć nawet ekspresową lekcję nauki gry na skrzypach. Szybko się jednak poddał. - Nie, to za trudne jak dla mnie. Polityka jest łatwiejsza - stwierdził.
Polityczne obiady. Smacznego
Ale nie tylko szef SLD wie, że żelazną zasadą polityki jest bliski kontakt z wyborcą.
Przykładowo, gdy tylko Donald Tusk został premierem w 2007 roku, wybrał się z pokaźnym bukietem na obiad do pewnej bytomskiej rodziny. Szef rządu najadł się do syta. Z kolei Jarosław Kaczyński, latem 2010 kandydujący na prezydenta, podczas kampanii wpadł na rodzinny posiłek.
W tym czasie jego konkurent Bronisław Komorowski odwiedzał rodzinę w zachodniopomorskiej gminie Osina. Sztabowcy mieli trudne zadanie, bo gmina rekorodowo popierała kandydata SLD. Trochę się więc nachodzili.
- Po prostu pytaliśmy się ludzi, kto by chciał z państwa przyjąć kandydata na prezydenta na krótkim obiedzie i powiem, że chętnych było bardzo wielu - opowiada Michał Marcinkiewicz z PO.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN, fot. PAP