Kiedy wpadniemy do lodowatej wody, najważniejsze to utrzymać się w obrębie przerębla. Osoba, która znajdzie się pod taflą lodu, traci orientację, a jej szanse na przetrwanie znacznie spadają - wyjaśnia Remigiusz Gołębiowski, licencjonowany ratownik i trener pływania. Zapytany o to, co mogą zrobić świadkowie takiej sytuacji, ekspert przestrzega przed rzucaniem się na oślep na ratunek tonącemu.
W miniony weekend w okolicach angielskiego Birmingham doszło do ogromnej tragedii. Pod grupą dzieci bawiących się na zamarzniętym jeziorze pękł lód, przynajmniej cztery z nich znalazły się w wodzie. Służby potwierdziły śmierć trzech chłopców w wieku od 8 do 11 lat, czwarty poszkodowany - sześciolatek - nadal jest w stanie krytycznym. Media donoszą, że jedna z ofiar śmiertelnych to chłopiec, który próbował ratować pozostałych. Ta odważna decyzja prawdopodobnie kosztowała go życie.
Po ostatnich mrozach rzeki i jeziora w Polsce również zaczyna pokrywać lód. Pamiętajmy, że na razie jest on bardzo cienki, a wejście na niego to zawsze ryzyko wypadku. Najlepiej więc nie kusić losu. Co jednak zrobić, gdy do wypadku dojdzie i widzimy, że ktoś znajdzie się w wodzie?
Jak pomóc osobie, pod którą zarwał się lód?
- Jeśli nie jesteśmy przeszkolonymi ratownikami i nie znamy swoich możliwości, widząc, że ktoś znalazł się w wodzie, powinniśmy zacząć od zawiadomienia służb i podjęcia próby uspokojenia tonącego. Trzeba pamiętać, że dwie ofiary to zawsze jeszcze większa tragedia niż jedna martwa osoba - mówi Remigiusz Gołębiowski, ratownik i trener pływania. I dodaje: - Znacznie lepszym rozwiązaniem niż samodzielne wskakiwanie do lodowatej wody jest wezwanie profesjonalnej pomocy.
Są jednak sytuacje, w których profesjonalnej pomocy wezwać się nie da lub wiadomo, że nie dotrze ona na miejsce zdarzenia w ciągu kilku minut. Co wtedy? Jak zaznacza na swojej stronie Państwowa Straż Pożarna, wejście na lód to ostateczność - istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że pod nami również się on załamie. Jeżeli poszkodowany jest blisko brzegu, trzeba postarać się podać mu jakiś przedmiot lub rzucić coś, czego mógłby się trzymać, np. linę, gałąź, kurtkę.
Kiedy tonący znajduje się jednak daleko od brzegu, a sytuacja wymaga od nas wejścia na lód, musimy pamiętać o zachowaniu szczególnej ostrożności. - Przede wszystkim należy spróbować ocenić grubość lodu. Jeśli topiąca się osoba wcześniej przez dłuższy czas bawiła się czy stała w innym miejscu niż to, w którym lód pękł, bardzo prawdopodobne, że tam pokrywa jest znacznie grubsza. Ale i tak nie należy na nią wchodzić, tylko ostrożnie się wczołgać, najlepiej biorąc ze sobą linę przywiązaną np. do pieńka na brzegu. W ten sposób dostajemy się do samego przerębla, tak samo wracamy na ląd - wyjaśnia Gołębiowski.
Wzmożoną ostrożność należy zachować również wtedy, gdy uda nam się już dotrzeć do tonącego. - Przede wszystkim trzeba pamiętać o własnym bezpieczeństwie, najlepiej pomóc mu wydostać się z wody za pomocą gałęzi czy liny. Rękę podajemy poszkodowanemu wyłącznie, gdy mamy pewność, że jesteśmy od niego znacznie silniejsi. Człowiek walczący o życie wytwarza ogromną siłę, nawet jeśli wygląda niepozornie. Sam wyciągałem kiedyś z wody kilkuletniego chłopca, który chwycił mnie tak mocno, że zacząłem rozglądać się dookoła, szukając drugiej osoby. Po prostu nie wierzyłem, że małe dziecko jest w stanie wydobyć z siebie taką siłę. Z kolei mój znajomy trafił kiedyś na tonącego większego i silniejszego od siebie. Zaczął iść na dno wraz z nim. Uratowaliśmy ich w ostatniej chwili - wspomina ratownik.
ZOBACZ TEŻ: Toniemy. Jak być bezpiecznym nad wodą
Co zrobić, gdy sami znajdziemy się w lodowatej wodzie?
Ratownik podkreśla, że rzucanie się na pomoc poszkodowanemu to ostateczność, lepiej wezwać przeszkolone służby. Sam tonący nie ma jednak takiego wyboru, on musi walczyć o przetrwanie w wodzie. Służby apelują, by osoby, pod którymi załamał się lód, mimo wszystko spróbowały zachować spokój. Należy unikać gwałtownych ruchów i oszczędzać siły, których w lodowatej wodzie ubywa szybciej niż w normalnych okolicznościach.
- Osoba, która na co dzień nie ma do czynienia z morsowaniem, w momencie wpadnięcia do lodowatej wody prawdopodobnie wpadnie w panikę, straci poczucie orientacji, może mieć problem ze złapaniem oddechu. Najważniejsze, by nie dostała się pod powierzchnię lodu, bo wtedy może mieć problem z powrotem do przerębla - zaznacza Gołębiowski.
Najtrudniejszą częścią pozostaje jednak wydostanie się z wody. - Jeśli czujemy pod nogami grunt, musimy jak najmocniej się od niego odbić, opierając jednocześnie ręce na tym kawałku lodu, który wygląda na najbardziej trwały. W miejscu pęknięcia lód staje się czasem ostry jak szkło, ale kiedy stawką jest życie, nie powinniśmy zajmować myśli ewentualnymi ranami na rękach. Przy samym wychodzeniu z wody należy pamiętać o znalezieniu jak najgrubszego fragmentu lodu, takiego, który nie zawali się pod ciężarem ciała. Nie stawiamy na nim stóp, tylko wślizgujemy na niego i czołgamy do brzegu - mówi ekspert.
Zagrożenie nie znika wraz z wyjściem z wody, u uratowanego mogą wystąpić bowiem objawy hipotermii. Jeśli są one lekkie, osoba wyciągnięta z wody powinna pozbyć się mokrych ubrań i przebrać w suche. Jeśli mamy pod ręką ciepłe koce, dodatkowe nakrycia - okryjmy ją. Podajmy też ciepłe (nie gorące) napoje - poprośmy, by piła małymi łykami, umieśćmy w ogrzewanym pomieszczeniu czy samochodzie. Straż pożarna przestrzega przed podawaniem poszkodowanemu alkoholu. Rozszerza on naczynia krwionośne i poprawia krążenie - w rezultacie szybko doprowadza do dalszego wyziębienia organizmu.
Jeśli jednak objawy hipotermii są ciężkie - m.in. wolny puls, słabo wyczuwalny oddech, sina skóra, apatia, albo wręcz utrata świadomości - konieczna będzie profesjonalna pomoc lekarska.
W sytuacjach skrajnych, chcąc pomóc przywrócić osobie wyciągniętej z wody odpowiednią temperaturę ciała, zamiast zarzucać ją wieloma warstwami ubrań, można… ściągnąć własne ubrania i objąć takiego człowieka. - Najskuteczniejszym sposobem na ogrzanie ciała innej osoby jest "podarowanie" jej własnego ciepła. Znacznie szybciej przedostanie się ono do jego organizmu z nagiego ciała niż z wystawionych na mróz ubrań - wyjaśnia Gołębiowski.
Gołębiowski zaznacza, że niewskazane jest polewanie osoby wyciągniętej z zamarzniętego jeziora gorącą ani nawet ciepłą wodą. - W ten sposób można ją po prostu poparzyć.
Uwaga. Wczesny lód szczególnie niebezpieczny
Choć stąpanie po zamarzniętym jeziorze jest niebezpieczne niezależnie od temperatury, to teraz, na samym początku zimy, jest to szczególnie ryzykowne. Wczesny lód - a z takim mamy obecnie do czynienia - jest wyjątkowo zdradliwy. Przy brzegu wydaje się gruby, tymczasem kawałek dalej jego pokrywa może być bardzo cienka. Ale nawet faktycznie gruba warstwa lodu nie gwarantuje bezpieczeństwa. Zagrożeniem są np. miejsca, gdzie niedawno były przeręble. Przykryte śniegiem mogą wyglądać tak samo jak reszta tafli, jednak pokrywa lodowa jest tam cienka.
Minimalna grubość lodu, na który można bezpiecznie wejść, szacowana jest na około 10 centymetrów. Taką grubość lód może osiągnąć dopiero po wielu dniach z rzędu, w których temperatura również za dnia utrzymuje się poniżej minus 10 stopni Celsjusza. Do tej minimalnej grubości nie wlicza się lodu pośniegowego, czyli świeżej warstwy na wierzchu. Najlepiej więc nie kusić losu wcale.
Źródło: tvn24.pl, gov.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock