Kilkadziesiąt osób przed ośrodkiem dla cudzoziemców. Na miejscu byli też policjanci

Były policjant usłyszał zarzuty
Czerwony Bór
Źródło: Google

Grupa kilkudziesięciu osób pojawiła się w niedzielę wieczorem w pobliżu ośrodka dla cudzoziemców w Czerwonym Borze (Podlaskie). Policjanci byli na miejscu, ale jak informują, że nie musieli podejmować interwencji i nie doszło do żadnego ataku. Wcześniej prawicowe media podchwyciły wpis w sieci jednego z radnych z powiatu zambrowskiego, który napisał do wojewody, że mieszkańcy obawiają się przemieszczających się po okolicach grup cudzoziemców. 

"Przyjechało dużo aut. Wysiedli, podeszli pod ośrodek dla uchodźców przed zmierzchem. Na zdjęciach i filmach, które wysyłali z ośrodka przestraszeni ludzie, widać kilkudziesięciu mężczyzn, część jest mocno zbudowana, zakapturzona, niektórzy w dresach" – napisała na portalu czabanrobiraban.pl Joanna Klimowicz.

Chodzi o zdarzenie, do którego doszło w niedzielę (6 kwietnia) wieczorem obok ośrodka dla cudzoziemców w Czerwonym Borze.

Bali się, że dojdzie do linczu

"Przebywający w ośrodku legalnie cudzoziemcy, czekający na decyzje o przyznaniu im statusu uchodźcy czy innej formy ochrony międzynarodowej, i tak już mocno straumatyzowani, przerazili się, że dojdzie do linczu, że Polacy wedrą się do środka, może podpalą budynek. Chwycili za telefony, alarmując aktywistów, którzy wspierają ich w procedurze uchodźczej" – napisała Klimowicz.

Jak słyszymy w relacji Radia Białystok, zgromadzeni mówili m.in., że chcą wyrazić niechęć wobec "tego, co się dzieje". Był też okrzyk: "Cała Polska śpiewa z nami, wy… z uchodźcami”.

Policja zauważyła, że zaczęli skrzykiwać się w internecie

Młodszy inspektor Tomasz Krupa, rzecznik podlaskiej policji, informuje nas, że mundurowi byli tam od początku do końca.

- Zgromadzenie rozpoczęło się około godz. 17, zakończyło po godzinie 18. Informacje, że odbędzie się tu tego typu spotkanie, były zamieszczane na różnego rodzaju portalach internetowych. Stąd też nasze zainteresowanie tą sytuacją. Tym bardziej, że zdajemy sobie sprawę, jakie emocje temu towarzyszą - mówi.

Dodaje, że na miejscu było kilkadziesiąt osób, mniej niż 100.

Policja: nie dochodziło do żadnych ataków

- W trakcie całego zgromadzenia nie musieliśmy podejmować interwencji. Nie dochodziło do żadnych ataków. Nie zostało naruszone niczyje bezpieczeństwo. Część osób została natomiast wylegitymowana. Ustalanie tożsamości osób, które biorą udział w takich wydarzeniach, to standardowa procedura - zaznacza policjant.

Twierdzi też, że wcześniej mundurowi nie mieli żadnych sygnałów, jakoby dochodziło do popełniania przestępstw.

- Czy to ze strony okolicznych mieszkańców wobec cudzoziemców czy też cudzoziemców wobec mieszkańców. Nie było też próśb o interwencję kierowanych na numer alarmowy 112 - mówi.

W prawicowych mediach mowa o grupach migrantów i strachu

W ostatnich dniach w prawicowych mediach pojawiały się informacje o grupach migrantów, którzy mieli przemieszczać się po okolicznych miejscowościach i - jak mówił np. w materiale wpolsce24.tv radny powiatu zambrowskiego Sebastian Mrówka - łapać na parkingach za klamki samochodów.

Jak pisze na portalu czabanrobiraban.pl Piotr Czaban, prawicowe media podchwyciły temat po tym, jak radny Mrówka zamieścił na swoim profilu facebookowym post z interpelacją, którą skierował do wojewody podlaskiego. W interpelacji radny pisał o tym, że mieszkańców niepokoi fakt, iż grupy migrantów przemieszczają się po miejscowościach.

"Podkreślmy, że radny Mrówka nie podał żadnego przypadku niewłaściwego zachowania podopiecznych ośrodka w Czerwonym Borze" – napisał Piotr Czaban w artykule.

Janusz Kowalski z "kontrolą", o Czerwonym Borze mówił też Jarosław Kaczyński

Relacjonował też, że gdy do ośrodka przyjechali – na "poselską kontrolę" - Robert Bąkiewicz i poseł Janusz Kowalski, ten ostatni bulwersował się, że rozmawiał z Jemeńczykiem, który został zawrócony z Niemiec do Polski, a wcześniej przebywał właśnie w ośrodku w Czerwonym Borze.

O ośrodku oraz o strachu okolicznych mieszkańców mówił też w niedzielę – co relacjonował m.in. lokalny portal ewysmaz.pl – prezes PiS Jarosław Kaczyński, który był tego dnia na spotkaniu z wyborcami w Wysokiem Mazowieckiem.

Były relacje o ataku metalowym prętem. Policja nie potwierdza

Wspomniana na wstępie Joanna Klimowicz, cytowała na portalu czabanrobiraban.pl wpis Małgorzaty Rycharskiej z organizacji Hope&Humanity Poland, która pisała, że w czwartek (3 kwietnia) pięciu podopiecznych ośrodka dla cudzoziemców zostało zaatakowanych w drodze do sklepu (ośrodek ma charakter otwarty, migranci oczekujący na azyl w Polsce mogą swobodnie się przemieszczać – przyp. red.).

Jak wynika z relacji Rycharskiej, jeden z zamaskowanych mężczyzn, który wysiadł z auta, zamachnął się na cudzoziemca metalowym prętem. Ten chroniąc głowę został uderzony w nadgarstek.

- Nie będę komentował wypowiedzi polityków, natomiast jeśli chodzi o zdarzenie, do którego miało dojść, gdy cudzoziemcy szli do sklepu, policjanci sprawdzali tę sprawę. Nie potwierdziliśmy, aby doszło do takiego zdarzenia – mówi nam, cytowany wcześniej, młodszy inspektor Krupa.

Urząd informuje, że podopieczni ośrodka nie stanowią zagrożenia

W ośrodku w Czerwonym Borze odesłano nas z pytaniami do Urzędu ds. Cudzoziemców. Dostaliśmy maila, z którego wynika, że w ośrodkach zakwaterowani są wyłącznie cudzoziemcy, którzy nie stanowią zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa lub porządku publicznego.

"Wszystkie osoby zakwaterowane w ośrodkach mają zweryfikowaną tożsamość i wydane dokumenty zapewniające im legalny pobyt na terytorium RP na czas rozpatrywania wniosków o udzielnie ochrony międzynarodowej" – czytamy.

Od 2002 roku nie było żadnych incydentów

Urzędnicy podkreślają też, że ośrodek w Czerwonym Borze funkcjonuje od 2002 roku i w "dwudziestotrzyletniej, nieprzerwanej historii funkcjonowania ośrodka nie odnotowano prawdziwych incydentów związanych z kontaktami z okolicznymi mieszkańcami". Tłumaczą też, że rzeczywiście, część podopiecznych może tu trafiać w ramach tzw. rozporządzenia dublińskiego, które mówi o tym, że np. jeśli ktoś złożył wniosek o azyl w Polsce, a pojedzie do Niemiec, może zostać przekazany z powrotem do Polski.

"Zgodnie z ww. rozporządzeniem za rozpatrzenie wniosku o udzielnie ochrony międzynarodowej może być odpowiedzialne tylko jedno Państwo Członkowskie Unii Europejskiej" – głosi oświadczenie urzędu.

Operacja "Śluza" - kryzys wywołany przez Łukaszenkę

Kryzys migracyjny na granicach Białorusi z Polską, Litwą i Łotwą został wywołany przez Alaksandra Łukaszenkę, który jest oskarżany o prowadzenie wojny hybrydowej. Polega ona na zorganizowanym przerzucie migrantów na terytorium Polski, Litwy i Łotwy. Łukaszenka w ciągu ponad 28 lat swoich rządów nieraz straszył Europę osłabieniem kontroli granic.

Czytaj też: Operacja "Śluza" - skąd latały samoloty do Mińska? Oto, co wynika z analizy tysięcy rejsów

Akcję ściągania migrantów na Białoruś z Bliskiego Wschodu czy Afryki, by wywołać kryzys migracyjny, opisał na swoim blogu już wcześniej dziennikarz białoruskiego opozycyjnego kanału Nexta Tadeusz Giczan. Wyjaśniał, że białoruskie służby prowadzą w ten sposób wymyśloną przed 10 laty operację "Śluza". Pod pozorem wycieczek do Mińska, obiecując przerzucenie do Europy Zachodniej, reżim Łukaszenki sprowadził tysiące migrantów na Białoruś. Następnie przewozi ich na granice państw UE, gdzie służby białoruskie zmuszają ich, by je nielegalnie przekraczali. Ta operacja wciąż trwa.

Czytaj więcej w tvn24.pl: Kryzys na granicy polsko-białoruskiej

TVN24 HD
Dowiedz się więcej:

TVN24 HD

Czytaj także: