Adres zamieszkania, a poprzez podanie numeru księgi wieczystej - również PESEL oraz imiona rodziców. Takie dane z wniosku o ustalenie lokalizacji inwestycji mieszkaniowej ujawnił urząd miasta w Białymstoku. Przedsiębiorca zorientował się, że coś jest nie tak, gdy dostał list od nieznanej mu osoby z pytaniem, czy sprzedałby mieszkanie w bloku, który dopiero zamierzał zbudować. Sąd Okręgowy zasądził na rzecz powoda 20 tys. zł. Ten będzie się odwoływał. Żąda 10 razy tyle.
Karol Halicki od lat stara się o to, aby u zbiegu ulicy Modlińskiej i Poprzecznej w Białystoku zbudować blok. Zabrania tego rygorystyczny plan miejscowy obowiązujący w tej zabytkowej części miasta, który zakłada niską i drewnianą zabudowę zgodną z przyjętymi w planie wzornikami.
Przedsiębiorca postanowił więc skorzystać z tzw. lex deweloper i 31 października 2019 roku złożył do białostockiego magistratu wniosek o ustalenie lokalizacji inwestycji mieszkaniowej. Urząd odmówił, tak samo jak i (uchwałą z 16 sierpnia 2021 roku) rada miasta. Sprawa trafił do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, który stwierdził nieważność uchwały. Wyrok został jednak w lutym 2023 roku uchylony przez Naczelny Sąd Administracyjny. Czyli koniec końców inwestor nie może budować bloku.
Dostał na adres domowy list od nieznanej osoby
I na tym sprawa by się skończyła, gdyby nie to, że w międzyczasie (a konkretnie w grudniu 2021 roku) Halicki dostał na swój domowy adres list od nieznanej mu osoby z pytaniem, czy sprzedałby mieszkanie w bloku, który dopiero zamierzał zbudować. Obawiając się o swoje bezpieczeństwo i zachodząc w głowę, skąd ktoś zna jego adres zamieszkania (który jest równocześnie adresem prowadzonej przez niego działalności gospodarczej), zwrócił się do miasta.
Jak czytamy w uzasadnieniu wyroku wydanego przez Sąd Okręgowy w Białymstoku, 31 stycznia 2022 roku magistrat odpisał Halickiemu, że doszło do naruszenia ochrony danych osobowych polegającego na opublikowaniu przez urząd miasta danych zawartych we wniosku, który Halicki złożył 31 października 2019 roku – tj. imię i nazwisko, adres zamieszkania, nr telefonu oraz numer księgi wieczystej. Natomiast znając numer księgi wieczystej bardzo łatwo jest ustalić numer PESEL czy też imiona rodziców.
Dane nie zostały zanonimizowane
Sąd stwierdził, że wniosek z danymi osobowymi Halickiego widniał na stronie Biuletynu Informacji Publicznej do 26 stycznia 2022 roku, czyli przez 352 dni.
I według ustaleń, tylko w okresie od 08 lutego 2021 roku do 5 lipca 2021 roku wniosek pobrano aż 451 razy, czyli dokładnie 3,07 razy dziennie. Do 4 lutego 2022 roku (czyli przez 175 dni) dostępna była też na BIP uchwała rady miasta (również w niezanonimizowanej formie), którą to uchwałą radni odmówili Halickiemu ustalenia lokalizacji inwestycji.
Sąd przyjął, że dokumenty pobrano tysiąc razy
Jako że po 5 lipca 2021 roku nie było prowadzonej statystyki pobrań obu dokumentów, sąd przyjął za miarodajną ich łączną liczbę na poziomie tysiąca, zasądzając na rzecz Halickiego 20 tys. zł.
ZOBACZ TEŻ: Gdzie jest UODO, kiedy rząd sięga po dane obywateli? Miał być postrachem Big Techów, jest "bezzębny"
- Moja krzywda została wyceniona na jedynie 20 zł za jedno naruszenie danych osobowych, bo skoro tysiąc razy pobrano moje dane, to za tyle naruszeń odpowiada administrator danych osobowych, czyli miasto Białystok – komentuje Karol Halicki, zapowiadając wniesienie apelacji.
Będzie domagał się zasądzenia kwoty, o którą wystąpił - czyli 200 tys. zł.
Urząd twierdzi, że dosłownie zastosował przepisy
Rzeczniczka prezydenta Białegostoku Urszula Boublej mówi, że miasto odniesie się do wyroku, gdy dostanie go na piśmie wraz z uzasadnieniem.
Tymczasem z wyroku wynika, że magistrat tłumaczył, iż opublikowanie danych Halickiego było następstwem dosłownego stosowania przepisów prawa nakazujących publikację wniosku w ramach lex deweloper wraz z załącznikami. Sąd stwierdził, że pracowników urzędu poinformowano, iż publikacja niektórych danych osobowych jest niecelowa w kontekście stosowania przepisów prawa.
Przedsięborca: te dane krążą teraz po świecie
- Moje dane pobrano co najmniej tysiąc razy - co zresztą potwierdził sąd i te dane krążą teraz po całym świecie i mogą być wykorzystywane w zasadzie do wszystkiego i co najgorsze wbrew mojej woli – komentuje Karol Halicki.
Dodaje, że cały czas jest nachodzony przez nieznajome mu osoby, proponujące mu jakieś podejrzane interesy lub wprost proszące o "wsparcie finansowe".
- Otrzymuję też podejrzane telefony z zagranicy. Odbija się to negatywnie na relacjach mojej rodziny i przyjaciołach, do których także docierają niechciane propozycje. Nie wiem, czy konsekwencje jakichś pozaprawnych działań z użyciem moim danych nie wyjdą na jaw dopiero za kilka czy kilkanaście lat – zastanawia się.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Mikulicz