Prokuratorzy z Wrocławia badają sprawę nieprawidłowości w dolnośląskim oddziale Polskiego Czerwonego Krzyża. Sprawdzają nie tylko to, jak doszło do wyłudzenia ponad miliona złotych, ale także to, jak zniknęło 46 ton żywności przeznaczonej dla potrzebujących.
- Część z przekazywanej nam żywności była kierowana do rozdawania wśród ludności w czasie ostatniej kampanii wyborczej do Sejmu (wybory parlamentarne w 2015 roku - przyp. red.) - mówi "Gazecie Wyborczej" jeden z byłych pracowników Polskiego Czerwonego Krzyża, który zeznaje w śledztwie w sprawie nieprawidłowości w dolnośląskim oddziale PCK. I dodaje, że w rejonie Trzebnicy i Milicza rozdawane były zarówno "duże ilości jabłek", jak i paczki żywnościowe.
Gdzie jest 46 ton żywności?
Czy żywność, która miała trafić do potrzebujących, została wykorzystana jako kiełbasa wyborcza? Tego nie wiadomo, ale z informacji "Gazety Wyborczej" wynika, że śledczy nie mogą doliczyć się w sumie 46 ton darów.
- Trudno mi to przesądzać, to wynik moich rozmów z osobami zaangażowanymi w śledztwo. Prokuratura jednak potwierdza, że żywność zginęła. Mam nadzieję, że uda się jednoznacznie wyjaśnić, co stało się z tą żywnością i że uda się dojść do tego, skąd pochodziło 20 ton jabłek - stwierdza, w rozmowie z reporterem TVN24 Jacek Harłukowicz, dziennikarz "Gazety Wyborczej".
"Okoliczności podlegają analizie"
Co na to prokuratura? W mailu przesłanym do redakcji TVN24 potwierdza, że wątek zaginionej żywności jest badany. Śledczy z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu nie zdradzają jednak, ile żywności miało zniknąć, ani czy była ona faktycznie wykorzystywana jako paczki żywnościowe w trakcie kampanii wyborczej w 2015 roku.
"Okoliczności te podlegają analizie, trwają ustalenia w tym zakresie. Ustalenia dotyczyć będą całości żywności przekazanej do dolnośląskiego PCK w związku z realizacją dwóch programów pomocowych. Powyższe dotyczy między innymi takich produktów jak jabłka" - czytamy w mailu z prokuratury.
Jabłka i żywność - według "Gazety Wyborczej" - rozdawać miał Piotr Babiarz, który jeszcze kilkanaście miesięcy temu szefował wrocławskim strukturom Prawa i Sprawiedliwości. Po tym, jak głośno stało się o możliwych nieprawidłowościach w dolnośląskim oddziale PCK, zrezygnował z członkostwa w partii Jarosława Kaczyńskiego. Wciąż jest jednak posłem. Poseł przed kamerą wystąpić nie chce. Reporterce TVN24 przesłał krótkie oświadczenie SMS-em.
"To jest pomówienie"
"Nigdy na jakichkolwiek moich wiecach czy zebraniach wyborczych nie była wydawana żywność. To jest pomówienie!!! Proszę sprawdzić od kiedy działał program FEAD (pomoc żywnościowa współfinansowana przez Unię Europejską - przyp. red.) i kiedy były pierwsze dostawy do lokalnego PCK. Według mojej wiedzy brak jest dokumentów z wydania żywności, ale za 2016 rok. Jeszcze raz to jest pomówienie" - czytamy w oświadczeniu parlamentarzysty.
Czy śledczy planują przesłuchanie Piotra Babiarza? Tego - na obecnym etapie postępowania - nie ujawniają.
Śledztwo w sprawie nieprawidłowości
Śledztwo prowadzone przez wydział II do spraw przestępczości gospodarczej Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu obejmuje lata 2014-2017. To właśnie w tych latach pracownicy PCK, werbowani przez Jerzego G. (byłego dyrektora organizacji i radnego sejmiku województwa dolnośląskiego), mieli kraść z kontenerów odzież przeznaczoną dla najuboższych, a następnie - za pośrednictwem firmy zarejestrowanej na "słupa" - sprzedawali je w zaprzyjaźnionych hurtowniach i lumpeksach. W ten sposób wyłudzono ponad milion złotych. Doniesienia o możliwych nieprawidłowościach złożyło, niezależnie od siebie, kilka osób.
W lutym 2018 roku Jerzy G. trafił do aresztu. Przebywał tam kilka miesięcy. Posłowie Platformy Obywatelskiej twierdzili wówczas, że w sprawę może być też zamieszana Anna Zalewska, minister edukacji narodowej. Według "Gazety Wyborczej" pieniądze pochodzące ze sprzedaży odzieży miały zasilić kampanię wyborczą Anny Zalewskiej.
Autor: tam/i/kwoj / Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław, TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Radio Rodzina | Mateusz Cieniawski