W 1519 roku niemiecki Kupferberg otrzymał status miasta górniczego. Działało tu 160 szybów i sztolni. Miedź i kobalt poszukiwano przez kilka stuleci. Było kino, słynny w okolicy browar i gospody. Dwa kościoły - katolicki i ewangelicki - liczyły po kilkuset wiernych. Ostatni szyb wydobywczy zamknięto w latach 20. XX wieku. Dwie wojny światowe praktycznie ominęły miasteczko. Dramat rozpoczął się po 1945 roku kiedy złożami uranu pod polską już Miedzianką zainteresowali się Rosjanie.
Tragiczny w skutkach okres dla Miedzianki rozpoczął się w 1948 roku. Tak jak w pobliskich Kowarach i Kletnie, otwarto kopalnie Zakładów Produkcji Rud ZPR-1. Zastraszani górnicy pracowali na 3 zmiany. Tajemnicą było, że wydobywają, lecz mimo to, chętnych do pracy nie brakowało. Wypłaty były bardzo wysokie. Ludzie z całej Polski zjeżdżali się do małego miasteczka na Dolnym Śląsku.
Kopalnia uranu, oficjalnie fabryką papieru
O uranie nie mówiło się nic. Skarby ukryte w ziemi sprawiły, że miasteczko ponownie rozkwitało. Zadowoleni z wypłat górnicy remontowali domy, inni kupowali motocykle. Spokojne życie było idealnym tylko na pozór. O źródle sukcesu należało milczeć.
- W oficjalnych dokumentach kopalnia uranu w Miedziance zarejestrowana jest jako Fabryka Papieru w Janowicach Wielkich. Ludzie nawet nie wiedzą, co wydobywają. Słowo uran praktycznie nie istnieje. Wszystko, co związane z kopalnią objęte jest ścisłą tajemnicą i to na dodatek bardzo pilnie strzeżoną - opowiada Jędrzej Wasiak-Poniatowski, miłośnik Rudaw Janowickich.
Atmosfera strachu
Sekretu przy wejściu do kopalni pilnują Żołnierze z korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Przed wyjściem z kopalni każdy górnik wytrzepuje sobie ubrania. Żołnierze sprawdzają czujnikami, czy czasem jacyś delikwenci nie wynoszą urobku. Ci, którym przypadkiem za kołnierz wpadnie trochę pyłu trafiają na posterunek SB. Dostają kilka godzin na spakowanie i jeszcze tej samej nocy muszą opuścić miasteczko. Znikają, a wśród górników zaczynają krążyć opowieści.
***
"Prowadzili na koniec nieczynnego chodnika i przywiązywali do szalunku. Potem się wycofywali i wysadzali w powietrze cały korytarz. W ten sposób pogrzebano tam dziesiątki ludzi. Tylko że nikt o tym nie mówi, bo ludzie do dziś się boją."
***
Tylko w 1949 roku zakłady R-1 "wyczyszczono" z 55 ludzi przyłapanych na "wynoszeniu" urobku z kopalni.
Cichy zabójca
Oficjalnie przy wydobyciu uranu nie było żadnego niebezpieczeństwa. W kopalni nigdy nie było ostrzeżeń przed promieniotwórczością. Dopiero po zamknięciu sztolni w Miedziance dokonano pierwszych pomiarów. W niektórych kopalniach zakładów ZPR-1 stężenie radonu 600 razy przekraczało dopuszczalne normy. A radon to cichy zabójca. Promieniotwórczy gaz, który wraz ze skalnym pyłem osadza się w płucach.
- Pylica, choroba zawodowa górników, w kopalniach uranu ma więc wybitnie uciążliwy przebieg. Przez cały okres rozkładu radonu jest pylicą promieniotwórczą. Powoduje nowotwory i zwyrodnienia - pisze w książce Filip Springer, autor reportażu "Miedzianka. Historia znikania".
***
"O tym, że uran nas zabija, to my się dopiero dowiedzieliśmy w latach 90., ale to było za późno, bo połowa z nas to już wtedy na cmentarzu leżała."
"Promieniowanie w kopalni było tak duże, że górnikom zegarki stawały same i nie chciały chodzić."
***
"Dziesiątki ludzi pogrzebali żywcem"
Niektórzy narzekali, że codziennie bolą ich zęby, innym coraz bardziej dokuczał kaszel. Takich wysyłano do sanatorium lub dawano kilka dni więcej urlopu. Potem wracali do pracy lub się zwalniali. Ślad po nich ginął.
***
"Mówiło się, że na Miedziance są dwa cmentarze. Jeden niemiecki, na górze, który wtedy zarastał już krzakami, i jeden polski, pod ziemią. W tej kopalni dziesiątki ludzi pogrzebali żywcem, znikali z dnia na dzień, razem z całymi rodzinami. Po prostu przychodziło się do pracy, a w brygadzie kogoś brakowało. A po pracy się okazywało, że jego dom stoi pusty albo mieszka już tam ktoś nowy. Ale nikt o nic nie pytał, bo w kopalni roiło się od szpicli."
***
- Rzeczywiście są takie przekazy, że ludzie znikali. Może niekoniecznie byli mordowani, najczęściej byli po prostu przenoszeni w inne rejony Polski. Ci, którzy wykazywali jakiekolwiek oznaki choroby popromiennej, momentalnie byli przenoszeni do innych kopalni, żeby później było trudno cokolwiek udowodnić - wyjaśnia Wasiak-Poniatowski.
Tysiące kilometrów podziemnych korytarzy
Ale zapotrzebowanie na uran było ogromne. Zimna wojna i wyścig zbrojeń sprawiły, że w latach 1945-54 z kopalni, ukrytej pod kryptonimem Zakłady Przemysłowe R-1, wydobyto w sumie 600 ton rud uranu. W całości odesłanej do Związku Radzieckiego. W kopalni pracowało prawie 1500 osób.
***
"W ciągu 4 lat wydrążono tu 40 tys. metrów bieżących tuneli. Niektórzy mówią o kilkunastu, inni o kilkudziesięciu stanowiskach wydobywczych. Wszystkie sztolnie kopalni ZPR-1 mają razem długość 160 kilometrów, a gdyby połączyć wszystkie szyby w jeden, sięgałby głębokości 30 kilometrów."
***
Rabunkowy sposób prowadzenia prac doprowadził do ogromnych szkód górniczych na terenie Miedzianki. Pękały ściany budynków, na polach zaczęły pojawiać się ogromne zapadliska. Miedzianka co jakiś czas drżała.
- W kopalni panuje zasada, że idzie się za żyłą. Mało kto zastanawia się nad tym, co jest na górze. (...) gorzej, jeśli podążając za żyłą, górnicy dotrą pod miasteczko, a tak przecież też się zdarza. Wtedy osuwająca się ziemia powoduje zapadanie się podwórek i piwnic - opisuje w swojej książce Springer.
Tajemnice, skarby, Romowie i zapadliska
W 1951 roku łatwo dostępne złoża uranu pod Miedzianką są już na wyczerpaniu. Rok później kopalnia zostaje zamknięta. Szyby i sztolnie powoli wypełniają się wodą, a wraz z jej przybywaniem ludzie po cichu mówią, że za likwidacją kopalni kryje się tajemnica. - Krążą plotki tych, którzy zostali pod ziemią, o niemieckich skarbach, tajemniczych ciężarówkach, sekretach i szpiegach - relacjonuje Springer.
Z dnia na dzień w Miedziance pustoszeją kolejne domy i znikają sklepy. Nowe osuwiska i kratery powstają po każdym deszczu.
W pierwszej połowie lat 60 mieszka tu już tylko 300 osób. PKS zatrzymuje się cztery razy dziennie. Do piekarni trzeba chodzić do sąsiednich Janowic. Miedzianka zaczyna mieć niechlubną opinię "Dzikiego zachodu", staje się schronieniem dla przemytników, wędrownych Romów i złodziei.
Opuszczone miasteczko stało się ruiną
- Domy skrzypią coraz bardziej, kilkanaście rodzin dostaje nakaz natychmiastowego opuszczenia budynków ze względu na zagrożenie zawaleniem. Najlepiej trzyma się zachodnia część miasteczka, tam stoi szkoła, kilka małych domków, żółta willa i browar. (...) Opuszczone domy popadają w jeszcze większą ruinę. Mieszkańcy okolicznych wiosek przyjeżdżają do Miedzianki po darmową cegłę i drewno, których jest tu pod dostatkiem i na wyciągnięcie ręki. Wystarczy wejść do któregokolwiek z opuszczonych domów i wziąć to, czego się potrzebuje. Ruin nikt nie dogląda, w całej gminie jest dwóch milicjantów, którzy do Miedzianki wolą się nie zapuszczać - pisze Springer.
Decyzja władz: zlikwidować Miedziankę
W 1971 roku w Miedziance żyje już tylko nieco ponad setka mieszkańców, z czego zdecydowaną większość stanowią Romowie. Kilka lat wcześniej wyjechało stąd kilkanaście rodzin. Część trafiła na Zabobrze, nowo wybudowane osiedle bloków w pobliskiej Jeleniej Górze. Inni trafili do pobliskich Kowar. 13 maja 1972 roku zapada ostateczny wyrok. Wojewódzka Rada Narodowa we Wrocławiu podejmuje decyzję o likwidacji miasteczka.
- Zgonie z harmonogramem do końca 1973 roku mieli stąd wyjechać ostatni mieszkańcy. Potem zaplanowano rozbiórkę budynków. Kamienica po kamienicy, ulica po ulicy. Na koniec w miejscu Miedzianki miano zasadzić las - opowiada Wasiak-Poniatowski.
***
"Te budynki, z którymi się już Cyganie rozprawili, były burzone przez ekipy rozbiórkowe. Przyjeżdżała taka wielka koparka, my ją nazywaliśmy Wielka Dziunia, zaczepiała łyżką o okna i burzyła ścianę po ścianie. Potem wchodzili robotnicy i wybierali dobrą cegłę. A potem Wielka Dziunia zrównywała wszystko z ziemią."
"Miedzianka rzeczywiście się waliła, ale żaden budynek nie zapadł się od dołu, a to wszystkie od góry. Kopalnia nie miała tu nic do rzeczy."
"Miedziankę zrównali z ziemią, żeby nie było śladów po kopalni."
Zostało tylko kilka kamienic
W miasteczku żyją już tylko ci mieszkańcy, którzy wbrew zachętom władz zdecydowali się zostać. To w sumie kilkanaście osób. Któregoś dnia z pobocza drogi wiodącej do Janowic znika jeden z kamiennych krzyży ustawionych tu przed wiekami.
W połowie lat 70. pod ziemię zapadła się jedna ze ścian zamkniętego kościoła. Nocą ziemia pochłonęła kawałek kościoła, który wcześniej i tak był ulubionym miejscem szabrowników. W środku nie było już prawie nic. W 1974 roku przyjechali żołnierze. Otoczyli kordonem okolicę kościoła i podłożyli ładunki. Wyburzyli kościół. Następnie zawalił się pałac, a właściwie to co z niego zostało - już same ruiny. Miedzianka straszyła i przerażała. Z Miedzianki nie zostało prawie nic.
"Tajemnica nadal nie jest odkryta"
Z czasów działania kopalni uranu, do dziś nie jest dostępna żadna dokumentacja. - Próbowaliśmy dotrzeć do archiwów, ale odmawiano nam. Dawni mieszkańcy Miedzianki do tej pory nie chcą mówić o tym, co się tutaj działo. Po prostu boją się. Tajemnica z pewnością nadal nie jest odkryta - kwituje Wasiak-Poniatowski.
Po zwartym centrum miasteczka pozostała tylko jedna kamienica dawnej gospody "Schwarzer Adler". Ostał się jeden z dwóch kościołów, dawna szkoła przy cmentarzu i kilka domów.
Nad miastem ciąży klątwa?
Do dziś jest również jeden z dwóch krzyży pokutnych, jakie stawiano w średniowieczu. Ten z Miedzianki prawdopodobnie pochodzi z XIV/XVI wieku. Jest symbolem klątwy, jaka ma ciążyć nad miastem i przyczyną wszelkich nieszczęść, które spadły na Kupferberg.
***
Materiał powstał na podstawie książki Filipa Springera "Miedzianka. Historia znikania" oraz relacji mieszkańców Miedzianki i okolic.
Autor: Marta Balukiewicz/iga / Źródło: TVN 24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Wrocław | F.Czekała