Na K2 złamał przedramię, musiał wracać do Polski. "Czuję się jak dezerter"

Rafał Fronia o ekspedycji na K2 w pierwszym wywiadzie po powrocie do Polski
Rafał Fronia o ekspedycji na K2
Źródło: Rozmowa Dnia Radia Wrocław

Rafał Fronia, członek narodowej wyprawy na K2, musiał wrócić do Polski. Wszystko przez wypadek, do jakiego doszło podczas podchodzenia do obozu C1. Himalaista był gościem "Rozmowy Dnia" Radia Wrocław. - Jeśli ludzie będą zaaklimatyzowani i będzie okno pogodowe, to mają stuprocentową szansę na zdobycie szczytu - ocenił szanse kolegów na zdobycie K2.

Rafał Fronia miał wielkie plany. Wraz ze wspinaczami z narodowej wyprawy na K2 chciał, jako pierwszy na świecie zdobyć zimą szczyt. Jego koledzy wciąż walczą. On musiał wrócić do kraju. Wszystko przez wypadek do jakiego doszło podczas wspinaczki. - Szkoda, że jestem tutaj, a nie z chłopakami w górach. Zdecydował los - powiedział Fronia, który w piątek był gościem "Rozmowy Dnia" Radia Wrocław.

"My tam nie pojechaliśmy ginąć"

Pytany o to, czy teraz boi się o kolegów, którzy pozostali i wciąż walczą o zdobycie szczytu K2 odpowiedział: - Ja się o nich nie boję. My tam nie pojechaliśmy ginąć, zbierać w d**ę. Pojechaliśmy się wspinać. I tak naprawdę nikt nie myśli o tym, że stanie się coś strasznego.

Przyznał, że spadające kamienie i lawiny zaskoczyły wszystkich. - To jest pewna anomalia. Normalnie zimą w Karakorum nie ma lawin - podkreślił himalaista.

Pędząca masa wielkości "połowy Śnieżki"

Fronia opowiadał też o momencie, w którym we dwójkę himalaistów uderzyła lawina. - Wspinaliśmy się, byliśmy sami w ścianie. I nagle oberwał się kawał lodu wielkości połowy Śnieżki i tego nie słychać. Jest kompletna cisza. Serak z nieprawdopodobną siłą pędzi w dół. Nagle robi się ciemniej. Podnosi się głowę i widać, że to nie chmura, że coś na człowieka pędzi - relacjonował himalaista.

I przyznał, że tego uczucia nie jest w stanie porównać z niczym innym. - Byliśmy wpięci do liny poręczowej i czekaliśmy aż to w nas walnie. Na szczęście ten serak się rozpada. Gdyby tam były kamienie, to by nas pozabijały - podkreślił Fronia. Po tym zdarzeniu przez tydzień nie czuł ramion. Jego partner, Piotr Tomala, po ściągnięciu kasku "miał dziury jak po gradobiciu".

"Gdyby ten bajzel uderzył w nas nie przeżylibyśmy"

Gdy Fronia, z partnerem, znowu wyszedł w górę przeżył kolejną lawinę. - Byliśmy na około 5800 metrów. Wcześniej zaczęły latać kamienie. Kamień mnie uderzył. Na szczęście nie w twarz, nie w głowę. Tylko w rękę i udo. Oderwało nas od ściany lodowej, dyndaliśmy na linie. Pozbieraliśmy się. Nie miałem władzy w ręce i wiedziałem, że coś się stało - mówił na antenie Radia Wrocław.

Wspominał, że zaczęli schodzić. Wtedy z obozu drugiego dostali informację, że schodzi lawina. Froni udało się schować do szczeliny skalnej. - Nie dostaliśmy lawiną. Dostaliśmy pyłówką. Gdy podniosłem głowę wiedziałem, że jest dobrze. Natomiast adrenalina jest nieprawdopodobna. Nie czułem ręki, nie czułem uda, że boli - przyznaje. I dodaje: gdybyśmy byli 500 metrów wyżej, gdyby ten cały bajzel uderzył w nas nie bylibyśmy w stanie tego przeżyć.

Powrót byłby problemem dla innych

Niezbędna była wizyta w szpitalu w Skardu. Tam okazało się, że kość przedramienia jest pęknięta.

- Ja się czuję jak dezerter. Ja jestem tu, a oni dalej walczą. (...) Pierwszą myśl miałem, nie ma złamania, to wracam do bazy - opowiada Fronia. Jednak po chwili przyszła refleksja. - Po co pójdę? Żeby parzyć kawę, żeby się denerwować? Można realizować własne marzenia, ale nie narażając innych. Mój powrót do bazy byłby kłopotliwy dla wszystkich, którzy musieliby się mną zajmować - mówił.

Dwa warunki do sukcesu

Jak ocenił szanse pozostałych uczestników wyprawy? - Jeśli ludzie będą zaaklimatyzowani i będzie okno pogodowe, szansa jest stuprocentowa - podkreślił. Jednak jeśli zabraknie tych czynników szanse, jego zdaniem, spadną do zera. - To jest dobry zespół, dobrych ludzi, którzy potrafią się wspinać i oni na tę górę wejdą, tylko pod jakimś warunkiem. I tym warunkiem jest właśnie okno pogodowe - uważa himalaista.

Co jeśli wyprawa się nie powiedzie i pojawi się kolejna szansa na próbę zdobycia K2 zimą?

- Ja sobie nie odmówię. To moja pasja. Jeśli taka propozycja padnie, to ja tam pójdę - przyznał.

Autor: tam/gp / Źródło: Radio Wrocław, tvn24.pl

Czytaj także: