Rzecznik dyscyplinarny Polskiego Związku Łowiectwa sprawdzi, czy polowanie w Marciszowie odbyło się zgodnie ze sztuką myśliwską. W jego trakcie jeden z pocisków rykoszetował i poleciał w stronę zabudowań. Następnie przebił szybę drzwi balkonowych i utkwił w ścianie wewnątrz mieszkania. Swoje postępowanie w tej sprawie prowadzi również prokuratura, ale prawdopodobnie zostanie ono umorzone.
Prokuratura wszczęła postępowanie w kierunku bezpośredniego narażenia człowieka na utratę życia lub zdrowia. Policja po wykonaniu szeregu czynności i stwierdzeniu braku umyślności działania myśliwego, który oddał strzał oraz braku zagrożenia życia, złożyła wniosek o umorzenie sprawy.
W przypadku stwierdzenia nieumyślności, przestępstwa z wyżej wspomnianego artykułu są ścigane wyłącznie na wniosek pokrzywdzonego. W tym przypadku taki wniosek nie został złożony, dlatego - jak słyszymy w prokuraturze - w tym zakresie sprawa prawdopodobnie zostanie umorzona. Zdaniem prawników taka decyzja byłaby zbyt pochopna.
Prawnicy: było zagrożenie życia
Według wrocławskiej adwokat Karoliny Rzeźnickiej, skoro w pomieszczeniu, przez które przeleciał pocisk znajdowali się ludzie, to wbrew policyjnym ustaleniom, można mówić o zagrożeniu życia. W związku z tym, postępowanie powinno być dalej prowadzone.
- Ponadto należałoby dokładnie sprawdzić, czy polowanie odbywało się ze wszelkimi zasadami, pozwalającymi na zachowanie bezpieczeństwa - twierdzi Rzeźnicka.
W podobnym tonie wypowiada się adwokat Krzysztof Budnik.
- Skoro kula dostała się do cudzego mieszkania, domniemanie jest takie, że polowanie zostało zorganizowane niewłaściwie. Koła łowieckie znają swoje lasy, a także zabudowę mieszkalną, która wyklucza strzelanie w określonym kierunku. Moim zdaniem istniało tu realne zagrożenie życia. Chodzi jednak też o coś więcej, o weryfikację pewnych procedur stosowanych przez myśliwych, którzy albo nie do końca ich przestrzegają, albo nie do końca zdają sobie sprawę z wymogów bezpieczeństwa - uważa prawnik.
Nieszczęśliwy zbieg okoliczności
Udało nam się porozmawiać z przedstawicielami Polskiego Związku Łowieckiego na Dolnym Śląsku. Oni zapewniają, że wszelkie zasady zostały zachowane, a zdarzenie z 6 stycznia to zwykły wypadek, zbieg niefortunnych okoliczności.
- Z ustaleń policji wynika, że kula wystrzelona przez tego myśliwego, który strzelał do dzika na polu, zrykoszetowała od jakiejś przeszkody, być może od zmarzniętej ziemi, być może od kamienia, i uderzyła w pierwsze piętro budynku. Jest to sytuacja, która może się zdarzyć. Nie jest to częsta sytuacja, natomiast pewien zbieg okoliczności mógł sprawić, że kula odbiła się pod takim nieszczęśliwym kątem i doleciała do budynków - mówi Filip Sioch, rzecznik wrocławskiego okręgu PZŁ.
Jak dodał, siła pocisku wystrzelonego z broni myśliwskiej dochodzi nawet do kilku tysięcy dżuli, porównał ją do energii jadącego samochodu osobowego.
Sprawa przekazana do sprawdzenia
Telefonicznie rozmawialiśmy również z przewodniczącym zarządu PZŁ we Wrocławiu. Według jego słów donośność broni waha się od 2 do 4 kilometrów, więc rykoszet w tym wypadku (dom, do którego doleciała kula był oddalony od miejsca polowania o około 1,5 kilometra) był jak najbardziej możliwy.
- Myśliwy, który oddał strzał, od razu przyznał, że to on. Wszyscy na polowaniu zostali przebadani alkomatem przez policję. Byli trzeźwi. Koledzy z koła dogadali się z tymi ludźmi, że pokryją wszystkie koszty poniesione w związku z tym pechowym strzałem (potwierdzili nam to lokatorzy - red.) - informuje Roman Rycombel.
- Sprawę przekazałem do okręgowego rzecznika dyscyplinarnego, który sprawdzi, czy nie nastąpiło złamanie regulaminu polowań, czy strzał został oddany prawidłowo - dodaje Rycombel.
Prokurator rejonowy w Kamiennej Górze Artur Idzi zapowiedział, że wątek samego polowania, być może sprawdzony zostanie w osobnym postępowaniu. Decyzja ma zapaść jeszcze o styczniu.
Do zdarzenia doszło w Marciszowie:
Autor: ib/gp / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: archiwum prywatne