Dane złodzieja, jego numer telefonu i nagrania z monitoringu sklepu, na których widać jak kradnie towar nie wystarczyły policji by zatrzymać sprawcę. Pół roku temu właściciele wrocławskiego butiku zgłosili policjantom kradzież i przekazali zestaw zdobytych na własną rękę danych umożliwiających zatrzymanie złodzieja. Ale sprawa została właśnie umorzona. Powód? Niewykrycie sprawcy.
Do zuchwałej kradzieży w sklepie pana Bartłomieja doszło w lipcu ubiegłego roku. Do butiku weszły trzy osoby: kobieta robiła zakupy, jeden mężczyzna jej doradzał, a drugi kręcił się po sklepie.
- Sytuacja wzbudziła nasze podejrzenia, ale przecież nie możemy traktować wszystkich klientów jak potencjalnych złodziei - opowiada właściciel sklepu przy ul. Pomorskiej.
Numer złodzieja i monitoring
Klientka zainteresowana nową dostawą towaru zostawiła swój numer telefonu. Cała trójka wyszła, a właściciel postanowił na wszelki wypadek sprawdzić monitoring sklepu.
- Okazało się, że podejrzany mężczyzna ukradł dwie rzeczy o wartości 800 zł. Natychmiast zadzwoniłem do klientki, która przekazała nam jego dane i numer telefonu. Tłumaczyła, że to jej daleki znajomy i nie zna jego nazwiska. Sama nie chciała zostać posądzona o współudział w kradzieży - opisuje pan Bartek.
Z pakietem tych informacji oraz nagraniem z monitoringu właściciel sklepu udał się na komendę policji. - Dyżurny wyglądał na wyraźnie zmęczonego, ale w końcu przyjął nasze zawiadomienie - dodaje mężczyzna.
"Policjanci nie zrobili kompletnie nic"
Ale sprawa utknęła, a po pół roku "intensywnego śledztwa" zdecydowano o jej umorzeniu.
- Byliśmy w szoku. Gdy zdziwienie już minęło zdecydowaliśmy się przejrzeć dokumentację. Okazało się że przez dwa miesiące od zawiadomienia policjanci nie sprawdzili numeru złodzieja i nie obejrzeli monitoringu - opowiada pan Bartek. Właściciele sklepu postanowili więc udostępnić monitoring i na własną rękę ustalić pełne dane złodzieja, by z kompletem informacji wrócić na policję i spróbować jeszcze raz pomóc w śledztwie.
- Ale po pół roku numer złodzieja i klientki był już nieaktywny. Sprawę trzeba było umorzyć z powodu niewykrycia sprawcy. Problem w tym, że policjanci nie zrobili kompletnie nic, by go ustalić - podsumowuje właściciel.
Złodziej pozostaje bezkarny
Z pytaniem o prawidłowość przeprowadzenia dochodzenia zwróciliśmy się do wrocławskich policjantów. - Funkcjonariusze prowadzący sprawę tłumaczyli, że sprawdzali nagranie z monitoringu. Należy jednak pamiętać, że to co widać na nagraniu i proces identyfikowania osoby to dwie różne sprawy - wyjaśnia nadkom. Krzysztof Zaporowski z dolnośląskiej policji.
Jak informuje, policjanci nie zaprzestali poszukiwań podejrzanego mężczyzny. W bazach danych i materiałach archiwalnych szukają wzmianek o złodzieju. Dotarli również do klientki, która przekazała właścicielowi sklepu dane złodzieja.
- Okazało się, że nie ma ona nic wspólnego z kradzieżą. Dla nas sprawa nie jest zakończona, oczywiście wciąż szukamy podejrzanego - zapewnia nasz rozmówca.
Prokuratura przyznaje się do błędu
Wątpliwości, co do przedwczesnej decyzji o umorzeniu śledztwa, nie ma Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu. Zapewnia, że prokurator rejonowy ponownie zajmie się sprawą.
- Zachodzi konieczność wyjaśnienia wszystkich okoliczności oraz ponownego wykonania czynności mających na celu znalezienie przestępcy. Pokrzywdzeni często przekazują nagrania z monitoringu, ale odnalezienie konkretnej osoby jest bardzo trudne - mówi prokurator Małgorzata Klaus.
- Może powinniśmy przywieźć złodzieja zawiniętego w dywan prosto pod komisariat? Może wtedy nie pozostałby bezkarny? - zastanawia się pan Bartłomiej, właściciel butiku.
Autor: balu/b / Źródło: TVN 24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Monitoring sklepu MOBO we Wrocławiu