Pokonali wiele trudności, by wzbić się powietrze, a potem spędzili wiele godzin na treningach. Polscy piloci skończyli przygotowania do najbardziej prestiżowych zawodów balonowych na świecie. We francuskim Vichy po raz pierwszy od dekady polska ekipa będzie walczyć o Puchar Gordona Bennetta.
- Jedziemy po to, aby zwyciężyć, aby powalczyć o puchar Gordona Bennetta dla Polski - zapowiadają odważnie nasi baloniarze, chociaż są w lataniu gazowcem są absolutnymi nowicjuszami.
Krzysztof Zapart i Mateusz Rękas do tej pory latali tylko balonami na ogrzane powietrze. Balony gazowe to zupełnie inna bajka - sport dostępny tylko dla elity. A zwycięstwo w Pucharze Gordona Bennetta jest baloniarskim Olimpem. To najstarsze i najbardziej prestiżowe zawody na świecie. Pierwszy raz o puchar walczono jeszcze przed I wojną światową.
Zasady rywalizacji są raczej proste. Dwuosobowa załoga wsiada do kosza i stara się dolecieć jak najdalej w linii prostej od miejsca startu, bez żadnych międzylądowań. Najlepsi zawodnicy spędzają w balonie kilka dni i pokonują tysiące kilometrów. W 2010 startująca z brytyjskiego Bristolu ekipa szwajcarska doleciała na przykład aż do odległej Rumunii, a i tak daleko było jej do najlepszego wyniku Belgów, którzy w 2005 roku pokonali w Ameryce ponad 3400 km.
Rekord w czasie lotu należy natomiast do Niemców, którzy w 1995 roku utrzymywali się w powietrzu ponad 92 godziny.
Początek przygody
Polacy w tych prestiżowych zawodach największe sukcesy odnosili przed wojną, kiedy to czterokrotnie sięgali po trofeum. Wygraliśmy też pierwsze zawody po reaktywacji Pucharu w 1983 roku. Ostatni raz nasza ekipa startowała w nim 10 lat temu.
Teraz do najlepszych wyników będzie próbował nawiązać Team Poland Gordon Bennett 2014. - Nasz pomysł na latanie gazowcem powstał we wrześniu 2013 roku - opowiada Krzysztof Zapart, pilot balonu. - Od słowa do słowa i zakiełkowało ziarno rzucone na podatny grunt. Liczne spotkania z pilotami z USA, Szwajcarii i Niemiec upewniły nas, że warto zmienić balon ogrzewany na gazowy - wyjaśnia.
Miesiąc później polscy piloci byli już na pierwszym locie treningowym w Niemczech u największego obecnie pilota balonów gazowych - Wilhelma Eimersa, trzykrotnego zwycięzcy Pucharu Gordona Bennetta, który stał się mentorem polskiej załogi.
"Mało kto wierzył"
Start w międzynarodowych zawodach jeszcze w styczniu wydawał się mało prawdopodobny. Jednak po zakupie balonu gazowego i rozmowach z EimersemPolacy postanowili powalczyć.
- Zgłoszenia do zawodów musieliśmy przygotować do 25 kwietnia, a przed nami było bardzo dużo pracy. Nie spełnialiśmy wielu wymagań formalnych i mało kto wierzył, że damy radę wystartować. Na cztery miesiące przed konkursem nie było w Polsce balonu gazowego zdatnego do lotu ani placu startowego za stacją wodorową, potrzebną do tankowania. Nie mieliśmy też w kraju żadnego instruktora ani egzaminatora z uprawnieniami, którzy mogliby nas przeszkolić i przeegzaminować - wylicza Zapart.
Walka z czasem
Polscy piloci postawili wszystko na jedną kartę i zdecydowali się zdobyć uprawnienia na balon gazowy. Ćwiczyli w Niemczech. U zachodnich sąsiadów znaleźli też ośrodek szkoleniowy i egzaminatora, który przeprowadził ostateczny sprawdzian.
- Obecnie jesteśmy jedyni w Polsce z licencją pilotów gazowych - cieszy się Zapart. - Nasza radość nie trwała jednak długo, ponieważ okazało się, że proces wydania dokumentów trwa dwa i pół miesiąca. A licencje dostaliśmy dopiero 20 kwietnia. Mieliśmy tylko 5 dni na zgłoszenie się do zawodów Gordona Bennetta - dodaje.
Otrzymanie licencji nie było jedynym zmartwieniem pilotów. Przed nimi pojawiły się kolejne procedury. - W międzyczasie odebraliśmy nasz balon. Świadectwo zdatności do lotu otrzymaliśmy dopiero 24 kwietnia, dzięki inspektorom, którzy w Niemczech wystawili certyfikat. Został więc ostatni dzień na złożenie wszystkich dokumentów do organizatorów Pucharu Gordona Bennetta 2014 - opowiada pilot.
Kilkadziesiąt godzin w powietrzu
Pokonanie formalności to dopiero początek. Od momentu zgłoszenia baloniarze mieli cztery miesiące na gruntowne przygotowanie się do zawodów. A startują w nich tylko najlepsi zawodnicy z całego świata. - Ciągle lataliśmy. W powietrzu spędziliśmy kilkadziesiąt godzin, utwierdzając się, że damy radę - wspomina Zapart. - Wiemy, że nasze organizmy wytrzymają fizycznie i psychicznie tak wielkie obciążenie. I uda nam się polecieć i wylądować bezpiecznie. Niezależnie od warunków pogodowych, w ciężkim i monotonnym locie - zapowiada.
Polscy piloci są przekonani, że mają realną szansę wygrać zawody. - Jesteśmy doskonale przygotowani - zapewniają zgodnie.
Wydają się pewni siebie, jak na debiutantów, ale ostatni polski zwycięzca Pucharu Gordona Bennetta, Ireneusz Cieślak, radzi, by ich nie lekceważyć: - Polska reprezentacja jest bardzo dobrze przygotowana. Odbyli treningi z Eimersem, który jest utytułowanym baloniarzem. Znając ich, wiem, że pójdą na całość. Mają szansę wygrać - mówi znany baloniarz.
800 kg balastu
Polecą pierwszym od 11 lat, certyfikowanym balonem w Polsce. Imponująca jest ilość balastu, jaką mają zabrać ze sobą w powietrze. Dodatkowe obciążenie potrzebne jest po to, by w odpowiednim momencie je wyrzucić i sprawnie sterować balonem. Ta umiejętność może przeważyć o wygranej w zawodach.
- Nasz gazowiec pozwala latać bez przerwy przez prawie 80 godzin. W dodatku unosi 700 kg balastu: piasku w workach oraz wody w pojemnikach, a także 100 kg żywności i wyposażenia - kończy.
Prestiżowe zawody rozpoczynają się w czwartek we francuskim Vichy. Zawodnicy w odstępach czasowych będą po kolei wzbijać się w powietrze. Polacy startują w piątek wieczorem.
Jeden z odważnych baloniarzy na co dzień mieszka w Świdnicy:
Autor: Zuzanna Pezalska/mir/i / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: archiwum prywatne