Zaczęło się od deszczu, a skończyło na paraliżu miasta. Przerwy w dostawach energii, zamarznięte zwrotnice kolejowe, niedziałające tramwaje, pękające rury i braki w zaopatrzeniu - to obraz wrocławskiej zimy stulecia z przełomu 1978 i 1979 roku.
Zima z 1963 roku była długa i mroźna, zamarzł nawet Bałtyk. Bardzo mroźne były też zimy podczas II wojny światowej. Jednak to właśnie zima z początku 1979 roku została okrzyknięta "zimą stulecia", chociaż była krótka. To właśnie po niej na ulicach pojawiły się skrzynki z piaskiem.
Gruby lód na Odrze
Najpierw przyszedł ulewny deszcz. Jak informował "Wieczór Wrocławia" z 30 grudnia 1978 r.: "Jeszcze wczoraj po południu i wieczorem Wrocław tonął w strugach iście wiosennego deszczu, a już w nocy kałuże wody ściął mróz, rano termometry pokazywały minus 11 stopni Celsjusza".
Marznący deszcz był tylko zwiastunem początku zimy stulecia. Później było znacznie gorzej. 6 stycznia 1979 roku termometry we Wrocławiu wskazywały -25 stopni. Niektórzy mieszkańcy miasta wspominają grubą taflę lodu na Odrze.
Bez prądu, ale z pękającymi rurami
- Sylwestra spędzałem u znajomych na Grabiszyńskiej i już wtedy ciemności spowijały ulice. Przerwy w dostawach energii były bardzo długie – mówi prof. Jan Miodek. Wszystko przez to, że zamarzały taśmociągi dowożące węgiel z kopalni do elektrowni. Co gorsza, na skutek oblodzenia zrywały się linie wysokiego napięcia. – Dużym problemem były też pękające rury, które nie wytrzymywały mrozu. Co drugi dzień ulice były zalewane – dodaje prof. Miodek.
Przed składami opałowymi ustawiały się kolejki. – Wyznaczony był przydział na koks, który w tych czasach był bardzo cennym surowcem. Jednak było bardzo zimno, więc mój przydział szybko zużyłem. Gdy poszedłem po kolejny, to koksu już nie dostałem. Wszystko było racjonowane, a kolejki były olbrzymie – mówi Janusz Wilimowski, który w tym czasie mieszkał na Biskupinie.
Zima stulecia nie oszczędziła też wrocławskich szpitali. – Nasz szpital był po częściowej modernizacji, dlatego chorzy nie marzli. Jednak w części, w której remontu nie było, musieliśmy dogrzewać pacjentów dodatkowymi kocami i grzejnikami – wspomina prof. Wojciech Witkiewicz, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego przy Kamieńskiego.
Największy problem szpitale miały z dojazdami. – Śniegu na ulicach było bardzo dużo – dodaje Witkiewicz. Właśnie z tego powodu niektórym pracownikom nie udawało się dotrzeć do pracy.
Na szczęście sprzęt medyczny działał niezależnie od temperatury.
Komunikacyjne zakłócenia
PKS we Wrocławiu odwołał w Sylwestra 80 kursów, a 22 skrócił. Z Wrocławia nie było łatwo wydostać się pociągiem. Połączenia dalekobieżne zostały tymczasowo wyłączone, a pociągom lokalnym zdarzały się kilkugodzinne opóźnienia.
Poruszający się po mieście mieli równie dużo problemów. Komunikacja miejska została sparaliżowana. Tramwaje nie jeździły, bo torowiska przysypał śnieg, a służby nie nadążały z ich odśnieżaniem. Autobusy, podobnie jak podczas dzisiejszych siarczystych mrozów, nie trzymały się rozkładów.
Zdecydowanie się na transport indywidualny też nie było w tych dniach dobrym rozwiązaniem. Na ulicach stały samochody zasypane po szyby, a na drogach poza miastami powstawały olbrzymie śnieżne zaspy. – Wprawdzie dało się zamówić taksówkę i nią gdzieś dojechać, ale warunki były bardzo trudne – przypomina prof. Miodek.
Nie pomagało też społeczne odśnieżanie miasta. Do akcji pozbywania się białego puchu z ulic włączyło się spontanicznie wielu wrocławian. Zakłady pracy rzuciły wszystkie siły do działania. By nakłonić niezdecydowanych, prasa apelowała do odśnieżania osiedli w wolną sobotę.
Awaryjne dogrzewanie zoo
Zima stulecia dała się także we znaki wrocławskiemu zoo. Jednak, mimo problemów z ogrzewaniem, ogród działał normalnie.
– Tradycyjnie o 9.00 rano otwieraliśmy bramy, ale zdarzył się też taki dzień, gdy w ciągu całego dnia odwiedziła nas tylko jedna osoba – mówi Antoni Gucwiński, dyrektor wrocławskiego zoo w latach 1965-2006.
W mroźne dni goście, przechadzając się odśnieżonymi ścieżkami, mogli ogrzać się przy koksownikach i napić gorącej herbaty. Mieszkańcy zoo takie zimy znosili bardzo różnie.
– Najtrudniej było z tymi zwierzętami, które w tym czasie przychodziły na świat – dodaje Gucwiński.
Podczas zimy stulecia we wrocławskim zoo urodziła się żyrafa, a w międzyczasie, w pomieszczeniu, gdzie przebywała, doszło do awarii piecy. – Musieliśmy dogrzewać zwierzęta czym się dało i jak tylko się dało. W tych dniach pracownicy zoo pokazali, jak bardzo są oddani swojej pracy – kończy były dyrektor zoo.
Autor: Tamara Barriga/b//mz / Źródło: TVN 24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Wratislaviae Amici