Przez siedem godzin czekali w niepewności na szczęśliwy finał akcji ratunkowej w kopalni "Rudna". Bliscy przywitali ich ze łzami w oczach. - Ta praca jaka jest, taka jest. Strach będzie - przyznaje żona jednego z pracowników.
Górnicy wyszli na powierzchnię po siedmiogodzinnej akcji ratunkowej. Bliscy czekali nich przed wejściem na teren kopalni "Rudna" w Polkowicach całą noc.
- Byłam w pracy na noc, jak się dowiedziałam. Zwolniłam się. Noc była ciężka - mówi Aleksandra Stępińska, żona jednego z poszkodowanych, która kilka godzin czekała na szczęśliwy finał akcji ratunkowej.
- Czekaliśmy w strachu i niepewności. No ale praca jaka jest, taka jest. Strach będzie. Będzie trzeba męża za każdym razem mocno wycałować, jak będzie szedł do pracy - przyznała kobieta.
"Mogą wziąć prysznic, iść do domu"
- Osiemnastu uratowanym nic się nie stało, mogą pójść do szatni, wziąć prysznic i wracać do domów. Jeden ma trzycentymetrowe rozcięcie na głowie, które wymaga założenia kilku szwów - poinformował Dariusz Wyborski, rzecznik prasowy KGHM.
Wstrząs w kopalni
Do bardzo silnego wstrząsu (4,7 st. w skali Richtera - red.) doszło we wtorek późnym wieczorem, na głębokości około 1000 m pod ziemią. W rejonie zagrożenia przebywało 42 górników. Część z nich wyszła o własnych siłach, ale z 19 uwięzionymi przez cały wieczór nie było kontaktu. Ratownikom udało się wydobyć ich spod ziemi dopiero rano w środę, po siedmiu godzinach od wstrząsu.
Przyczyny wypadku zbada specjalna komisja. W czwartek na miejscu ma odbyć się wizja lokalna.
Autor: bieru/mz / Źródło: PAP / TVN24 Wrocław